Nie dalej niż rok temu Edurada opublikowała artykuł, którego byłam współautorka, dotyczący zasadności i potrzeby zadawania pracy domowej. Wkrótce potem pojawiła się na naszym portalu polemika z tym artykułem. Dziś, po 13 miesiącach obserwacji, rozmów z rodzicami i młodzieżą, sama zmuszona jestem do zmiany zdania. Podczas gdy nadal rozumiem konieczność ćwiczenia nabytej wiedzy i rozumiem ograniczenia czasowe szkoły, jednocześnie jestem przerażona sytuacją nastolatków, którzy są przeciążeni ilością pracy, która zazwyczaj nie przekłada się na realne, wymierne efekty…
Wracając do domu po pracy z rozmarzeniem myślę o wygodnej kanapie, kubku aromatycznej herbaty i ulubionej książce lub serialu. Przeciętny gimnazjalista wracając do domu z rozpaczą myśli o kolejnych kilku godzinach, które będzie zmuszony poświęcić na odrabianie zadań, przygotowywanie się do sprawdzianów, kartkówek i odpowiedzi ustnych. Nie piszę tu o człowieku o specjalnych potrzebach edukacyjnych, ale o zwykłym, mądrym i „ogarniętym” nastolatku. Coraz częściej słyszę od rodziców gimnazjalistów, że ich dzieci nie mają czasu na nic, poza lekcjami. Paradoksalnie, nie mają również czasu na naukę, jeśli na przykład chcieliby wziąć udział w konkursie z przedmiotu, który ich fascynuje; obłożenie sprawdzianami i pracą domową jest tak duże, że brakuje czasu na rozwijanie pasji i zainteresowań.
Nadal podtrzymuję opinię, że praca domowa jest potrzebna – kiedyś trzeba nabyte umiejętności ćwiczyć. Mam jednak poczucie, że coś gdzieś poszło nie tak. Szkoła staje się miejscem, gdzie uczniowie są przede wszystkim sprawdzani i oceniani. Miejscem, do którego idą spięci, zestresowani, przestraszeni. Dom, zamiast miejscem odpoczynku i relaksu, staje się miejscem wytężonej pracy. Pracy, która nie przynosi oczekiwanych efektów. O ocenianiu ksztłtującym mówi się od dawna, ale ilu gimnazjalistów otrzymuje przed sprawdzianem jasne kryteria sukcesu? Ilu uczniów uzyskało od swoich nauczycieli poradę co do tego JAK się uczyć? Materiału do opanowania mnóstwo, umiejętności efektywnego uczenia się niskie, kryteria sukcesu niejasne – to wszystko stanowi receptę na niechybna katastrofę. Popołudnia i weekendy spędzane nad książkami doprowadzają do przemęczenia, zwiększonej podatności na zachorowania, wreszcie frustracji i braku motywacji. Dla porównania – mój gimnazjalista miał na grudzień zapowiedziane 7 sprawdzianów, podczas gdy licealista – trzy…
Zaczynają pojawiać się w mediach doniesienia o szkołach, w których zrezygnowano zupełnie z prac domowych. Zatem jest to możliwe. Skoro można zrezygnować zupełnie – być może można też ograniczyć ilość pracy zadawanej uczniom? Albo wesprzeć ich, by wykonywali ją efektywniej? Kto z nas chciałby pracować na dwóch etatach?
A jakie są Państwa doświadczenia? Czy jest szansa na poprawę losu uczniów?