Ubiegła niedziela była dla wielu nauczycieli, jak również i rodziców dzieci uczęszczających do TZZ i stosunkowo nowej szkoły powszechnej w kantonie Zurich, czymś w rodzaju „czarnej niedzieli“.
Wiadomości podały wyniki plebiscytu poddanej pod głosowanie ustawy o reformie szwajcarskiego szkolnictwa. Myślę, że należy tu przypomnieć polskiemu czytelnikowi, że Szwajcaria jest jedynym w Europie krajem, w którym ostateczną decyzję o wprowadzeniu w życie ustaw i przepisów, podejmują uprawnieni do głosowania obywatele państwa. Ma to niewątpliwie swoje zalety, ale i wady, szczególnie wówczas, kiedy zmęczeni kolejnym plebiscytem obywatele rezygnują częściowo ze swojego prawa (jak i obowiązku!) do głosowania.
Tak właśnie stało się w Zurychu, czyli w jednym z najbardziej postępowych kantonów szwajcarskich, kładącym duży nacisk na rozwój edukacji i kultury, gdzie głosującym obywatelom „udało się” odrzucić, działającą już od 8 lat w ramach projektu pilotażowego, innowacyjną i chwaloną zarówno przez rodziców, jak i nauczycieli, reformę szkolnictwa. Trzeba tu nadmienić, że procent udziału głosujących w tym referendum (plebiscycie ludowym) osiągnął zastraszająco niski poziom: niecałe 34%.
Czy oznacza to, że niegłosującym rodzicom i nauczycielom obojętny jest model szkoły, do której uczęszczają szwajcarskie dzieci?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, ale jedną z przyczyn takiego wyniku plebiscytu był niewątpliwie fakt, że w głosowaniu wzięli udział przede wszystkim obywatele, których dzieci dawno już wyrosły ze szkolnego wieku, czyli emeryci, broniący przede wszystkim własnych interesów.
Nauczyciele i rodzice uczniów Szkoły Powszechnej (nazwa szkoły powstała w odróżnieniu do dawniej istniejącej szkoły podstawowej) ulegli natomiast, złudnemu jak się okazało, przekonaniu, że świetnie działająca już od lat szkoła w związku z tym przejdzie bezproblemowo przez głosowanie. Drugim prawdopodobnym powodem takiego wyniku głosowania była silna frakcja głosujących nauczycielek wychowania przedszkolnego broniących również swoich, w tym wypadku zawodowych, interesów i praw.
Powodem do protestu wyrażonego poprzez głosowanie był fakt, że Zurych wprowadzając przed ośmiu laty system szkoły powszechnej zniósł praktycznie całkowicie istniejące w dawnej formie przedszkole, obniżając w odczuciu pracowników przedszkoli, status społeczny tego zawodu.
Istotą reformy, którą chcę pokrótce omówić, było przystosowanie, sztywnego jak do tej pory, systemu rekrutacji uczniów do szkoły, do skokowego i zróżnicowanego rozwoju dziecka w różnych przedziałach wiekowych.
Zakładając, że nie wszystkie dzieci rozwijają się w jednakowym tempie, zrezygnowano z obowiązku szkolnego obejmującego wszystkie sześciolatki przyjmowane do „zerówki“, a następnie do szkoły podstawowej.
W zreformowanej szkole powszechnej dzieci mogły dobrowolnie rozpoczynać naukę pomiędzy 4 a 8 rokiem życia, w ciągu pierwszych trzech lat ośmioletniej szkoły powszechnej.
Szkoła rozpoczynała się nauczaniem czterolatków poprzez zabawę, czyli podobnie jak w przedszkolu, wprowadzając stopniowo nauczanie szkolne uwzględniając możliwości rozwojowe poszczególnych dzieci. Jednocześnie wprowadzono już do pierwszych klas naukę dwóch języków obcych, korzystając zarówno z wyników badań naukowych jak i z obserwacji dzieci wychowywanych w rodzinach dwujęzycznych.
W ten sposób śledząc wnikliwie zachowanie dzieci pozostawiano im w ciągu pierwszych trzech lat szkoły niejako możliwość wyboru zabawy lub już nauki. Nauczanie odbywało się w sposób w dużym stopniu indywidualny: podczas, kiedy u niektórych maluchów pracowano jeszcze nad rozwojem ich koordynacji ruchowej i stopniem rozwoju celowej uwagi ustawiając z nimi np. klocki, inne dzieci przygotowywano już do nauki czytania i pisania w zabawowy jeszcze sposób zapoznając je z alfabetem i tabliczką mnożenia.
U dzieci z dalej już posuniętym rozwojem mowy i szczególnie w tym zakresie uzdolnionych, część zajęć prowadzono w języku angielskim. To głównie motywacja i poziom rozwoju dziecka decydował o tym, kiedy zostanie ono przeniesione do następnego poziomu nauczania, czyli do następnej klasy.
Klasy pracowały posługując się metodą zespołowego nauczania (team teaching) z dziećmi zróżnicowanymi wiekowo. Podczas kiedy jeden nauczyciel nauczał klasę nadal w tradycyjny sposób (frontalnie – „przed klasą i przy tablicy“), drugi, specjalnie do tego wyszkolony, czasem z pomocą pedagoga, pracował z innymi dziećmi w niewielkich grupach lub nawet indywidualnie.
Jednocześnie w rozwiązywaniu szkolnych zadań przez uczniów o wolniejszym jeszcze tempie pracy wykorzystywano również pomoc innych dzieci, które pracowały szybciej. Zamiast dotychczasowego wartościowania wyników nauczania (uczeń zdolny lub mniej zdolny), analizowano sposób, jaki dzieci preferowały przy rozwiązywaniu postawionych im zadań: np. analityczny, indukcyjny lub całościowy.
W ten sposób można było dostosować metody szkolenia poszczególnych dzieci do ich typu poznawczego. Tak działające klasy starały się (z powodzeniem!) przejść zespołowo na wyższy poziom nauczania.
Decyzję o przyjęciu ucznia do szkoły ponadpodstawowej, zawodowej lub ogólnokształcącej (przygotowującej do matury) podejmowano więc dopiero w ósmej klasie szkoły powszechnej.
Dla szwajcarskich uczniów szkoła, szczególnie w pierwszych jej klasach, przestała być polem do nieustannego sprawdzania poziomu ich wiedzy i miejscem konkurencji z innymi dziećmi, a stała się miejscem, w którym każde dziecko, niezależnie od poziomu jego rozwoju intelektualnego, mogło zdobyć, bez typowego dla dawnej szkoły szwajcarskiej nacisku, niezbędne podstawowe wykształcenie.
Naukę w szkole powszechnej wzbogacono o całą masę środków nauczania, miedzy innymi wprowadzając do szkolnych klas komputery, Internet, i inne środki przekazu medialnego.
Cały ten projekt nie był tani: zarówno kantony, które go wprowadziły wstępnie w życie jak i państwo ze swoimi dotacjami, zainwestowały miliony franków w wizję i realizację innowacyjnej i bezstresowej szkoły. Dla tego celu wykształcono całą nową generację nauczycieli szkół podstawowych, sfinansowano podwyższenie kwalifikacji pracujących już nauczycieli, dyrektorów szkół, pedagogów i pedagogów specjalnych, stworzono podwójną w stosunku do szkoły tradycyjnej liczbę miejsc pracy zatrudniając dodatkowy personel nauczający i wychowawczy (np. pracowników społecznych). Wzrosły również ogromnie koszty infrastruktury, całego szkolnego zaplecza. Sfinansowano potrzebne, nowe środki nauczania, nowe programy, książki, zabawki oraz wyposażenie komputerowe dla nowopowstałych klas. Projektowano i urządzano nowe klasy i pomieszczenia do zabawy i nauki, sale wyposażono w środki wizualno –akustyczne, wspomagające naukę języków obcych.
W ubiegły piątek, a więc bezpośrednio przed referendum dotyczącym nowej szwajcarskiej szkoły, w gazetach zuryskich podano do wiadomości, że pierwsze klasy, uzupełniając w ten sposób szkolny park komputerowy, wyposażyły właśnie swoich uczniów w prywatne tablety mające zastąpić często zapominane przez dzieci zeszyty i książki.
Wydawało się, że w szkole wszystko idzie i rozwija się zwyczajnym i zaplanowanym trybem. I nagle ta niespodziewana porażka w głosowaniu. Emeryci uznali, że kanton zainwestował już wystarczająco dużo pieniędzy na rozwój szkolnictwa i pora, aby zatroszczył się o zabezpieczenie emerytur. I odpowiednio do tego zagłosowali. Nauczyciele wychowania przedszkolnego, w trosce o swój przyszły status zawodowy również zagłosowały przeciwko nowej reformie.
Pytam Marianne, młodą, 28- letnią nauczycielkę uczącą od 8 lat w jednej z zuryskich szkół, co sądzi o wynikach referendum:
„Jestem zszokowana i zdezorientowana – mówi wyraźnie zmęczona – podobnie jak wszyscy moi koledzy. W rozwój nowej szkoły włożyliśmy ogrom pracy i wysiłku na wszystkich poziomach edukacyjnych. Nie bardzo wiemy, co dalej! Klasy istniejące już od trzech lat znowu będą zamienione na tradycyjne przedszkola, zerówki i szkoły podstawowe, przy czym na przedszkole spadnie obowiązek nauczania dzieci czytania i liczenia. Co poczną absolwenci nowych kierunków pedagogicznych stworzonych specjalnie dla potrzeb reformy szkolnej? Czy znajdą zatrudnienie w przedszkolu?“
Kontynuuję rozmowę pytając dalej:
-Czy twoim zdaniem to już koniec nowoczesnej szwajcarskiej szkoły w Zurychu?
„Myślę, że chwilowo tak. Jesteśmy rozczarowani brakiem uznania dla naszej pracy i naszego zaangażowania w dopracowywaniu projektu nowej szkoły. Chwilami mam wrażenie, że cała odpowiedzialność za wychowywanie dzieci i młodzieży, za rozwiązywanie związanych z tym społecznych problemów jest spychana na szkołę. Ale właśnie w szkole powszechnej jest dużo młodych, zapalonych do nowego projektu nauczycieli, którzy, kiedy już minie pierwszy szok związany z referendum, zaczną znowu pisać petycje, artykuły, kształtować opinię publiczną, zbierać podpisy, angażować partie i ugrupowania polityczne aż do następnego referendum. Bo wydaje mi się, że ministerstwo oświaty i pozostałe kantony nie zrezygnują z reformy – kosztowała zbyt wiele i wysiłku, i pieniędzy.“
Marianne spogląda z niepokojem na zegarek: następny termin szkolny, niezaplanowana, będąca wynikiem negatywnych wyników referendum konferencja, została zwołana jeszcze dzisiaj wieczorem.
Żegnając się, Marianne już w drzwiach, dodaje nieco kąśliwie: „Emerytury po referendum są za to zabezpieczone. Można by przypuszczać, że to sześćdziesięciolatki są przyszłością tego narodu“
Uśmiecham się ustalając z moją rozmówczynią kolejny termin rozmowy:
„Urodziłam się w 1952 roku- mówię- a głosowałam za reformą. Z myślą o moich przyszłych wnukach“- dodaję na koniec.