Kieszonkowe i test cukierka

Czy dawanie dziecku kieszonkowego ma sens? Czego uczy? Na co warto zwrócić uwagę?

Stanford, rok 1970. Walter Mischel, profesor psychologii, prowadzi prosty eksperyment.  Grupie pięciolatków proponuje ulubione słodycze. Jest jednak pewien haczyk. Można zjeść jeden cukierek od razu lub cierpliwie zaczekać i dostać drugi. Nietrudno zgadnąć, że część maluchów pozostawiona sam na sam z cukierkiem zjadała go natychmiast. Część jednak była w stanie wytrzymać  wymagane 15 minut i te odebrały swoją nagrodę. Co ważniejsze, na przestrzeni następnych dwudziestu lat dzieci cierpliwe znacząco powiększyły swoją przewagę w wielu kluczowych sferach życia.

Maluchy cierpliwe lepiej radziły sobie z kontrolą i planowaniem własnego działania, miały więc lepsze wyniki w szkole, zajmowały wyższe stanowiska w pracy, osiągały wyższe dochody i trafniej dysponowały własnym majątkiem, potrafiły uniknąć w życiu szeregu problemów, w tym rzadziej popadały w uzależnienia. Rozumiejąc zasadę i celowość tzw. odroczonej gratyfikacji, sens czekania na satysfakcję,  dzieci w dalszych latach radziły sobie zdecydowanie lepiej w najbardziej odpowiedzialnych, „dorosłych” sferach życia – spełnienie marzeń każdego rodzica.

Dzieci badane w eksperymencie miały od 4 do 6 lat, zostaje więc jeszcze nieco czasu aby pomóc im tę kluczową umiejętność rozwinąć. Doskonałych po temu okazji dostarcza zaś stare dobre kieszonkowe. Wiele osób uważa, że udziela dziecku cennej nauki jeśli wymaga, by na swoje kieszonkowe zapracowało. Mają zapewne rację, szczególnie jeśli zadania dobierają odpowiednio do wieku. W moim odczuciu najcenniejszy jest jednak fakt, że dziecko regularnie otrzymuje drobne sumy. Dzięki temu, że dopływ gotówki jest stały, powstaje możliwość planowania. Kiedy jednak jednorazowo kwoty są niewielkie, pojawia się potrzeba cierpliwości, oczekiwania i planowania. Można naturalnie wszystko od razu wydać na żelki, można też jednak zaczekać i po kilku tygodniach wystarczy już na wybrany zestaw lego. Kto nie przepuści dywidendy z urodzin, będzie miał więcej pieniędzy na wakacje. Obserwujmy więc nasze pociechy jak korzystają z własnych pieniędzy, zachęcajmy do planowania, pomóżmy wyznaczać długoterminowe cele. Pamiętajmy przy tym o konsekwencji –  jeśli kieszonkowe pójdzie na żelki a lego sfinansujemy my, z nauki nici. Można również na zachętę dołożyć okresowe premie – oczywiście dla tych, którzy na nie zaczekają. Każdy sposób jest dobry, dopóki natychmiastową satysfakcję zastępuje planowanie i oczekiwanie.

Aby nasze zabiegi były wiarygodne, dziecko oszczędne powinno zyskać również premię w postaci naszego zaufania i większej swobody w decyzjach na co ostatecznie uciułany grosz przeznaczy. Aby nowa umiejętność się utrwaliła, nagroda musi być dla dziecka autentyczna, wartościowa w jego, nie w naszych oczach.

Kiedy już młody człowiek nauczy się gromadzić kapitał i samodzielnie nim dysponować, warto też zadbać aby nauczył się dzielić. Kto potrafi zadbać o potrzeby własne, łatwiej zobaczy siebie jako tego, który może pomóc innym. Czy będą to wpłaty na UNICEF, czy na schronisko dla zwierząt, ważne, aby dziecko poczuło własną sprawczość i radość z pomagania. Dzięki temu pieniądze, które potrafi już gromadzić, nie staną się celem samym w sobie.

Tak przygotowane potomstwo łatwiej też zrozumie i doceni nasze własne wysiłki w bilansowaniu domowego budżetu. Zamiast narzekać, że znowu jęczy o modne buty, pokażmy mu, jak dzielimy dochody, płacimy rachunki, odkładamy na wybrany cel. Kiedy zobaczy, że my sami też korzystamy z tych samych sposobów w konfrontacji z podobnymi problemami, będzie gotowe odpowiedzialnie i ze spokojem zadbać o własny majątek, gdy kiedyś zacznie już zarabiać.

Walter Mischel, Ebbe B. Ebbesen: The Stanford marshmallow experiment, 1970.

http://en.wikipedia.org/wiki/Stanford_marshmallow_experiment

 

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *