Magdalena Włodarska
W relacji między szkołą a domem często pojawiają się napięcia. Rodzice czują, że to oni najlepiej znają swoje dziecko, nauczyciele natomiast wiedzą, jak je najlepiej uczyć. Nierzadko zdarza się, że każda strona czuje się niedoceniona, a czasami nawet wroga.
W tym wszystkim jest ktoś najważniejszy – młody człowiek. To on potrzebuje mądrego wsparcia obu stron, a nie walki między nimi.
Zarówno rodzice i nauczyciele mają wspólny cel – dobro dziecka, jednak patrzą na to z różnych perspektyw.
Rodzic widzi dziecko jako jednostkę, jego emocje, talenty oraz trudności. To on jest z nim od pierwszych kroków i robi wszystko, aby było szczęśliwe.
Nauczyciel widzi dziecko w grupie, w jaki sposób funkcjonuje wśród rówieśników, jak sobie radzi z zadaniami, których w domu najczęściej nie ma. Dziecko przez nauczyciela jest obserwowane w szerszym kontekście.
Właśnie tu pojawia się problem. Rodzic często ma wrażenie, że nauczyciel nie rozumie jego dziecka, bo nie widzi go w pełni, natomiast nauczyciel może czuć, że rodzic patrzy na nie zbyt subiektywnie i nie dostrzega potencjału, ani trudności jakie ma dziecko w grupie.
Kiedy zamiast rozmowy, pojawia się upór i przekonanie, że to moja racja jest najważniejsza, niestety traci na tym dziecko.
Uderzmy w problem, a nie w człowieka. Wyjdźmy z przekonania, że to tylko my mamy rację, poszukując jednocześnie odpowiedzi na pytanie – jak możemy pomóc?
Prawda jest taka, że żadna ze stron nie ma pełnego obrazu dziecka. Rodzic zna jego emocje i ich wyrażanie, ale nie widzi go w sytuacji szkolnej. Nauczyciel widzi jego funkcjonowanie w grupie, ale nie zna jego lęków i marzeń. To jak dwa kawałki tej samej układanki, ale dopiero razem tworzą spójną całość.
Dlatego tak ważna jest współpraca rodzica z nauczycielem.
Zamiast toczyć odwieczną wojnę, wytykać sobie błędy, warto zacząć zadawać pytania:
Co dziecko próbuje nam powiedzieć swoim zachowaniem?
Jak połączyć perspektywy zamiast je przeciwstawiać?
Rodzic nie jest roszczeniowy a nauczyciel nie jest złośliwy .
Rodzic martwi się o swoje dziecko, może niepokoić go to, że jest przytłoczone nauką lub jest niezauważone w klasie.
Nauczyciel też chce dla dziecka jak najlepiej, ale nie widzi tylko jednego dziecka lecz całą grupę .
Gdy każda ze stron pozwoli sobie zobaczyć po drugiej stronie człowieka, a nie wroga, wiele napięć ustąpi samoistnie.
Mówmy o dziecku, nie o swoich relacjach, słuchajmy się nawzajem, nie szukajmy winnych – szukajmy rozwiązań. Doceniajmy się i najważniejsze to, że nie musimy zgadzać się we wszystkim, żeby się szanować, a różne perspektywy to bogactwo, a nie przeszkoda.
Najważniejsze jest dziecko, nie nasze ego. Ono nie potrzebuje, aby rodzice i nauczyciele we wszystkim się zgadzali. Ono potrzebuje wsparcia i wspólnego budowania mostu, które poprowadzi je przez życie, no bo przecież doskonale wiemy, że „czym skorupka za młodu nasiąknie, to na starość trąci”.
Co Państwo na to? Czekamy na Wasze komentarze…