Zazdrość Cię zabija

Zazdrość. Jak z nią walczyć? Co robić, by nie przejęła władzy nad naszymi myślami. O walce wewnętrznej i zapomnianej już nieco cnocie wielkoduszności powie Wojciech Turewicz.

– Lubię sport, a szczególnie bieganie – stwierdził młody, dobrze zapowiadający się zawodnik. – Mierzenie się z dystansem jest tym przyjemniejsze, im odnoszę większe sukcesy, a do mety docieram w lepszej formie. Poczucie zwycięstwa daje mi wyjątkową satysfakcję i napędza do jeszcze większego wysiłku podczas treningu.  

W życiu każdego sportowca są też i trudniejsze chwile, kiedy okazuje się, że miejsce, które zająłeś, nie daje Ci pełnej satysfakcji, a Twój największy konkurent wyprzedza Cię przed samą metą. Wtedy dopada Cię frustracja i zwątpienie. Krążą po głowie różne niepokojące myśli. „Przecież to pierwsza taka porażka” – stwierdza Marek. – Następnym razem ja przybiegnę szybciej i to on będzie miał zmartwienie.

Problem polega jednak na tym, że w następnym biegu sytuacja się powtarza. Marek wmawia sobie: „przecież nic się jeszcze nie stało, przecież to dopiero moja druga porażka”. Po chwili jednak z przykrością stwierdza: „czuję, jak narasta we mnie niepokój. Przestaję mieć sympatię do, teraz już chyba mojego byłego, kolegi z bieżni. Zdenerwował mnie jego gest triumfu podczas dekoracji. Przecież to ja powinienem być na jego miejscu.” – pomyślał nasz bohater. – Tak przecież było do niedawna. Teraz już rozumiem, dlaczego Janek zmienił trenera. Ma szczęście, bo pozyskał bogatego sponsora. Gdybym to ja miał takie warunki, to z pewnością stałbym teraz „na pudle” i odbierał nagrody. Im więcej myślę o Janku i o dzisiejszym biegu, tym większą mam w sobie frustrację i złość. Zadaję sobie pytanie, skąd się bierze taka wielka niesprawiedliwość? Inni mają wszystko, a ja muszę ciężko trenować i to jeszcze w spartańskich warunkach. Nie lubię Janka i wcale się tego nie wstydzę. Mam w sobie odrobinę zazdrości, ale to przecież takie ludzkie. Od tych stanów są wolni tylko bogowie, a ja przecież jestem zwykłym człowiekiem. Mam dosyć tego biegania, przy takim zapleczu, to ja mogę tylko przegrywać i się frustrować.”

Wielu z nas zaakceptowałoby ten beznadziejny stan. Być może niektórzy, mając uzasadnione usprawiedliwienie, zrezygnowaliby z uprawiania sportu. Gdyby w taki sposób zachował się Janek, oznaczałoby to dla niego to koniec wielkiej kariery. I z pewnością miałby problem, jak poradzić sobie z przeżyciem emocji związanych z zakończeniem wspaniałej, sportowej przygody.

Wielu z nas z pewnością nie pochwala sposobu, w jaki nasz bohater rozlicza się z własnych niepowodzeń. Oczywiście nie wypada być tak małostkowym i zazdrościć innym sukcesów. Rozwijanie w sobie takich zachowań jest niewątpliwie naganne. Ja jednak rozważania nad postępowaniem Janka od strony etycznej zostawię specjalistom, takim jak filozofowie, psychologowie i pedagodzy. Niech oni rozłożą ten problem na czynniki pierwsze i ocenią jego postawę.

Mnie natomiast bardziej interesują destrukcyjne myśli, jakie urodziły się w głowie tego bardzo ambitnego sportowca. Niepokojąco szybko znalazł usprawiedliwienie dla własnej przegranej. Co ciekawe, za wszystkie swoje niepowodzenia obwiniał przeciwnika. Znalazł sporo obiektywnych powodów do usprawiedliwienia. W jego ocenie to warunki treningowe Janka, zadecydowały o jego klęsce (czy niepowodzeniu). Zazdrość, jaka w nim narastała, nie pozwoliła rzeczowo ocenić sytuacji. Odpowiedzialność zrzucił na świat zewnętrzny. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, jak bardzo ten sposób myślenia zdemolował w nim wewnętrzny spokój, zabrał mu siłę do dalszego działania, odebrał wiarę we własne możliwości. Z pewnością czuł, z jak ogromną siłą rozprzestrzenia się „jad”, który go zabija. Myślę, że ten kierunek działania, to droga donikąd. 

Ku mojemu zdziwieniu w Marku coś pękło. Zobaczyłem zmianę jego zachowania. Od pewnego momentu zaczął wyraźnie dystansować się od tej nieprzyjemnej historii.

„Poczułem, że to, w jaki sposób oceniałem tę sytuację, jest nie do końca obiektywny” – stwierdził Marek. Postanowił przestać o tym myśleć. „Nic już z tym faktem nie jestem w stanie zrobić, więc po co się nakręcać. Tylko przychodzą mi do głowy nowe frustrujące argumenty”. Po jakimś czasie „jad”, jaki w sobie miał Marek, zaczął ustępować.

Wracał spokój, ale od niechęci do Janka trudno było mu się uwolnić. Jego wewnętrzna walka przeszła w bardziej konstruktywne myślenie. Było to możliwe tylko dlatego, że Marek odrobił wyjątkowo trudną lekcję pracy nad sobą. Dzięki temu nabrał większego dystansu do tych wydarzeń. Emocje przesunął na drugi plan, a do dalszej rozmowy z samym sobą zaangażował rozum, który pomógł mu logicznie opracować przyczyny porażki. Zadał sobie fundamentalne pytanie: „co Janek ma w sobie takiego, czego ja nie mam?

I od tego momentu zaczął się nowy proces w myśleniu i działaniu Marka. Okazało się, że Janek od jakiegoś czasu bardziej intensywnie pracuje na treningach. „Przecież mogłem to zauważyć – pomyślał Marek. – Pewnego razu, kiedy z kumplami jechaliśmy do kina, w sobotnie popołudnie, spotkaliśmy Janka biegnącego poboczem. Całe towarzystwo i ja zabiło go śmiechem.

– Uważaj, bo jeszcze rozpłyniesz się na tym deszczu! – ironicznie krzyknąłem.

Dopiero teraz przypomniałem sobie tę historię. Janek także chyba ją sobie przypomniał, kiedy mijał mnie na ostatnich metrach, widziałem to w jego oczach. Szkoda, że dopiero teraz zobaczyłem, jak poważnie traktuje trening. Okazało się, że to nie wszystko. Zmienił sposób odżywiania. Schudł kilka kilogramów, a wcale nie stracił siły i kondycji. Warunki do treningu ma naprawdę dobre. Ma sponsora, który organizuje mu obóz przygotowawczy, ale już teraz wiem, że swoją postawą na te warunki zapracował.

Nie wiem, co się we mnie zmieniło, ale wraca dobry nastrój. Nabieram ochoty do treningu. Zrobię wszystko, aby zmienić stosunek do uprawiania sportu. Chcę bieganie potraktować tak samo profesjonalnie jak Janek. – stwierdził Marek. 

A tak na marginesie, co do warunków treningowych: biegaczki norweskie mają bajkowe zaplecze, o którym może tylko pomarzyć nasza czołowa zawodniczka Justyna Kowalczyk. Jednak ona szuka rezerw w sobie, w każdym nowym roku sięgając do nich jeszcze głębiej i dzięki własnej pracowitości, profesjonalnemu podejściu i szczególnej determinacji nawiązuje z nimi równorzędną walkę, a często nawet wygrywa.

Jestem pewien, że Marek, dzięki uznaniu wielkości swojego przeciwnika z bieżni, potrafi dzisiejszą klęskę przekuć w przyszłe zwycięstwo. Swoje destrukcyjne myślenie zaraz po biegu, umie przewartościować w konstruktywne działania w następnych etapach. O jego dalsze sukcesy jestem spokojny. Przecież i my w codziennym życiu często zazdrościmy innym. Pomniejszamy ich zasługi. Jesteśmy przekonani, że są „farciarzami”. Cały nasz talent i energię kierujemy w nielogiczną destrukcję. Kłopot jednak w tym, że brakuje nam energii do twórczego poszukiwania rezerw w sobie i do odnoszenia własnych sukcesów. Każdy z nas, w ciągu swojego życia się potyka. Ale prawdziwymi zwycięzcami są ci, którzy są w stanie podnieść się po porażce i wyjść z niej jeszcze bardziej wzmocnieni.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *