– Czy to naprawdę te osoby, o których mówisz? To niemożliwe! Jestem pewien, że wszystko się wyjaśni. Przecież tak bardzo na nich stawiałeś! Śmiem twierdzić, że byli Twoimi pupilami. Darzyłeś ich wielkim szacunkiem i zaufaniem. Ciągle nie mogę w to uwierzyć. Na pewno to tylko nieporozumienie.
– Proszę Cię, przestań się łudzić. Zejdź na ziemię. Kolejny raz mówię Ci, że stało się to już faktem. Założyli konkurencyjną firmę.
To krótkie fragmenty rozmowy dyrektorów z jednej z biznesowych firm. Wydarzenie, które przytoczyłem można analizować z różnej perspektywy. Ważnym wątkiem jest postawa odchodzących pracowników. Można zastanowić się, na ile jest to jedyna droga do budowania swojej kariery biznesowej. To ciekawy wątek i można by mu poświęcić sporo uwagi. Moim zdaniem, z pozycji dyrektora tej instytucji, ważniejszym problemem są Ci pracownicy, którzy zostali w firmie. Dlatego pytam go:
– Co w tej niecodziennej sytuacji było dla Ciebie najtrudniejsze?
– Zadaję sobie fundamentalne pytanie: czy jestem w stanie w tej nowej sytuacji ufać ludziom tak, jak to robiłem do tej pory? Zadany cios powala, a ból ciągle nie przechodzi. Obawiam się kolejnych uderzeń. Przecież nie jestem głupcem. Powinienem się przed nimi zabezpieczyć. Boję się, że po następnym ciosie nie będę w stanie się podnieść.
Mam jednak już pierwsze refleksje. Chyba za dużo uwagi i emocji poświęcam tym, których już z nami nie ma. Wiem, że ich zachowanie nie może mieć tak wielkiego wpływu na moją filozofię w pracy z ludźmi. Za wszelką cenę staram się, aby nie odezwała się ciemna strona mojej osobowości. Nie chcę uaktywniać w sobie postawy destrukcyjnej. Teraz już wiem, że utrata wiary w ludzi byłaby moim największą porażką.
Kiedy więcej o tym myślę, zaczynam powoli odzyskiwać równowagę mojego stanu psychicznego.
Tej postawy szukam w sobie, do niej dążę, ona jest mi niezbędna w pracy z moimi pracownikami. Tak myślę i tak czuję. Ale kiedy staję przed zespołem, to już nie jestem spontanicznie otwarty jak kiedyś. Nie akceptuję tego w sobie. Niewątpliwie czeka mnie ciężka praca nad sobą. Tak bardzo chcę odzyskać wiarę w ludzi i nadal im ufać. Wciąż jest mi bliska teoria, że generalnie ludzie są uczciwi i lojalni. Sytuacja, którą przeżywam to tylko wyjątek, i to tylko wyjątek w tej jedynie regule.
Zastanawiam się, czy sam sobie poradzę z tym problemem? A może powinienem skorzystać ze wsparcia specjalistów? Na dzisiaj jedno wiem na pewno. Jeżeli nadal chcę kierować zespołem, ma to sens tylko wtedy, kiedy nadal będę ufał swoim pracownikom. Zmiana mojej postawy wobec ludzi i budowanie procedur zabezpieczających przed następną taką sytuacją jest wbrew temu, co wyniosłem z domu i przez całe moje życie pielęgnowałem. Moi rodzice, nauczyciele, przewodnicy wpajali mi: ufaj ludziom, i na zaufaniu buduj z nimi prawdziwe więzi. To jest najlepsza droga, jaką możesz wybrać na swoje dorosłe życie. Uwierz mi, kiedy ty ufasz innym, oni ufają tobie. Chętnie bym z nimi teraz porozmawiał, i zapytał o wskazówki, poradę. Ale może oni żyli w innej epoce, i takie zasady w dzisiejszym świecie nie obowiązują?
Przecież jestem tutaj, gdzie jestem i nie musiałem odchodzić od moich pryncypiów. Jaki z tego wniosek? W dzisiejszej rzeczywistości nadal można być skutecznym stosując zasadę wzajemnego zaufania.
Ten sposób myślenia podpowiada mi rozum. A co z moimi emocjami? Chyba nadal jestem wycofany. Może nawet trochę nieobecny? Brak mi spontaniczności działania, którą tak bardzo w sobie cenię w pracy z ludźmi.
Jestem po urlopie. Byłem bardzo pozytywnie nastawiony do nowych zadań. Sytuacja, w której się znalazłem zabrała mi energię do motywowania moich koleżanek i kolegów. Wydawało mi się, że już jest lepiej. Jednak kolejny raz postanowiłem przeprowadzić rozmowę sam ze sobą. To nie jest łatwy dialog. Wzajemnie siebie atakujemy. Każdy z nas ma swoje racje i argumenty. Momentami zbliżamy nasze stanowiska. Po dłuższej dyskusji dochodzimy do wspólnego wniosku, że problem jest w nas i my sami musimy sobie z nim poradzić.
Uznałem, że sprawa jest na tyle poważna, że muszę się od niej zdystansować i z pewnej perspektywy jeszcze raz jej się przyjrzeć. Biorę kilka dni urlopu i udaję się do przyjaciół, którzy nie są związani z moim środowiskiem zawodowym. Podczas tych kilku dni wracaliśmy do naszego dzieciństwa, jeszcze raz przeżywaliśmy wspólne przygody. Zabawa była przednia, a ja miałem wrażenie, że moje problemy znacząco się oddaliły.
Po tych kilku dniach beztroski, po powrocie do pracy, zauważyłem, że już inaczej odnajduję swoich pracowników. Czyżby się zmienili? Są bardziej otwarci i spontaniczni. Dochodzę do wniosku: nie, to nie oni się zmienili. To ja zacząłem inaczej patrzeć na nasze relacje. Czyżbym zaczął pracować jaśniejszą stroną mojej osobowości?
Naprawdę odzyskuję radość z moich kontaktów z nimi. Zauważam – czego wcześniej nie widziałem – mnóstwo dowodów wsparcia i sympatii. Mam świadomość, że to ja przecież powinienem pomóc im odnaleźć się w tej wyjątkowo trudnej sytuacji. Stało się odwrotnie. Ich postawa pozwoliła mi uwierzyć, że nie należy tracić wiary w drugiego człowieka. Poczułem, że jesteśmy teraz bliżej siebie, bardziej zintegrowani i zmotywowani do działań, które są przed nami.
Ze mną jest już coraz lepiej. Wracam do rozpoczętego przed wakacjami budowania wizji przyszłości firmy. Praca zaczyna sprawiać mi wielką radość, a moje pozytywne nastawienie daje ogromną satysfakcję. Chcę patrzeć w przyszłość z niezachwianą wiarą w głęboki sens ufania ludziom. I z naiwnością dziecka zabierać ich ze sobą.