Walka z czasem

Czego uczyć się od maratończyka, a jakich nawyków nie przejmować od piłkarza? O zarządzaniu czasem i samodyscyplinie słów kilka.

Od wielu lat interesuję się sportem. Piłka nożna jest moją pasją. W młodości zajmowałem się nią w sposób aktywny. Dzisiaj występuję w roli kibica, śledzę szczególnie losy naszej reprezentacji. Po wielu obejrzanych meczach z zadziwieniem odkrywam, że na ogół nasi reprezentanci zaczynają grę bardzo rekreacyjnie. Zabawa ta zwykle kończy się utratą bramki i wtedy rozpoczyna się prawdziwa walka z czasem. Trener wstaje z ławki i nerwowo gestykuluje, padają często nieparlamentarne słowa, wkrada się zdenerwowanie. Zawodnicy wzajemnie się mobilizują, a czasami wzajemnie oskarżają. Czas ucieka. Z każdą minutą, do gry naszych reprezentantów wkrada się coraz większy chaos. Zastanawiam się nad powtarzającą się regułą: czy ta zasada dotyczy tylko naszej drużyny? Z czego wynika taka postawa, jakie są jej głębsze przyczyny? Filozofię takiej gry zauważam także u drużyn piłkarskich wyższej klasy.

A jak z tym problemem radzą sobie sportowcy innych dziedzin? Dla przykładu maratończyk, który chce osiągnąć czas na granicy własnych możliwości, cały bieg rozkłada na etapy i wie, jaki powinien osiągnąć wynik na każdym z jego odcinków. Monitorowanie czasu jest jednym z ważniejszych zadań zawodnika podczas biegu. Natomiast zawodnicy, którzy bieg w maratonie traktują rekreacyjnie, podchodzą do niego spontanicznie. Wielu z nich pierwsze kilometry pokonuje na granicy własnych możliwości, a czasami ją przekraczając, co zwykle kończy się kryzysem lub rezygnacją z kontynuowania biegu.

Ja sam mam podobne doświadczenia: mój pierwszy bieg na dystansie 20 kilometrów, który miałem przyjemność przebiec w słynnym Princeton, potraktowałem bardzo ambicjonalnie, i pierwsze 10 km pokonałem szybciej, niż pozwalał mi na to mój organizm. W drugiej fazie dystansu „umierałem” i wydawało mi się, że nie dobiegnę do mety. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy na kilometr przed finiszem wyprzedziły mnie dwie panie w wieku mojej mamy, prowadząc ze sobą ożywioną konwersację. Swój bieg ukończyłem, ale ta sytuacja wiele mnie nauczyła.

Innym nagminnym błędem taktyki biegu długodystansowego jest podejście asekuracyjne. Zawodnicy zaczynają bardzo wolno, a pod koniec biegu żałują, że nie narzucili sobie szybszego tempa. Gdyby więcej uwagi poświęcić całemu procesowi wykonywania tej czynności i zadbać o to, aby wszystkie fazy biegu były dopasowane optymalnie do możliwości zawodnika, to efekt z pewnością byłby bardziej satysfakcjonujący.

Spróbujmy doświadczenia wyniesione ze sportu zastosować w innych dziedzinach naszego życia. Przed laty byłem studentem i przygotowanie do egzaminów zwykle odkładałem na ostatnią chwilę. Egzaminy, które były przede mną udawało mi się zdawać lepiej lub gorzej. Ale z pewnością nie było to optimum moich możliwości. Gdyby tę naukę rozciągnąć w czasie i podzielić ją na etapy, a każdy etap sumiennie przepracować, to efekty byłyby z pewnością większe.

Chyba zagalopowałem się w swoich rozważaniach i poniosła mnie fantazja, próbuję widzieć świat zbyt idealnie, a przecież sam nie radzę sobie z gospodarowaniem własnym czasem. Czym problem jest większy, a sprawa bardziej prestiżowa, to zabranie się za rozwiązanie staje się dla mnie trudniejsze. Okazuje się, że kiedy czasu mam z każdą chwilą coraz mniej, wpadam w panikę, zaczynam wykonywać nerwowe posunięcia. Efekt mojej pracy powstaje pod presją i w ogromnym napięciu. Ale czy jest on optymalny?

W firmie, w której pracuję, poświęcamy wiele uwagi na tworzenie projektów, które mają doskonalić naszą pracę. Jestem dumny z naszych pracowników, którzy wiele uwagi poświęcają realizacji tych projektów. Podziwiam ich otwartość w myśleniu i wyjątkową zdolność do refleksji. Zauważam jednak, że oni także mają problem z rozłożeniem własnego czasu przy tych przedsięwzięciach. Widzę panikę i zdenerwowanie, kiedy zbliża się termin analizy ich prac. Podczas wspólnego omawiania projektów sami dochodzą do wniosku, że za mało czasu poświęcili na przygotowanie się. Uważają, że byliby w stanie stworzyć ciekawsze i bardziej dopracowane dzieła, ale brakuje im samodyscypliny. Magiczne słowo, jakim jest „samodyscyplina” być może jest kluczem do rozwiązania naszego problemu, jakim jest walka z czasem. Samodyscyplina powinna towarzyszyć sportowcom, menedżerom, studentom, uczniom, nauczycielom, każdemu z nas. Niestety dla jednych jest pojęciem nie do zaakceptowania, pokonanie jej jest barierą nie do przeskoczenia. Inni zaś robią z tej cechy prawdziwy użytek. Czas jest ich sprzymierzeńcem, potrafią nim ekonomicznie zarządzać. Jestem przekonany, że wszyscy Ci, którzy nie posiadają tej umiejętności i nie chcą jej doskonalić nie staną się ludźmi wybitnymi.

Wielu mędrców i wybitnych uczonych, poświęciło swój czas, zaangażowanie, mądrość, a także pieniądze swoich mocodawców, żeby zatrzymać czas dla siebie i dla nich. Wszyscy oni ponieśli klęskę. Czasu nie da się zatrzymać. Można jedynie nauczyć się nim gospodarować, czyli maksymalnie wykorzystywać.

Uczmy się tego.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *