Bić się czy nie bić? O prowokacjach uczniowskich

 

  Jarosław Żejmo

Wszyscy  (no, prawie wszyscy) znamy taką scen(k)ę: nauczycielka np. geografii na lekcji mówi do ucznia, niech będzie – Tomka – żeby schował telefon (albowiem Tomek niespecjalnie kryjąc się z tym, że musi odpisać na niezwykle ważny mesydż na społecznościówce, klika na dotykowej klawiaturze swojego ajfona). Tomek mówi, że już chowa, po czym … nie chowa, bo w międzyczasie dostał kolejnego posta, więc oczywiście musi pilnie odpowiedzieć. Nauczycielka, która za punkt honoru wzięła sobie zdyscyplinowanie młodzieńca, rzuca drugie ostrzeżenie, które…

Co się wydarzy dalej, dobrze wiemy. Tomek po drugim ostrzeżeniu  za punkt honoru obierze sobie nie dać się złapać nauczycielce. W zależności od rozwoju sytuacji może być kilka zakończeń tegoż, jakże częstego scenariusza:

  1. Nauczyciel/-ka po drugim ostrzeżeniu od razu głośno obwieszcza, że sprawa idzie do wychowawcy/ psychologa/ pedagoga/ dyrektora (dyrektor w szkole, wiadomo, jest automatem załatwiającym WSZYSTKO). Reakcja Tomka jest dobrze znana – odpowiada wprost, „Jak pani chce, to niech pani zgłasza” – (wersja soft).
  2. Nauczyciel/-ka nakazuje zwrot telefonu i oddanie go do depozytu do sekretariatu (sekretariat, co zrozumiałe, jest także BIUREM RZECZY ODEBRANYCH). W tej wersji lekcja staje się areną, gdzie nauczyciel/-ka, niczym dzielny Don Kichote, szarżuje słownie i ręcznie (chcąc odebrać telefon)  na ucznia, a ten, niczym tajemniczy olbrzym, odpiera ataki, nie dając sobie odebrać telefonu. Pojedynek przechodzi w lekcyjny IMPAS.
  3. Nauczyciel/-ka, chcąc uniknąć konfrontacji (kolejnej), udaje, że problemu nie ma; Tomek może więc odpowiedzieć na wszystkie „mesydże”, zaanonsować swoje, podlajkować coś, zrobić z kogoś/czegoś bekę. Po czym, załatwiwszy swoje sprawy, telefon odłożyć w trybie stand by.

Katalog zakończeń scenariusza omawianej sytuacji nie jest, bynajmniej, wyczerpany. Mogą wewnątrz tegoż scenariusza zachodzić pewne modyfikacje, ale generalnie zakończy się zawsze… no właśnie czym? Chyba najlepiej będzie powiedzieć, że przegraną szkoły. Tak – w takich sytuacjach przegrywa szkoła, jej autorytet…

Dlatego też warto postawić pytanie, nie bez powodu nawiązujące do tytułu słynnego eseju Tomasza Łubieńskiego. A w zasadzie można byłoby postawić je nieco inaczej: wchodzić na ring, czy nie wchodzić? Bo przecież przedstawiona wyżej sytuacja jest formą wejścia na swoisty ring – miejsce starcia dwóch przeciwników.

Z zachowaniami prowokacyjnymi uczniów (bo o tym mówimy), nauczyciele spotykają się dość często. Prowokacja – co wynika z jej definicji, cechuje się świadomym wymuszeniem określonego typu zachowania, sprowokowaniu „przeciwnika” i sprawieniu, żeby konfrontacja odbyła się na zasadach tego, kto prowokuje.  Dlatego bardzo ważną rzeczą jest zrozumieć mechanizm prowokacji i nie dać się w nią wciągnąć. W jaki sposób możemy to zrobić? Poniżej kilka wskazówek:

  1. Jeżeli wiesz, że wchodzisz do klasy, w której znajduje się uczeń, który ma tendencję do zachowań prowokujących – zaplanuj skrupulatnie lekcję i jasno komunikuj kolejne jej etapy.
  2. Staraj się być blisko uczniów, nie twórz dystansu (przestrzennego, ale także w relacjach). Zwracanie się po imieniu do uczniów, udzielanie informacji zwrotnej pozycjonuje ciebie jako profesjonalistę – z takim trudniej podejmuje się konfrontację.
  3. Bądź wyrozumiały, ale jednocześnie stanowczy – jeżeli uczeń sięga np. po telefon zwróć uwagę, ale tonem łagodnym, może nawet (zależy od kontekstu) żartobliwie – „Tomku, kończ już przeglądanie poczty i schowaj telefon”; „Kasiu – na pewno przejrzałaś najważniejsze wiadomości – wróć już na lekcję”. Jeżeli jednak uczeń nie reaguje na uwagę – przejdź do krótkich jasnych poleceń, ale w komunikacie „ja”: „Tomku, od dłuższego czasu obserwuję ciebie – proszę schowaj natychmiast telefon do plecaka”; „ Kasiu, proszę o odłożenie telefonu, zrób to teraz”. Możemy oczywiście rozbudować wypowiedzi apelowe o nasze uczucia, np. „Tomku, niepokoi mnie twoje zachowanie, odłóż telefon do plecaka”.

Co jeżeli uczeń nie zastosuje się do poleceń – prosta odpowiedź: w danym momencie (na lekcji) – żadnych eskalujących słów, przytyków, ironicznych komentarzy. Informujemy oczywiście o możliwych konsekwencjach, ale właściwie tutaj kończymy naszą interwencję. Dlaczego? Bo właśnie jesteśmy namierzeni jako cel prowokacji. Każdy kolejny komunikat, najczęściej już w sytuacji podwyższonego napięcia, tylko wzmocni konflikt, zapewni mu paliwo.

A teraz najważniejsza wskazówka: nigdy nie wchodź na ring! Nie daj się sprowokować – właśnie takie oczekiwanie ma uczeń, który prowokuje. Warto w tym miejscu odwołać się do pojęcia z zakresu geopolityki – drabiny eskalacyjnej. W stosunkach międzynarodowych pożądanym stanem relacji jest jak najniższe napięcie, dlatego państwa starają się nie eskalować napięcia (chyba, że jedno z nich to napięcie prowokuje). Podobnie w szkole – nauczyciel nie powinien eskalować napięcia, konfliktu, czyli wchodzić na wyższy szczebel drabiny. Co prawda – może mieć poczucie utraty sprawczości czy autorytetu w takiej sytuacji, ale z drugiej strony – eskalując konflikt ryzykuje bardziej – pojawienie się niepożądanych zachowań, wciągnięcie w konflikt uczniów neutralnych (choćby jako gapiów „przedstawienia”). Nauczyciel, mimo wszystko ma dużo więcej narzędzi „sankcyjnych” (znowu geopolityka 😉), których może użyć PO LEKCJI. Natomiast w trakcie zajęć – pamiętaj – nie wchodź na ring. Szkoda autorytetu – i szkoły, i twojego.

Czy są zasady, dzięki którym utrzymamy niski stopień napięcia i uda nam się powstrzymać eskalację, nie tracąc jednocześnie autorytetu na lekcji? Tak. Ale o tym w następnym artykule.

 

 

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *