Ludzie coraz chętniej podróżują. Uczenie się poprzez poznawanie świata jest wielką frajdą. W podobny sposób do własnego rozwoju podeszli moi dwaj dobrzy znajomi. Żeby było im raźniej, wspólnie wybrali się na wyprawę turystyczną do Warszawy. Kiedy odbierałem ich na dworcu wschodnim byli mocno podekscytowani tym wydarzeniem. Zadawali wiele pytań, wszystko ich interesowało. Ale jedno z nich szczególnie mnie zaciekawiło.
Marian, starszy z przyjaciół zapytał wprost:
– Jacy są ludzie w Warszawie?
Pytanie było wyjątkowo intrygujące. Po krótkim namyśle postanowiłem je odwrócić i zapytałem:
– A jacy ludzie są w Zamościu?
– Smutni, zazdrośni, egoistyczni – odparł Marian.
Następnie zwróciłem się do drugiego mojego kolegi, i zadałem mu to samo pytanie:
– A jacy są w Chełmie?
– Zadowoleni, pogodni i życzliwi dla innych – dość szybko odpowiedział Jan.
Okazało się, że odpowiedzi były skrajnie różne, chociaż Zamość położony jest dość blisko Chełma.
Wycieczka była bardzo interesująca. Zwiedziliśmy prawie całe miasto. Zobaczyliśmy bogate, ale także i biedne dzielnice Warszawy. Panowie z zaciekawieniem przyglądali się architekturze, ale również chcieli poczuć klimat miasta. Kiedy nasycili się stolicą, usiedliśmy w kultowej knajpie u Samsona przy kufelku piwa. Każdy z nich był wyjątkowo usatysfakcjonowany. Ale też każdy z nich wyniósł inne wrażenia. Od niechcenia zapytałem Mariana, jak odbiera Warszawiaków, czy zrobili na nim dobra wrażenie.
– Jacyś tacy zapędzeni, skupieni na sobie. Patrzący z góry. – chciał kontynuować dalej, ale przerwał mu Jan.
– Czy my zwiedzaliśmy to samo miasto? – zapytał.- Ja mam zupełnie inny obraz. Czy Ty na pewno nie widziałeś, jacy są pogodni i zadowoleni? A jacy są usłużni? Przecież sam to chyba czułeś! O co tylko zapytaliśmy, z przyjemnością nam odpowiadali i spokojnie wyjaśniali.
Zadajmy sobie zatem pytanie. Jak to się dzieje, że ta sama okoliczność tak różnie została zinterpretowana przez moich kolegów. Z pewnością problem nie leży w mieszkańcach Warszawy, ale raczej w odbiorze moich kolegów. Każdy z nas ma do wyboru: cieszyć pozytywnym nastawieniem do innych i odczuwać przyjemność z ich sukcesów lub karmić się zazdrością i mieć satysfakcję z ich niepowodzenia. Do nas należy decyzja, którą drogę wybieramy. Jeśli komuś zazdrościsz, to oznacza to, że masz wobec niego ogromne kompleksy i zabija Cię poczucie niższości. Posiada on coś, co jest dla Ciebie ważne, ale niedostępne. W momencie, kiedy spotyka go niepowodzenie, i traci to coś szczególnego, Ty odczuwasz radość i satysfakcję. W ten sposób dowartościowujesz się i przestajesz się czuć gorszy.
Psychologowie społeczni twierdzą, że jest to naturalne zachowanie. Zjawisko to zostało szczegółowo przez nich rozpracowane. Została nawet przypisana mu nazwa – schadenfreude.
Okazuje się, że w naszą osobowość wpisane jest cieszenie się z nieszczęścia innych, szczególnie tych, którzy powodzi się lepiej od nas. Kiedy oglądałem transmisję skoków narciarskich na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, byłem zdumiony, jak sprawozdawca wprost bez żadnej żenady cieszył się, że przeciwnicy naszego mistrza skakali w gorszych warunkach, a ich wyniki przez to były słabsze. W sporcie i polityce takie zjawiska są powszechne. Wiele osób z tych kręgów robi swoje kariery i odnosi sukcesy, wspinając się wykorzystując niepowodzenia innych.
Przyjemność czerpania satysfakcji z nieszczęścia bliźnich, choć jest naturalna, to jest niekoniecznie etyczna. Dlatego ważne jest, aby mieć świadomość swojej słabości i usilnie nad nią pracować. Zjawisko schadenfreude występuje nie wtedy, kiedy sami przyczyniamy się do cudzego nieszczęścia, ale wtedy, kiedy jesteśmy jedynie świadkami tego wydarzenia. Przyznajemy sobie prawo stania z boku. To przecież nie jest nasza wina. To przyroda zadecydowała, że naszym przeciwnikom wiatr wiał w plecy, a nam szczęśliwie pod narty.
Poczucie szczęścia sprawozdawcy rosło proporcjonalnie do siły wiatru, który przeszkadzał zawodnikom z innych drużyn. Ale jednak przyroda lubi płatać figle. Los szczęścia w jednej chwili zaczął sprzyjać przeciwnikom. Komentator nawet nie próbował ukrywać zazdrości, a w jego podtekstach można było odczytać nasze powiedzenie z dzieciństwa „skuś baba na dziada”.
Z psychologicznego punktu widzenia, jak się okazuje, takie zachowanie jest naturalne, bo każdy z nas chce przecież wygrywać. Ale fakt, że odbywa się to kosztem pecha przeciwnika już ma mniejsze znaczenie. Przecież nie jest naszą winą, że wiatr nie pomógł przeciwnikowi.
Odczuwanie wobec innych zawiści i zazdrości jest cechą dość powszechną. Powinniśmy jednak zadać sobie pytanie, czy ma być to dominująca postawa w naszym życiu. Ale można też zadać sobie inne pytanie: czy stać nas na pozytywne nastawienie do innych, i na autentyczne cieszenie się ich sukcesami? Obiektywnie świat zewnętrzny dla wszystkich z nas jest taki sam. Jednak niektórzy zwrócą uwagę na pozytywne jego elementy. Potrafią się nim zachwycać, a ludzi odbierać życzliwie i z pełnym zaufaniem. Właśnie taką postawę prezentuje mój kolega z Chełma. Ale przecież będą i tacy, którzy zobaczą jedynie negatywne strony każdego wydarzenia. To Ci, którzy potrafią z Bożego Narodzenia zrobić Wszystkich Świętych. Więcej, są przekonani, że jest to jedyne możliwe zachowanie. Są oni w stanie dostrzegać u ludzi tylko negatywne cechy. W ten sposób rodzi się radość z czyjegoś nieszczęścia. Czy przypadkiem takiej postawy nie prezentuje mój kolega z Zamościa?