Jest naprawdę ostra zima. Pod nartami słychać skrzypiący śnieg. Jednak nie czuję tej niskiej temperatury. Słońce panoszy się po beskidzkich górach i czyni je bardziej przyjaznymi. Szczęśliwe dzieciaki szaleją na nartach. Zmrożony śnieg jest wyjątkowo życzliwy dla narciarzy. Mam wrażenie, że jazda sprawia mi coraz większą frajdę. Podpatruję innych narciarzy i z dumą stwierdzam, że umiejętnościami nie odbiegam od innych. Wprawdzie nie mogę szaleć, bo mam w nosidełkach moją córkę, ale mogę się bardziej skupiać na technice. Poczułem się na tyle pewnie, że postanowiłem poprosić o ocenę mojej jazdy instruktora. Pan był bardzo miły i zaproponował, abym zjechał najlepiej, jak potrafię. Wykonałem to zadanie z dużą przyjemnością. Byłem dumny z tego, jak pięknie wyszło mi to ćwiczenie. Wdrapałem się na górę i z dumnie uniesionym kaskiem zapytałem:
– I co pan sądzi o mojej technice?
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu usłyszałem:
– Proszę pana, wszystko od początku do końca było źle. Powiem więcej, ma pan już utrwalone negatywne nawyki.
Spojrzał na moją trzyletnią córkę i stwierdził:
– Jeśli mam być szczery – wolałbym od początku nauczyć jeździć na nartach pańską córkę niż zmieniać pana nawyki.
A miał to być taki wspaniały dzień. Byłem tak przygnębiony, że przestałem zwracać uwagę na wszystko to, co mnie otacza. Piękne widoki Beskidu Żywieckiego nagle przestały mnie cieszyć. Nawet córka zobaczyła, że zachowuję się nieadekwatnie do sytuacji.
– Tatusiu, naprawdę jeździsz ładnie.
Jestem bardzo ambitny. Nie wiem, czy w całej szerokości życia, ale na pewno w jeździe na nartach. Po krótkim kryzysie wziąłem sobie słowa trenera do serca i metodycznie zabrałem się do zmiany mojej techniki jazdy.
Kiedy zostałem dyrektorem placówki i było mnie już stać na instruktora, wziąłem regularne lekcje jazdy na nartach. Przez wiele lat bardzo ciężko trenowałem. Wydawało mi się, że poradziłem sobie ze starymi nawykami, bo przecież w efekcie zostałem instruktorem narciarskim. Przez następne lata nauczyłem jazdy na nartach ogromną armię ludzi i zaraziłem ich miłością do tego sportu. Podczas wszystkich moich lekcji, których udzielałem młodym adeptom narciarstwa, pamiętałem zawsze słowa mojego instruktora: nie możesz pozwolić swoim uczniom, aby utrwalali złe nawyki. I chyba byłem w tym konsekwentny.
A teraz rzecz najważniejsza: mimo, że opanowałem technikę jazdy na bardzo wysokim poziomie, to zjeżdżając na bezpiecznych i łagodnych stokach, wszystkie niuanse techniki tego sportu jestem w stanie zastosować i wykorzystać. Natomiast, kiedy jestem w warunkach ekstremalnych, gdy zastosowanie tej techniki jest najbardziej potrzebne, wracam niestety do starych nawyków i zapominam o wszystkim, czego się nauczyłem przez tyle lat.
Może moja opowieść jest trochę przydługa, ale chciałem pokazać, jak bardzo są w nas zakorzenione pierwsze nawyki i przyzwyczajenia. Mam wrażenie, że czasami wręcz nie zdajemy sobie sprawy, jak są one silne. Dopiero wtedy, kiedy próbujemy nad nimi pracować, widać, jak głęboko w nas tkwią
Siłaczami są ci, którzy postanowili z nimi walczyć w imię stawania się lepszymi i doskonalszymi. Jednak prawdziwym herosem jest ta osoba, której udało się wyeliminować jakiś nawyk.
Zajmuję się sztuką komunikowania. Na warsztatach uczymy się różnych skutecznych technik, które mają nam pomóc odnosić sukcesy w pracy z ludźmi. Podczas prowadzonych przeze mnie zajęć, po wielu powtórzeniach i korektach uczestnikom udaje się odnosić w sztuce komunikowania pewne sukcesy. Jednak w sytuacjach kryzysowych, kiedy wracamy do rzeczywistości, w której są emocje, lęki, interesy, zapominamy o tym wszystkim czego się nauczyliśmy. Ten stan jest powodem naszej frustracji. Widzimy przepaść pomiędzy teorią a praktyką. Wielu z nas, ze względu na ogromny wysiłek i niewielkie sukcesy, rezygnuje z dalszej pracy nad własnymi przyzwyczajeniami. Braki w byciu konsekwentnym próbujemy usprawiedliwić powodami zewnętrznymi, takimi jak brak czasu, małą skuteczność narzędzi, czy też agresją osoby, z którą negocjujemy.
Ja sam mam swoje sukcesy i niepowodzenia w tym zakresie. Uczę się i doskonalę sztukę komunikowania przez niemal 20 lat. Pewnego razu, kiedy byłem na treningu biegowym, znienacka zaatakował mnie pies sąsiada i lekko ranił w łydkę. Jak myślicie, co wtedy zrobiłem? Odłożyłem wszystko to, czego się nauczyłem przez te lata i wbrew mądrym zasadom, rzuciłem się na sąsiada. Efekt jest taki, że przez jakiś czas świadomie omijałem drogi, którymi chodził sąsiad, bo było mi po prostu wstyd. Powiedzcie mi, jak to jest, że po tylu latach pracy nad moimi nawykami, w sytuacji nieszczególnie trudnej, zachowuję się jak amator?
To wydarzenie zabrało mi siłę do uczenia innych tego, z czym ja sobie nie poradziłem. Zadaję sobie pytanie, czy tylko ja mam problemy z własnymi nawykami? Jak sobie radzić z tak utrwalonymi przyzwyczajeniami, których z pewnością nie akceptuję w sobie? Czy jest na to jakiś sposób? Z moich osobistych i zawodowych doświadczeń wynika, że jest tylko jedna metoda: nie akceptować własnych nawyków i ciągle pracować nad ich wyeliminowaniem.
Kiedy ten proces się skończy? Śmiem twierdzić, że jest to działanie, które nie ma końca. Na tym chyba polega nasze życie. Gdzie i kiedy te pierwsze nawyki powstają? W domach, podwórkach i szkołach naszych dzieci. Czy to jest tak, że one powstają, bo ani rodzice ani nauczyciele nie wspierają dzieci w tym zakresie? Tak, ten obszar jest zaniedbany przez dorosłych, ponieważ ich zdaniem najważniejsza jest „wiedza” i cały swój wysiłek skupiają na jej przekazywaniu.
Nasze nawyki to nasze garby i to one są przyczyną braku sukcesów. Z „wiedzą” sami możemy sobie poradzić na każdym etapie życia – z nawykami jest już trudniej.
Nauczyciele! Nie pozwólcie nam, aby nasze złe nawyki zabierały nam drogę do sukcesu!