Jakość nic nie kosztuje

Nie cieszy mnie dochodzenie do mistrzostwa, od razu chcę być mistrzem, a jeżeli nawet wybrałem tę drogę, to samo dochodzenie do niego traktuję, jako zło konieczne. Ważny jest i cel, i droga.

Przed laty, kiedy byłem małym chłopcem, mój ojciec chciał mi sprawić frajdę i zafundował małą siekierkę do rąbania drewna. Pomysł wynikał z jego modelu wychowawczego – wychowania przez pracę. Ten prezent to była chyba większa frajda dla ojca, ale istotne było to, że dostałem pierwszą życiową lekcję. Rzekł mi ojciec:

– Synu, pamiętaj, zanim uderzysz w pień, zastanów się, gdzie chcesz trafić. Zawsze uderzaj w środek sęka, to jest najlepszy sposób na rozrąbanie pnia.

Po tej uwadze przystąpiłem do działania. Moje pierwsze uderzenie było siarczyste i zadane z całą energią, którą mogłem wykrzesać z siebie. Miałem wrażenie, że uderzyłem zgodnie z sugestią ojca. Oczywiście efekt był mizerny. Wprawdzie siekiera wbiła się w pień, ale efektu rozrąbania nie było. Podrażniło to moją ambicję i z jeszcze większą determinacją powtórzyłem tę, wydawałoby się, prostą czynność. Niestety pień nadal był nieugięty, a siekiera wbijała się coraz głębiej. Zaniepokojony postanowiłem zmienić taktykę rozbicia tego nieszczęsnego pnia i bardziej precyzyjnie zastosować sugestię ojca. Kiedy swoje przemyślenia chciałem wprowadzić w życie, okazało się, że wyjęcie siekiery z pnia jest niemożliwe. Postanowiłem być konsekwentny i pokazać ojcu, że rąbanie drewna jest prostą czynnością i jego wykłady są zbędne. Zmobilizowałem się kolejny raz i ze zdwojoną energią uderzyłem w rękojeść siekiery, trzonek rozleciał się, a siekiera nadal tkwiła w pniu. Możecie sobie wyobrazić, jak czerwony ze wściekłości zrobił się mój tata. Spodziewałem się najgorszego. Byłem gotowy obiecać Panu Bogu, że już nigdy nie uderzę własnej siostry, jeżeli mój surowy nauczyciel nie wyjdzie z roli.

I wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, ojciec wziął własną siekierę, wybrał najgrubszy pień, jaki tam się znajdował i jednym uderzeniem rozbił go, a następnie w geście triumfu podparł się na niej i zakomunikował:

– Mówiłem ci, zawsze zastanów się, gdzie chcesz uderzyć i wybieraj najlepsze rozwiązanie,  bo jak widzisz poprawianie będzie mnie drogo kosztowało: kupno nowego trzonka i oprawienie go w Twojej siekierze, oczywiście pod warunkiem, że wybiję ją z tego cholernego pnia.

Tę lekcję do dzisiaj pamiętam w szczegółach, wiele się wtedy nauczyłem. Powiecie: należy słuchać ojca i matki, to prawda. Ale nauczyłem się jeszcze czegoś innego: że należy poprawnie wykonywać pracę, jeżeli chce się osiągnąć zamierzony cel.

Incydent z siekierą przypomniał mi się po wielu latach, kiedy próbowałem zrozumieć filozofię kultury konfucjańskiej. Wychowany w kulturze europejskiej, w której świat odbiera się w sposób dychotomiczny, gdzie przeciwieństwa wzajemnie się zwalczają, zafascynowałem się innym podejściem do odbioru rzeczywistości. Filozofia ta oparta jest na założeniach zawartych w znaku Yin-Yang.

Z pewnością znacie ten znak: koło, którego część zajmuje kolor czarny posiada w środku białą kropkę. Natomiast druga część jest biała i analogicznie posiada kropkę czarną. Oznacza to, że wszystko zawiera odrobinę swojego przeciwieństwa: w czarnym jest odrobina białego, w białym jest odrobina czarnego. W nocy jest trochę dnia, w człowieku złym jest trochę dobroci, w nauczycielu jest odrobina ucznia. Przeciwieństwa przyciągają się i uzupełniają. Nie może być nocy bez dnia, a ucznia bez nauczyciela. Tak, jak noc uzależniona jest od dnia, podobnie cel uzależniony jest od procesu. W naszej zachodniej kulturze skupiamy się głównie na osiągnięciu celu, dla nas liczą się tylko efekty. Dzieje się to kosztem procesu, czyli drogi dochodzenia do założonego celu. Specyfiką filozofii konfucjańskiej jest współpraca pomiędzy przeciwieństwami.

Nie cieszy mnie dochodzenie do mistrzostwa, od razu chcę być mistrzem, a jeżeli nawet wybrałem tę drogę, to samo dochodzenie do niego traktuję, jako zło konieczne.

Na tej filozofii zbudowana jest teoria jakości. Nie ma dobrej jakości celu, bez dobrej jakości procesu dochodzenia do tego celu. Tę teorię chyba nieświadomie wykorzystał mój ojciec. Nie może być efektu końcowego (rozrąbany pień), jeżeli nie przyłożymy się do całego procesu przygotowania się do uderzenia, i nie odkryjemy w tej czynności satysfakcji.

Zrób dobrze za pierwszym razem. Nie poprawiaj. Poprawianie jest bardzo drogie i jedynie bogaci mogą sobie na nie pozwolić.

Od kilku lat zajmuję się upowszechnianiem w oświacie nowego modelu współpracy nauczyciela z uczniem, jakim jest ocenianie kształtujące (zainteresowanych tą metodą odsyłam do moich wcześniejszych artykułów omawiających w szczegółach ten problem). W tym miejscu chcę jedynie dodać, że teoria oceniania kształtującego również wywodzi się z założeń Yin-Yang. Twórcy tej koncepcji szczególną uwagę przywiązują do samego procesu uczenia. My tymczasem skupiamy się na efekcie końcowym, czyli na stopniach, a tak mało uwagi poświęcamy samemu procesowi uczenia. Gdyby nauczyciel i uczeń odkryli radość z wspólnego poznawania świata, to efekt końcowy, jakim jest ocena byłby lepszy.

Podobne zjawisko występuje w biznesie. Wielu przedsiębiorców uważa, że zdobywanie pieniędzy jest ich podstawowym celem, a to co robią, żeby ten cel osiągnąć ma dla nich drugorzędne znaczenie. Poświęcają drodze dochodzenia do celu zbyt mało uwagi. I dlatego są zaskoczeni, że czasem ich firmy upadają. Tymczasem prawdziwe sukcesy odnoszą przede wszystkim Ci, których motorem działania jest pasja i chęć tworzenia. Bill Gates zaczynał w garażu, ale miał pasję i wizję. I dlatego dzisiaj jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie.

Wciąż zadajemy sobie to fundamentalne pytanie: żyjemy po to żeby oddychać, czy oddychamy po to, żeby żyć? Współczesna cywilizacja to era jakości. Czy chcesz ją tworzyć?

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *