Moja przyjaciółka opowiadała mi ostatnio, bardzo przejęta, jak obserwowała pewną matkę, która ignorowała płacz swojego małego dziecka, potrząsała wózkiem a na koniec zarzuciła na niego tetrową pieluchę. Tak jak na papugę w klatce, kiedy chcemy żeby się uspokoiła. Przeglądając jeden z portali społecznościowych przeczytałam „anegdotkę” o tym, jak dumna matka pisze, że jej kilkuletnia córka uderzyła się na klatce schodowej w kaloryfer i dusząc w sobie łzy i ból skomentowała: „już grzeją”. Jedząc obiad w pracy podsłuchuję, jak ktoś opowiada historię rodem z dowcipu o małym Jasiu, o chłopcu, który podchodzi do mamy i pyta: „mamo, czy jestem już głodny?”.
Co łączy te wszystkie przykłady? Dzieci, które uczone są ignorowania swoich emocji i potrzeb. W pierwszym przypadku, dziecko, które z jakiegoś powodu wzywa swojego opiekuna (może jest głodne, może obsikane, może się boi, a może potrzebuje bliskości i przytulenia) dostaje informację, że jego potrzeby nie są ważne, że nie ma się co domagać uwagi, bo tej uwagi akurat teraz nie dostanie, bo uwaga matki będzie wtedy, kiedy to ona zdecyduje, że przyszedł na nią czas.
W przypadku drugim mamy do czynienia z rodzicami, którzy cenią twardość, nie uznają smutku, słabości, bezradności. I tę postawę pielęgnują w swojej córce, skutecznie wpajając jej, że to co czuje, nie jest tym co czuje, tylko jest czymś zupełnie innym. Dzieci uwewnętrzniają tego rodzaju podwójne komunikaty, co owocuje potem trudnością w rozpoznawaniu tego co w ogóle czują. Trzeci przykład również pokazuje pełnię posłuszeństwa, podporządkowania oraz trudności w zaufaniu swoim własny instynktom i odczuciom na najbardziej podstawowym poziomie, bo mama wie lepiej kiedy synek jest głodny i kiedy jest mu zimno.
Niektórzy rodzice boją się, że dziecko to mały demon, który zawładnie całym ich życiem i będzie rządzić jeśli tylko pozwolą mu na swobodę, wyrażanie emocji i będą zaspokajać jego potrzeby. Rodzice doświadczają bezsilności i bezradności, kiedy dziecko, pokonując kolejne etapy rozwojowe albo napotykając różnego rodzaju trudności, zachowuje się nie tak, jakby sobie tego życzyli. Stosują wtedy kary, oceniają, zawstydzają, wpędzają w poczucie winy. Robią tak, ponieważ jest to najprostszy sposób na natychmiastowe odzyskanie poczucia wpływu i zagłuszenie trochę lęku związanego z obawą, że dziecko źle wychowamy, że zostaniemy negatywnie ocenieni jako rodzice.
Jeśli moje dziecko bije inne dzieci i zabiera im zabawki w piaskownicy, to mogę je postawić w kącie, zamknąć w innym pokoju albo zapowiedzieć że „nie będzie słodyczy w niedzielę”. W przypadku dziecka starszego, nastolatka, system jest podobny, zmienia się tylko rodzaj kar i odbieranych przywilejów. Rodzice cenią sobie grzeczność, posłuszeństwo i wykonywanie poleceń. Jaki jest tego efekt? Wychowujemy osobę grzeczną, posłuszną i skłonną do wykonywania poleceń. Kształtujemy człowieka, który nie jest nauczony kierowania się własnymi odczuciami, nie ma zaufania do swoich uczuć, albo w ogóle nie wie co czuje. Nie umie dokonywać wyborów opartych na wewnętrznej analizie zysków i strat, przewidywać ewentualnych konsekwencji. Osobę, która ze strachu przed karą albo w oczekiwaniu nagrody, podejmuje swoje decyzje. Osobę, której wewnętrzna motywacja do zmiany, do wyznaczania sobie celów, pokonywania trudności, jest ukryta. Na pierwszy plan wysuwa się wtedy motywacja zewnętrzna; zrobię coś bo czeka mnie za to jakaś atrakcyjna nagroda, albo dzięki temu uda mi się uniknąć kary.
Grzeczność w okresie dorastania lubi się przeradzać w swoje przeciwieństwo. Dziecko, które zostało nauczone odwoływania się do swoich potrzeb, do posiadanych wartości i zaufania do swoich emocji, będzie w stanie przejść przez ten trudny czas pomyślnie. Pomyślnie, to znaczy buntując się, ale w sposób, który nie prowadzi do destrukcyjnych, ryzykownych zachowań. Nastolatek, który nie potrafi odwoływać się do własnego wnętrzna, do swoich własnych odczuć i nie umie ich nazywać, wyrażać, jest szczególnie narażony na ryzyko eksperymentowania z substancjami psychoaktywnymi, na trudności z zakresu zaburzeń odżywiania, czy szukanie ukojenia i wyrazu dla swoich uczuć w okaleczaniu się.
Dziecko, którego rodzice nade wszystko cenili grzeczność i posłuszeństwo, spełnianie życzeń i oczekiwań rodziców, nadal będzie takie, ale w wieku kilkunastu lat w stosunku do swoich rówieśników pracodawców i innych ważnych osób, ponieważ to oni na kolejnych etapach życia będą pełnić rolę punktów odniesienia. Drodzy rodzice, odpowiedzcie sobie na pytanie czy zależy Wam na wychowaniu człowieka zależnego od zdania innych osób, niepewnego swoich odczuć, zagubionego w obliczu trudności, kryzysów i dylematów?
Jestem mamą 3,5 letniej Mai. Doświadczam wielu sytuacji, w których jestem zaskoczona zachowaniem mojego dziecka, odczuwam bezradność, złoszczę się, nie podoba mi się to co widzę. Wiem jednak, że zależy mi na wychowaniu niezależnej dziewczyny, która potrafi odwołać się do swoich potrzeb, uczuć i ocenić co chce, a czego nie chce, co jej się opłaca, a co nie i jakie będą tego konsekwencje. Bez poczucia winy i nadmiernego strachu o to, co sobie inni pomyślą, uwzględniając jednak panujące zasady, normy. Rozpoznaje tego zwiastuny kiedy widzę, że potrafi zadbać o siebie i nakrzyczeć na chłopca, który ją przezywa, i informuje stanowczo, że nie chce żeby tak do niej mówił (i wcale nie rzuca się na niego z pięściami). A także wtedy, kiedy zniecierpliwiona mówię, że mam już dosyć jej płaczu a ona odpowiada mi, że przecież ma prawo sobie popłakać.
Czuję, że jest w tym siła i moc płynąca z prawdziwego doświadczenia i szacunku do niego, wręcz domagania się uznania go. Staram się uznawać jej prawa także wtedy, kiedy zwracam uwagę na te zachowania, które mi się nie podobają, kiedy mówię o swoich odczuciach i pozwalam jej doświadczać konsekwencji, które przynosi życie.
Jakiś czas temu moja córka przechodziła etap, w którym dokuczała swojej koleżance Hani, była dla niej złośliwa. Hania to bardzo przeżywała, często płakała i widać było, że jest jej przykro. Mówiłam Mai, że nie podoba mi się jej zachowanie, że Hania płacze i widać, że sprawia jej to przykrość. Maja słuchała, ale robiła dalej swoje. I przyszedł dzień, kiedy mama Hani powiedziała mi, że nie spotkamy się z nimi dzisiaj, ponieważ Hania nie ma ochoty widzieć się z Mają. Powiedziałam o tym Mai (bez komentarzy w stylu: a nie mówiłam, bez satysfakcji, bez wzbudzania poczucia winy), która rozpłakała się, powiedziała, że jest jej przykro i że nie będzie więcej dokuczać Hani. Efekt był taki, że doświadczając takich właśnie, prawdziwych, życiowych konsekwencji, Maja przestała dokuczać swojej koleżance. Jestem pewna, że nie osiągnęłabym żadnego efektu karząc niepożądane i nieakceptowane zachowania mojej córki.
Piszę o swoim dziecku, ponieważ mam poczucie, że obserwuje fascynujący proces kształtowania się człowieka, doświadczam w tym procesie również swojej roli. Poza tym jestem psychologiem w gimnazjum i spotykając się i rozmawiając z nastolatkami widzę konsekwencje różnych postaw rodzicielskich. Przyświeca mi też kawałek zdobytej psychologicznej i praktycznej, psychoterapeutycznej wiedzy.
Czego potrzebują dzieci aby umiały radzić sobie z rozpoznawaniem i wyrażaniem swoich emocji? Dzieci szczególnie potrzebują odzwierciedlania. Nawiasem mówiąc, potrzebują tego wszyscy, ponieważ jest to również lecząca metoda w psychoterapii i przydatna umiejętność dla osób, które wykonują zawody, gdzie najważniejszy jest kontakt z drugim człowiekiem. Odzwierciedlanie to umiejętność rozpoznawania, co przeżywa druga osoba i nazywania tego. To trochę tak jakby stać się lustrem, w którym stany emocjonalne drugiej strony, mogą się odbić i pokazać. Prowadząc warsztaty z dziećmi i młodzieżą, pracując z osobami dorosłymi, wiem, że bardzo wiele osób ma znaczące problemy z określeniem tego co czuje. Odzwierciedlenie pomaga wydobyć to co ukryte, dostrzec to i poczuć na nowo, ale już ze świadomością tego „co się we mnie dzieje”. W przypadku dzieci, jest to podstawowa praca i rola rodziców czy wychowawców, która zaowocuje wzrostem świadomości samych siebie i zaufania do pojawiających się odczuć, oraz umiejscowieniem poczucia wpływu i odpowiedzialności za swoje życie – w sobie.
Justyna Kaczmarczyk – edukator IK Eko-Tur, psycholog, psychoterapeuta i trener psychologiczny. Absolwentka Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej ze specjalnością społeczny psycholog kliniczny. Ukończyła Szkołę Trenerów pod patronatem Grupy TROP oraz Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej INTRA. Pracuje z młodzieżą jako psycholog szkolny w gimnazjum. Prowadzi warsztaty i treningi rozwojowe dla osób dorosłych. Pracuje w poradni PrimoPsyche, gdzie zajmuje się psychoterapią indywidualną osób dorosłych oraz młodzieży, doradztwem i pomocą psychologiczną, konsultacjami psychologicznymi, wychowawczymi dla rodziców oraz zawodowymi. W swojej pracy integruje różne podejście i możliwości pomagania w zależności od zgłaszanych problemów.