Powód, dla którego uczę, wykorzystując tę metodę, niektórym wyda się oczywisty, dla mnie jednak jest interesujący i przez wielu niedoceniany: myślimy słowami, ergo myślimy w języku. Nawet jeśli w głowie pojawia się obraz przedmiotu naszych rozważań, zaraz pojawia się również słowo, które się do niego odnosi. Dlatego, żeby nauczyć się mówić w języku obcym, musimy nauczyć się w nim myśleć. Można, rzecz jasna, myśleć w jednym języku, a mówić w drugim, lecz jest to obciążanie naszego umysłu dodatkowym zadaniem – tłumaczeniem. Jest to trudne i żmudne, a robienie tego przez dłuższy czas jest niezwykle męczące i w ekstremalnych przypadkach, jak pokazuje przykład niektórych tłumaczy symultanicznych, może prowadzić do zaburzeń na tle nerwowym. Myśląc w języku, w którym mówimy, oszczędzamy czas i zdrowie, a w efekcie mówimy płynniej. Drugim powodem wykorzystywania przeze mnie tej techniki, zarówno w nauczaniu jak i uczeniu się, jest nieprzetłumaczalność wielu wyrażeń i odmienne zasady rządzące składnią i frazeologią języków. Dlatego nie mówiąc do uczniów po polsku pomagam im nie tylko nauczyć się płynnie formułować swoje myśli w języku obcym, ale również zbytnio się nie zmęczyć w trakcie tego procesu.
Kiedy zacząłem uczyć w liceum, już od pierwszej lekcji nie mówiłem po polsku, ani słowa. To bardzo ważne, gdyż w ten sposób uczniowie kojarzą osobę nauczyciela z danym językiem i automatycznie zaczynają myśleć w tym języku na jego widok. Nie reaguję też na żadne komunikaty uczniów wyrażone w języku polskim. Ważne jest też to, iż nie mówię po polsku z żadnym uczniem w szkole, mimo iż uczę mniej niż 20% z nich. Uczniom bardzo się to podoba. Wiedzą, że nawet jeśli spotkają mnie poza szkołą, nie ma kontaktu ze mną w języku ojczystym. Niektórzy, traktując to jako darmowe konwersacje z „native speaker’em”, chcą ze mną rozmawiać spotykając mnie na ulicy bądź w autobusie. Dzięki temu mam z nimi dobry kontakt i (chyba) lubimy się nawzajem. Lubimy się nawet wtedy, kiedy przychodzi do mnie dziewczyna na przerwie i pyta o coś, na co ja z uśmiechem na ustach odpowiadam –„I don’t speak your language.” Z dumą myślę wtedy o naszym narodzie, gdyż uczennica powtarza swoje pytanie po angielsku, płynnie i z uśmiechem na ustach.
Zaletą tego sposobu, poza wyżej wspomnianym poprawieniem relacji, jest przełamywanie barier powstrzymujących uczniów od mówienia. Nauczyciele czytający ten artykuł wiedzą, ze bariery te dotyczą wielu uczniów. Oczywiście nie możemy spodziewać się, że sposób ten rozwiąże problem na maturze ustnej, gdzie dochodzi tam element stresu i poleceń w języku polskim, jednak jest to krok w dobrym kierunku, gdyż młodzież uczy się, że może „ dogadać się” po angielsku, co na pewno poprawia ich samoocenę. Słowa, które były dotąd jedynie bajtami informacji koniecznej do przyswojenia, stają się dźwiękami niosącymi za sobą pożądaną reakcję zwrotną. Czyż nie o to chodzi w nauce języka obcego? Jeśli dzięki temu uda nam się sprawić, iż uczniowie zaczną myśleć po angielsku, nawet mówiąc „I haven’t done my homework”, to już dużo osiągnęliśmy.
Nieużywanie języka polskiego w kontaktach z uczniami dostarcza jednak pewnych problemów. Związane jest to z faktem, iż należy ograniczyć do zera kontakt uczniów z językiem polskim, szczególnie we własnym wykonaniu. Staram się nie rozmawiać z innymi nauczycielami w towarzystwie uczniów, lub rozmawiać z nimi po angielsku. Nie jest to łatwe, na razie udało mi się nakłonić nauczycieli hiszpańskich, pracujących w moim liceum, aby wchodząc do mojej sali mówili tylko po angielsku. To było łatwe, gdyż w zamian ja, wchodząc na ich lekcję, mówię po hiszpańsku. Kiedy nauczyciele porozumiewają się z uczniami po angielsku, przestaje to być jedynie jeden z przedmiotów, a staje się właśnie autentycznym sposobem komunikacji interpersonalnej. Rozumiem, że są osoby uważające, że tłumaczenie gramatyki po polsku, czy przekładanie słów na polski jest skuteczną metodą nauczania i szanuję takie przekonanie. Jednak nauczywszy się kilku języków i przygotowawszy wiele osób do wielu egzaminów, mogę zaręczyć, że metoda „monolingualna” działa. Nie jest łatwo stosować ją w szkole państwowej, gdzie niektóre polecenia w podręcznikach są napisane po polsku, ale warto próbować, polecam, jest z tym mnóstwo zabawy i pożytku.
Angielski po angielsku? It’s easy!
Uważa się, że uczenie języka obcego bez użycia języka polskiego jest w publicznej szkole trudne, niemal niemożliwe. O tym, dlaczego warto podjąć to wyzwanie pisze dziś Rafał Mamiński, nauczyciel języka angielskiego w jednym z warszawskich liceów.