Dyrektor… wbrew stereotypom

Zapraszamy do lektury kolejnego artykułu z cyklu „Dyrektor na starcie”. Dziś o stereotypach związanych z tą pozycją.

Funkcję dyrektora pełnię od stycznia 2016r. Nie zdążyłam więc wypracować sobie stylu zarządzania szkołą, nie nabyłam żadnych nawyków- ani tych dobrych, ani tych złych. Jestem jak tabula rasa – czysta karta, którą zapisuje nabywane z każdym dniem doświadczenie.

Już na samym początku przyszło mi zderzyć się z kilkoma stereotypowymi  wyobrażeniami o dyrektorze.

Przede wszystkim wcale nie jest on osobą najważniejszą w szkole i jeżeli chce odnieść sukces, powinien usuwać się na bok, wręcz stawać się niewidocznym, transparentnym. Takim postępowaniem zyska uznanie grona pedagogicznego, uczniów oraz rodziców.

Dyrektor rządzi w szkole – to kolejne błędne wyobrażenie o tej funkcji. Dyrektor kieruje placówką, zarządza, ale przede wszystkim … służy, ponieważ dostosowuje własne potrzeby do potrzeb grupy, ponieważ stwarza w szkole klimat życzliwości, zaufania. Grupa  ma w nim oparcie, wie, że zawsze można na niego liczyć. Dyrektor przypomina kapitana statku, ale nie czuje się pierwszym po Bogu.

Z własnego doświadczenia pamiętam, że gdy chodziłam do szkoły, bałam się dyrektora – i nie byłam w tym lęku osamotniona. Bali się go także nauczyciele, rodzice. Dyrektorka budziła respekt, który wynikał ze strachu. Obserwuję, że nadal wielu dyrektorów właśnie tak postrzega swoją rolę. Ja nie chce być nadzorcą, który notorycznie sprawdza, kontroluje, zapisuje i narzuca własną wolę. Wierzę, że każdy dorosły przychodzi do pracy po to, aby dobrze tę pracę wykonać. Mam zaufanie do ludzi i na tym zaufaniu pragnę budować relacje koleżeńskie i partnerskie z moimi pracownikami.

Chcę wprowadzać zmiany w sposób bezpieczny, cele precyzować w sposób jasny, być otwarta na dyskusje i nowe propozycje, bo nie mam patentu na jedynie słuszną prawdę.   Uważam, ze takim postępowaniem uzyskam silne zmotywowanie zespołu, zdobyć jego zaufanie, z czasem także szacunek. Nie wolno mi zapominać o tym, że chcąc być słuchaną przez innych, sama muszę słuchać.

Te zasady powinny mi przyświecać także w relacjach z rodzicami, uczniami, władzami samorządowymi oraz z organem nadzoru pedagogicznego, chociaż budzi mój niepokój ogrom pracy „papierkowej”. Niestety, administracja w szkole rozrasta się do niebotycznych rozmiarów i, mówiąc językiem Mrożka, stała się najwyższą formą entuzjazmu.

Ponieważ jestem z natury optymistką, znajdę w sobie siły, które pozwolą mi wyjść zwycięsko z tych zmagań.

 A. Pery napisał
Wyobraźmy sobie szkołę, w której wszyscy – uczniowie, rodzice, nauczyciele i dyrektor – mają do siebie zaufanie i współpracują ze sobą. Do tego dodajmy jeszcze władze samorządowe oraz organ nadzoru pedagogicznego, które wspomagają ją w rozwoju. I to wszystko funkcjonuje w obecnym systemie prawnym bez zarządzeń i nakazów.
Czy jest to możliwy model szkoły w Polsce, czy raczej model ze świata fantazji?

To brzmi jak utopia, ale ja w to wierzę.

Będę do tego dążyć, pamiętając, że dyrektorem się bywa, nauczycielem zaś pozostaje na zawsze. Nie chciałabym powiedzieć o sobie, iż „jestem z zawodu dyrektorem”.

Danuta Pazikowska, dyrektor szkoły, uczestnik kursu kwalifikacyjnego zarządzania oświatą zorganizowanego przez Instytut Kształcenia Eko-Tur