Usprawiedliwianie

Technika usprawiedliwiania błędów zasługuje moim zdaniem na uwagę. Powszechne to zjawisko zaobserwowałam bowiem nie tylko u uczniów szkół podstawowych. Podobnie ma się rzecz z usprawiedliwieniami, z jakimi spotykam się nadal w różnych życiowych sytuacjach.

Niektórzy dojrzali panowie i całkiem już dorosłe panie, chociaż czas ich dzieciństwa i magicznej wiary w siłę wytłumaczeń dawno już przeminął, nadal zdają się wierzyć, że ich pomyłki, błędy i zaniedbania znikają automatycznie po zastosowaniu tej wypracowanej przez nich techniki.

Rok szkolny właśnie się rozpoczął. Wypoczęci po wakacjach uczniowie, z nową energią i zapałem zasiedli w szkolnych ławach. Tylko Kazia nie było, co raczej nikogo ani nie zdziwiło, ani nie zaniepokoiło. Jest on bowiem notorycznym spóźnialskim i wszyscy już do tego przywykli. Przyzwyczaili się również do  powtarzającego się scenariusza jego wpadek. Zziajany chłopak, skądinąd miły i lubiany przez kolegów, wchodzi do zajętej już nauką klasy i na wdechu rozpoczyna nieodmienną tyradę od słów „przepraszam, to nie moja wina. Autobus się spóźnił…” Część druga wystąpienia Kazia zmienia się naturalnie: raz jest  to autobus, raz ciężka choroba mamy, kot który uciekł… Każde następne usprawiedliwienie jest  przez niego absolutnie niezawinione. I oczywiste jest, że Kazio z tego powodu oczekuje od wszystkich zrozumienia, a wręcz współczucia.

Nie tyle sam Kazio, ile stosowana przez niego technika usprawiedliwiania błędów zasługuje moim zdaniem na uwagę. Powszechne to zjawisko zaobserwowałam bowiem nie tylko u uczniów szkół podstawowych. Podobnie ma się rzecz z usprawiedliwieniami, z jakimi spotykam się nadal w różnych życiowych sytuacjach. Niektórzy dojrzali panowie i całkiem już dorosłe panie, chociaż czas ich dzieciństwa i magicznej wiary w siłę wytłumaczeń dawno już przeminął, nadal zdają się wierzyć, że ich pomyłki, błędy i zaniedbania znikają automatycznie po zastosowaniu tej wypracowanej przez nich techniki.

Zjawisko to zdaje się osiągać  nawet zasięg społeczny. Otóż przy okazji jednej z ostatnich debat politycznych, jakie z gronem znajomych śledziłam przed telewizorem, z niepokojem wysłuchałam surowych i jednoznacznych opinii biorących udział w dyskusji polityków.

Polityczna debata nie dotyczyła w żadnym stopniu konkretnych, proponowanych reform, ustaw czy planowanych projektów, ale ograniczała się jedynie do wzajemnego atakowania przeciwników za ich poglądy i wykazywania własnej przewagi, prezentując często rasistowskie postawy. Wzburzona, pozwoliłam  sobie na uwagę, że może lepiej by było rozpocząć kampanię uświadamiającą społeczeństwu, na czym polega debata w cywilizowanym, demokratycznym świecie. Oczekiwałam od moich przyjaciół pytań w rodzaju „a co proponujesz? jak mogłaby by wyglądać podobna kampania?” itd.  I miałam nawet w głowie kilka pomysłów z tym związanych.

Jakże byłam zdziwiona, kiedy zamiast tego usłyszałam z kilku stron wypowiedzi, które  przypomniały mi postawę Kazia. Moi znajomi skupili się na tragicznej historii naszej ojczyzny. Dowiedziałam się od nich, że nasza kraj ma za sobą doświadczenia zniewolenia, zaborów, wojen i okupacji. Że po sowieckiej niewoli dopiero od niedawna cieszy się wolnością i powinnam już wreszcie to zrozumieć. Każdego więc rodzaju cenzura (której nota bene w żaden sposób nie zamierzałam proponować) byłaby w tym wypadku karygodnym atakiem na świeżą jeszcze,  polską demokrację. Moi rozmówcy zdawali się nie pamiętać, że wszystkie te fakty były mi naturalnie znane, zarówno z lekcji historii  jak i z własnych doświadczeń.

Czego oczekiwali ode mnie poruszeni dogłębnie i wyraźnie dotknięci moją uwagą znajomi? Żebym zaakceptowała skrajne poglądy polityków? Jestem przekonana, że nie. Przede wszystkim mając na uwadze ich etykę i moralność, jaką kierują się w życiu, nie pomyślałam tak, ani przez chwilę.

Ja natomiast od moich przyjaciół oczekiwałabym większego zaangażowania w nieakceptowanie takich postaw. Odpowiedzialność ponosimy bowiem i za to co robimy, jak i za to czego nie robimy. Za bierność. Za zaniedbanie.

Na to usłyszałam uwagę, że intelektualiści nie mają teraz czasu na  kształtowanie opinii publicznej, bo „są zmuszeni zarabiać pieniądze”…

Wypowiedź ta zmusiła mnie do głębszego przemyślenia, czy nie za bardzo oczekuję od moich znajomych zmiany ich postawy, nie odwołując się do naszych doświadczeń z ostatnich dwudziestu pięciu lat. Niewątpliwie w tym czasie, moja i ich historia tworzyła się w dwóch krajach o różnych kulturach. Uświadomiłam sobie, że z większą pokorą powinnam oceniać ich postawy, uwzględniając to, że żyłam w kraju będącym na innym etapie rozwoju.

Mój felieton porusza temat polityki, nietypowy dla artykułów Edurady. Ale tylko pozornie. Bo przecież z takimi postawami spotykamy się na co dzień, niezależnie czy dotyczy to naszego życia prywatnego, czy zawodowego. Mam jeszcze jedną konkluzję. Szybciej można zrealizować rewolucję ekonomiczną niż kulturową. Ta ekonomiczna jest pierwszym sukcesem. Za nią powolnym krokiem podąża ewolucja kulturowa. Mamy już coraz piękniejsze budynki, niezłe drogi, czas konsekwentnie zmieniać mentalność tych, którzy z tego dorobku korzystają.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *