Tęsknię za czasami, które z pewnością już nigdy nie wrócą. Kiedyś zachowanie anonimowości nie wymagało tak wielkiego wysiłku. Nie było też kanałów za pomocą, których nasze dane rozprzestrzeniały się bez naszej akceptacji. Może jedynie wtedy, kiedy po ciężkim dniu pracy wracaliśmy do domu i próbowaliśmy zrzucić z siebie maskę pozorów. Strój i sposób naszego zachowania stawał się naturalny, a my w pieleszach domowego ogniska czuliśmy się bezpieczni. Wkraczaliśmy wtedy w nasz prywatny świat, do którego nikt nie miał dostępu z zewnątrz.
Problem pojawiał się tylko wtedy, kiedy zapomnieliśmy zaciągnąć zasłony i naszą intymność mogli oglądać sąsiedzi i niepowołani intruzi. Jak sobie z tym radziliśmy? Po prostu. Odcinaliśmy się od ulicy szczelnie zasłaniając okna. Wysiłek niewielki, ale skuteczność natychmiastowa.
Odkrywam z przerażeniem, że dzisiaj utrzymanie prywatności jest niebywale trudne. Wystarczy wejść do Internetu i sprawdzić kilka informacji dotyczących naszego zdrowia, żeby przekonać się, że surfowanie po sieci nie jest bezkarne. Każde wyszukiwanie pozostawia po sobie ślad dotyczący naszej osoby, który może być cenny dla wielu firm. Z przerażeniem przeczytałem, że Google sprzedają każde dane dowolnym firmom, które są gotowe za nie zapłacić.
Sprawdzając w Internecie informacje na temat ciśnienia krwi, czy też przyczyny zawałów, ujawniamy cenną wiedzę dla firm ubezpieczeniowych. I to właśnie one są w stanie za tę wiadomość zapłacić.
Jakie konsekwencje dla mnie z tego wynikają? Mój pakiet ubezpieczeniowy będzie kosztował o wiele drożej dzięki wiedzy, którą kupiła firma ubezpieczeniowa od właścicieli aplikacji. Ta sama informacja jest cenna dla firm farmaceutycznych. Nie będę zdziwiony, kiedy na ekranie mojego komputera pojawią się reklamy leków na choroby wieńcowe lub promocja książki, jak radzić sobie z nadciśnieniem.
W innym miejscu ekranu zapraszają mnie na obóz dla sercowców. Jest to rezultat wymiany informacji pomiędzy różnymi serwisami. Ślady, jakie zostawiamy w Internecie pozwalają wielu firmom bardzo precyzyjnie ustalić nasze różnorodne potrzeby. A przecież w dzisiejszym biznesie nic nie jest bardziej cenne od informacji o prawdziwych potrzebach naszych klientów. Dlatego wiele firm jest w stanie przeznaczyć znaczący budżet, aby takie informacje zdobyć.
Nie ulega wątpliwości, że ten sposób docierania do wiedzy o kliencie jest skuteczny, ale nie do końca jestem pewny, czy uczciwy. Przecież dzieje się to bez zgody potencjalnych klientów. Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że tymi danymi można bez konsekwencji handlować? Bo przecież firmy sprzedające te dane nie mają gwarancji, że te informacje będą właściwie wykorzystane. Być może będą one dotyczyły naszego bezpieczeństwa, zdrowia lub życia. Ale czasami mogą zostać wykorzystane przeciwko nam.
Czy można przed tym procederem się zabezpieczyć? Okazuje się, że w dzisiejszej rzeczywistości, w której zaciera się granica pomiędzy światem wirtualnym a realnym, najdroższym dobrem jest nasza prywatność. Aby o nią zadbać musimy ponosić koszty, co wymaga dodatkowego wysiłku.
Już dzisiaj wiele firm sporządza w taki sposób umowy, że za zachowanie anonimowości musimy dodatkowo zapłacić. A mianowicie, cena danej usługi lub produktu jest wyjątkowo atrakcyjna pod warunkiem, że wyrażamy zgodę na udostępnianie naszych danych w celach marketingowych. Dlatego, jeśli chcesz uniknąć napastowania reklamami, sms-ami, telefonami jesteś zmuszony za ten luksus zapłacić.
Za chwilę okaże się, że każdy, kto świadczy nam różnorodne, codzienne usługi będzie proponował upust pod warunkiem, że wyrazimy zgodę na udostępnianie naszych danych. Mam na myśli dostarczycieli prądu, gazu, stacji benzynowych, serwisów samochodowych. Nie wspomnę już o centrach handlowych czy sklepach internetowych. Okazuje się, że możesz mieć wybór. Możesz zaoszczędzić kilkaset złotych miesięcznie udostępniając swoje dane, albo zapłacić za te usługi o wiele drożej w zamian zachowując swoją prywatność.
W dzisiejszych czasach jednym z synonimów Twojego bogactwa jest Twój milczący telefon.
Zastanawiam się, dlaczego tak bardzo chronimy swoje dane? Ponieważ w ostateczności chodzi o nasze poczucie bezpieczeństwa. My, ludzie wolni chcemy sami decydować, ile z naszej prywatności pokazujemy na zewnątrz. Naszą obawą jest nie tylko lęk przed utratą naszej anonimowości, ale jeszcze większy niepokój budzi w nas świadomość ilości kanałów za pomocą, których te informacje mogą przedostawać się do świata zewnętrznego.
Przeraża mnie, jak cennym towarem stały się dla współczesnego świata dane osobiste każdego z nas. Tak długo, jak będą one w cenie, tak długo ludzkość będzie wymyślała różne legalne i nielegalne sposoby, w jaki sposób te dane zdobywać. Z tego, co czuję, chyba jeszcze ciągle jesteśmy w powijakach, jeśli chodzi o sposoby zdobywania ich.
Najtrudniejsze czasy chyba jeszcze przed nami.
Z tych analiz i przemyśleń rodzi się z pewnością jedna, ale nie jedyna refleksja. Nasz świat osobisty jest na tyle dla nas cenny, że nie możemy sobie pozwolić, aby nie mieć świadomości konsekwencji wynikających z utraty kontroli nad sposobem wydostawania się wiedzy o nas, i nie śledzenia ciągle powstających nowych technologii jej zdobywania.