Miała to być sentymentalna podróż na Starą Pragę. Z trudem wsiadłem do tramwaju numer 4. Okazało się, że wszystkie miejsca siedzące są zajęte. Nagle motorniczy gwałtownie zahamował, a ja z całym impetem uderzyłem w sąsiada, który wpadł gwałtownie na panią w kapeluszu. Pani uszkodziła sobie biodro, uderzając o oparcie siedzenia. Ten fakt tak ją zdenerwował, że wyładowała się na moim sąsiedzie:
– Co za cham! – krzyknęła – zachowuje się jak prostak! Zamiast trzymać się poręczy zgrywa młodzieńca – dodała oburzona.
Pan był przekonany o własnej niewinności i zaatakował z kolei mnie z podwójną energią. „Nawsadzał” mi za siebie i za panią w kapeluszu. Oczywiście, ja także byłem zdenerwowany i doszło do wymiany zdań między nami. Kłócili się wszyscy ze wszystkimi. Uratował mnie przystanek. Kiedy otworzyły się drzwi, wyskoczyłem jak oparzony. Usiadłem na najbliższej ławce i próbowałem odrobinę ochłonąć. Jak to możliwe, że przy tak niewielkim wydarzeniu pojawiły się tak wielkie emocje? Oczywiście na Pragę nie dotarłem, ale ta przejażdżka miała jeden pozytywny efekt: zacząłem się zastanawiać nad emocjami, które mają tak wielki wpływ na nasze zachowanie.
Daniel Goleman w książce „Inteligencja emocjonalna” twierdzi, że umiejętność panowania nad własnymi uczuciami tak, aby to nie one nami kierowały, tylko my nimi, jest niezbędną cechą każdego dojrzałego człowieka. Natomiast moja matka twierdziła, że człowiek dobrze wychowany powinien umieć panować nad własnymi emocjami. W pracy jest niedopuszczalne, aby szef, czy też pracownik mógł sobie pozwolić na emocjonalne wyrażanie swojego stanu. Trudno poważnie traktować lidera, który w taki sposób reaguje na zachowania członków swojego zespołu. Często zdarza się, że pracownik, który w ten sposób wyraża swoje niezadowolenie, jest karcony, a nawet karany.
Zastanówmy się, jaką rolę odgrywają emocje w komunikowaniu się?
Są one wyrażeniem stopnia zaburzenia naszej równowagi psychicznej. Emocje możemy porównać do bólu fizycznego. Jeżeli w naszym organizmie dzieje się coś złego, to siła bólu sygnalizuje nam stan zaawansowania naszej choroby. Podobnie jest z emocjami. One jedynie sygnalizują nam poziom naszego napięcia związanego z problemem, z którym sobie nie radzimy. To sygnał, na ile zachwiała się nasza równowaga wewnętrzna. Jeżeli chcemy odnosić sukcesy w skutecznym komunikowaniu się, wówczas sięgamy do prawdziwej przyczyny, a nie celebrujemy emocje.
Żeby to lepiej zilustrować posłużę się innym przykładem. Co robimy, kiedy chcemy zjeść jajko? Rozbijamy skorupkę i dostajemy się do środka. To zjedzenie jajka, a nie skorupka jest naszym ostatecznym celem. Zajmujemy się nią tylko dlatego, że nie ma innej możliwości, aby dostać się do środka jajka.
Czy to oznacza, że emocji nie należy traktować poważnie? Odgrywają ważną rolę w budowaniu relacji między ludźmi, ale tylko dlatego, że przesłaniają istotę problemu. W związku z tym, żeby się dostać do jego sedna, trzeba sobie z nimi poradzić. Dlaczego traktujemy emocje jak wyrocznię?! Wypowiedziane w stanie szczególnego uniesienia słowa pozostają w nas długo i mają wpływ na nasze dalsze zachowanie. Trzeba wiedzieć, że emocje szybko przychodzą i szybko odchodzą. Jest to stan w danej chwili. Za godzinę, a może za dzień, kiedy już opadną jak kurz na wiejskich drogach, inaczej patrzymy na ten sam problem, który jakiś czas temu tak bardzo nas dotykał. Kiedy inni zarażają nas własnymi emocjami, a my się temu poddajemy, próbują w ten sposób wywierać na nas presję i wpędzać w poczucie winy. Jest to sygnał, że zajmujemy się skorupką, a nie jajkiem.
Dziecko tupiące przed sklepem, żądające kolejnej zabawki, wykrzykując matce „nienawidzę cię!”, wyraża aktualny stan swoich uczuć. Jest to przykre dla matki, która jednak wie, że to tylko stan wyrażony w tej chwili. Gdyby było inaczej, z pewnością nie byłaby w stanie się z tym pogodzić. Nie traktujmy emocji jak wyrazów wyrytych w granicie. Znacie dobrze te stany, kiedy było nam głupio, że tak emocjonalnie zareagowaliśmy na jakąś sytuację. Niestety, czasu już nie cofniemy. Zapisany obraz został w głowach świadków naszego zachowania.
Emocje są jak pioruny, które w nas uderzają. Jak sobie z nimi radzić? Zdecydowanie unikać ich i w ten sposób neutralizować. Konfrontowanie się z nimi podnosi wzajemny stan napięcia. Zaczynają nad nami panować. Dość szybko stają się ważniejsze, niż problem, który mamy do rozwiązania.
Moja znajoma używa takiego określenia: Wojtek, jest problem, czuję, że emocje są o krok przed rozumem, coś z tym trzeba zrobić.
Sądzę, że optymalnym rozwiązaniem jest stan, kiedy emocje idą w parze z rozumem. Jest też druga strona medalu. Naukowcy, szczególnie lekarze, twierdzą że tłumienie emocji zostawia spustoszenie w organizmie. Bardzo często kończy się to chorobą wrzodową, bólem głowy, zgagą czy też innymi zaburzeniami. Dlatego, ze względów zdrowotnych dobrze jest znaleźć sposób na uwolnienie emocji.
Kiedy możemy sobie pozwolić na swobodne wyrażanie własnych emocji? Z pewnością w chwili osiągnięcia stanu poczucia bezpieczeństwa. Dziecko pozwala sobie na wyrażenie emocji jedynie w bezpiecznym domu (w zdrowej rodzinie). Dlaczego? Bo wie, że nie zostanie za to zachowanie ukarane. Odwrotnie jest w domach dysfunkcyjnych, gdzie panuje przemoc: dziecko ukrywa swój stan emocjonalny, bojąc się kary lub ośmieszenia.
Kontynuując tę myśl: rodzice, którzy nie stwarzają warunków do wyrażania emocji przez ich dzieci, nie mogą wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się z ich pociechami. Żyją w świecie pozorów. Dowiadują się o problemie, wtedy, kiedy już jest za późno. Może to stwierdzenie jest odrobinę zbyt odważne, ale z pewnością prawdziwe. Tak długo, jak dziecko ma potrzebę wykłócać się z rodzicami, tak długo z tym dzieckiem nic złego się nie dzieje. Powinniśmy wpadać w panikę dopiero wtedy, kiedy zamilknie i zacznie być szczególnie ułożone. Ten stan może być sygnałem, że zamyka się we własnym świecie, do którego nikt już nie ma dostępu. Nie poznamy prawdziwych problemów, bo dziecko już straciło ochotę, aby je wykrzyczeć.
Przenieśmy się w inny obszar naszego funkcjonowania – w świat biznesu. Podobnie rzecz ma się w firmie. Jest wiele instytucji, które z pozoru poprawnie funkcjonują. Na zewnątrz relacje między ludźmi w tej społeczności przebiegają bez konfliktów. Szef ma zawsze rację, a pracownicy zachwycają się jego pomysłami. Czy myślicie, że prawdziwe jest życie firmy, kiedy podwładni nie mogą wyrazić swojej dezaprobaty za pomocą emocji? Oczywiście, że nie. Muszą wyrazić ją w innych, bezpiecznych warunkach. Dlatego z pewnością są dwa światy: ten oficjalny, w którym wszyscy stosują się do teorii Daniela Goldmana („jestem wyciszony, zdystansowany, więc jestem dojrzały”) i ten drugi – tam jest królestwo emocji. Prawdziwe życie firmy to ten drugi świat Jedynie w nim znajdziemy istotę, która decyduje o funkcjonowaniu instytucji.
Celem każdego lidera powinno być dążenie do tego, aby dominowało życie oficjalne i w nim rozstrzygały się prawdziwe problemy. Jak można to osiągnąć? Być może, w firmie tak jak w domu, należy zadbać o poczucie bezpieczeństwa pracowników? Jeżeli liderowi zależy na rozwiązywaniu prawdziwych problemów, to powinien budować klimat wzajemnego zaufania i szacunku. Jestem przekonany, że jeżeli będzie chciał i potrafił zarządzać emocjami pracowników, nadając tym stanom rangę, jedynie taką, na jaką zasługują, to dzięki temu będzie mógł zajmować się jajkiem, a nie skorupką.
Sam dobrze wiem, że radzenie sobie z emocjami własnymi i innych jest niezmiernie trudne. Są chwile, kiedy się wstydzę własnych zachowań. Ja także emocje traktuję zbyt poważnie. Czasami nie potrafię przez nie przebrnąć i dokopać się do prawdziwego problemu.
Dziękuję losowi za tę kłótnię w tramwaju nr 4.
Nie można mieć pretensji do znaku drogowego, że wskazuje, jak masz się poruszać po drodze.