Czy wyjazd był dla Pani szokiem? Jak odnalazła się Pani w nowej rzeczywistości? Co szczególnie Panią zdziwiło i zaskoczyło? Co podobało się Pani bardziej, a co przeszkadzało?
Mój wyjazd był o tyle szokiem, że był niespodziewany. Wyjechałam na dwa miesiące przed wybuchem stanu wojennego i pod opieką mojej mamy pozostawiłam moją półtoraroczną córeczkę licząc, że mama przywiezie ją za dwa tygodnie do Berlina Zachodniego. Ówczesne władze reżimowe potraktowały moją córkę jak zakładniczkę i odmawiały jej przez półtora roku wystawienia paszportu. Dopiero po wyjściu za mąż i uzyskaniu obywatelstwa szwajcarskiego, które wówczas otrzymywało się w chwili zawarcia małżeństwa automatycznie, mogłam z pomocą ambasady szwajcarskiej uzyskać pozwolenie na przyjazd mojej córki. Te półtora roku spędzone bez niej były dla mnie prawdziwym koszmarem. Jednocześnie doświadczyłam tyle życzliwości i pomocy ze strony szwajcarskich przyjaciół i władz szwajcarskich, że Szwajcaria bardzo szybko stała się moim drugim domem. Co polubiłam w niej najbardziej ? Ludzi, których Polacy często nazywają nudnymi, szwajcarską rzetelność w pracy, docenianie i umiejętność pracy zespołowej, poszanowanie człowieka i jego praw, uczciwość.
Przy okazji drobna anegdota. W bardzo deszczowy dzień wybrałam się z przyjaciółmi na koncert Simon & Garfunkel, który miał miejsce na bazylejskim stadionie. Lało jak z cebra, a na stadion nie wpuszczano z parasolami z uwagi na możliwość ewentualnych wypadków. „Pożegnałam się” z moim parasolem przed bramą stadionu wsadzając go w ziemię przy najbliższym drzewie. Jakież było moje zdumienie kiedy po skończonym koncercie wszystkie okoliczne drzewa stały się szatnią dla parasoli, wbitych w ziemię, zawieszonych na niższych gałęziach, opartych o barierki. Każdy brał swój parasol i wracał do domu.
Co irytowało mnie w Szwajcarii? Tępo następujących zmian. Jest to moim zdaniem niepożądany efekt bezpośredniej demokracji, w której najmniejsza choćby ustawa poddana jest głosowaniu i wprowadzana w życie po bardzo długim czasie nie kończących się debat i dyskusji..
Jaki idee są dla Pani najważniejsze w Pani codziennej pracy? Jaką filozofią życiową się Pani kieruje?
Myślę, że bardzo istotna jest dla mnie praca w zespole, możliwość wzajemnego uczenia się od siebie, wymiany doświadczeń, współpraca w miejsce konkurencji. W Szwajcarii nie tak bardzo jest istotne to, kto jest pomysłodawcą. Dużo ważniejsza jest wspólna jego realizacja.
Moja życiowa filozofia? I pracę i życie staram się traktować z poczuciem humoru. To bardzo ułatwia stosunki z ludźmi, szczególnie to, że nie traktujemy siebie tak śmiertelnie poważnie. Również i w pracy zawodowej nie brakowało mi poczucia humoru. Praca powinna moim zdaniem być przede wszystkim źródłem satysfakcji i radości, radości wypływającej nie tylko z możliwości codziennego pogłębiania swojej wiedzy, ale też z pracy w gronie kolegów, z czasem w gronie przyjaciół. Nawet w warunkach bardzo trudnej i obciążającej pracy cieszyłam się idąc do pracy na spotkanie kolegów.
Czy wykorzystuje Pani swoje doświadczenia po powrocie do Polski? Czy praca w Polsce jest łatwiejsza, trudniejsza czy .. inna niż w Szwajcarii?
Nie pracuję w tej chwili zawodowo. Mój udział w organizowaniu projektów psychiatrii środowiskowej jest tylko wynikiem zaangażowania społecznego. Obserwując zebrania kolegów psychologów organizujących ciekawe i ambitne projekty zdziwił mnie nieco inny niż w Szwajcarii sposób ich realizacji. Polski indywidualizm. Moim zdaniem zbyt wiele czasu marnuje się na takich zebraniach na sprzeczki, dyskusje typu „moje na wierzchu” zamiast pracy nad uzyskaniem konsensu w realizacji projektu. Większość dyskusji polega na udowadnianiu kolegom, że nie mają racji, a ich pomysły są do niczego. Takie dyskusje ciągną się godzinami i są naturalnie nieefektywne.
Miałam również wrażenie, że moje uwagi, chęć podzielenia się moim doświadczeniem zdobytym w Szwajcarii nie zawsze były chętnie przyjmowane. Były z niewiadomych mi powodów przyjmowane jak krytyka i na ogół wzbudzały w moich rozmówcach cała masę tłumaczeń i usprawiedliwień. A przecież w moich uwagach wcale nikogo nie atakowałam. Miałam również wrażenie, że moi koledzy chętnie „wymyślają proch” zamiast korzystać z już sprawdzonych pomysłów innych krajów.
Myślę też, że praca moich polskich kolegów jest dużo trudniejsza niż w Szwajcarii. Ciągle jeszcze pokutuje biurokracja, wiele ośrodków wykonywujących cenną i jakże potrzebną pracę dla pacjentów musi z roku na rok brać udział w tzw. konkursach, aby zapewnić dalsze dofinansowanie placówki. Stwarza to sytuację, w której zarówno pracownicy jak i pacjenci nie są pewni losu instytucji w roku następnym, co z pewnością zaburza istotnie ich poczucie bezpieczeństwa utrudniając w ten sposób pracę.
Jakie tematy najchętniej porusza Pani w swoich artykułach dla Edurady? Dlaczego są dla Pani szczególnie ważne?
Z tematami dla Edurady mam pewien kłopot. Edurada jest pismem poświęconym edukacji i psychologii, omawiającym aktualne tematy, proponującym ciekawe rozwiązania współczesnych zagadnień. Czytam wszystkie artykuły z ogromnym zainteresowaniem i często niestety z poczuciem , że sama tak niewiele mam do powiedzenia. Należę już do „minionej generacji”. Młodsi, pełni zapału i zaangażowani koledzy mają w tym względzie dużo więcej wiedzy i wiele lepszych pomysłów. Poza tym jestem typowym praktykiem. Potrafię praktycznie przekazać moje doświadczenia zawodowe (i życiowe) i wykorzystać je owocnie w udanych interwencjach kryzysowych, potrafię poprowadzić psychoterapię, a ponieważ nie robię tego już tylko intuicyjnie jestem więc w stanie przekazać moje doświadczenia młodszym, mniej doświadczonym kolegom. Prowadząc np. praktyki. Czy potrafię o tym pisać? to wydaje mi się trudne.
Bardzo ważnym tematem, który zajmuje mnie od lat, bo łączy się z moją sytuacją osobistą, jest problem stygmatyzacji osób chorych psychicznie i zastraszająca wprost w tym zakresie ignorancja społeczeństwa. Przedstawiane w prasie tragiczne samobójstwo pilota niszczącego jednocześnie w samobójczym akcie życie innych ludzi jest przedstawiane jako „efekt” depresji. A przecież depresja jest właściwie zaprzeczeniem agresji skierowanej na zewnątrz. Ta tragedia to wypadek jednostkowy, niepotrzebnie i niesprawiedliwie stygmatyzujący kolejny raz pacjentów cierpiących na depresję. Pokutujący w społeczeństwie obraz pacjenta psychiatrycznego jako latającego z siekierą szaleńca, mordującego niewinne ofiary, jest niestety bardzo rozpowszechniony. Niewątpliwie również chorzy psychicznie dopuszczają się przestępstw. Tyle, że statystyki wskazują, że w populacji tzw. normalnych obywateli procent przestępców jest wielokrotnie wyższy niż w populacji chorych psychicznie.. Sama cierpię od wielu lat na dwubiegunową psychozę. Myślę, że biorąc pod uwagę całe moje dotychczasowe doświadczenie, dwójkę moich wspaniałych dzieci, przyjaciół darzących mnie zaufaniem i sympatią i sukcesów w pracy mogę spokojnie nazwać moje życie spełnionym, udanym i wartościowym. I myślę , że takich osób obarczonych zaburzeniami psychicznymi a jednocześnie doskonale radzących sobie w życiu jest bardzo, bardzo wiele. Więc może warto poświęcić im nieco więcej uwagi nie spychając ich przy okazji na margines społeczeństwa.