Ze względu na lęk przed odpowiedzialnością na ekranie, na samym dole małym drukiem zapisana jest następująca informacja: nie bierzemy odpowiedzialności za emitowaną treść.
Od ponad dwóch lat na łamach Edurady staram się otwierać problemy dotyczące naszej złożonej osobowości. Sprawy, o których piszę niepokoją mnie, poruszają, zaciekawiają. Im bardziej wnikam w głębię ludzkiej osobowości, tym bardziej zadziwiam się, jak wiele różnorodnych czynników ma wpływ na jej kształtowanie, a może trafniej zabrzmi, na jej ciągłe przeistaczanie się. Oczywiście nie ma wątpliwości, że do ostatnich dni naszego życia rozkwitamy permanentnie i nieprzerwanie. Jedni robią to świadomie, selekcjonując prawdy, filozofie, różnice kultury i podkultury. I w ten sposób tworzą własną prawdę o sobie. Inni zaś ulegają wpływom bez swojego świadomego udziału.
Zjawisko to staje się coraz bardziej popularne w dzisiejszej rzeczywistości. Zagarniając pierwszy, najbliższy problem, który mamy pod ręką, jakim jest reklama, stwierdzam, że do rangi istotnego nauczyciela i przewodnika urasta jej świat ze wszystkimi jej konsekwencjami. Zadziwiające jest to, że to reklama mówi nam, jak mamy żyć i postępować w różnych sytuacjach. Co jest dla nas dobre, a czego powinniśmy się wystrzegać. Bez niej jesteśmy kalekami. Nie potrafilibyśmy wybrać najlepszego dla nas lekarstwa, wakacji, przyjaciół. Ale także kościoła i partii politycznej.
To, co mnie zastanawia, to fakt, że w tej samej telewizji oglądamy reklamy, które wzajemnie sobie zaprzeczają. Ze względu na lęk przed odpowiedzialnością, na ekranie, na samym dole małym drukiem zapisana jest następująca informacja: nie bierzemy odpowiedzialności za emitowaną treść.
Jest to nieprawdopodobne, że przeróżni producenci wciskają nam informacje, za które nie biorą odpowiedzialności. Widać to zwłaszcza na opakowaniach produktów, które są tak skonstruowane, aby producent głównie zabezpieczył się przed konsekwencjami skutków ubocznych danego wytworu.
Podobnie rzecz się ma z politykami. Potrzebują nas jedynie w czasie kampanii wyborczej. W tym okresie absorbują nas różnymi, skądinąd istotnymi dla nas prawdami, których niewątpliwie potrzebujemy i na które czekamy. Nikt z wytrawnych polityków nie wygłosi czegoś, czego wcześniej jego ludzie od marketingu politycznego nie przetestują. To oni wiedzą, co należy przekazać nam, obywatelom, a co my z entuzjazmem przyjmiemy.
Kiedy już w wyniku zabiegów marketingowych zostaną przez nas wybrani, przestajemy być im potrzebni. Od tego momentu jesteśmy ich poważnym kłopotem. Bo najlepiej politykom się rządzi, kiedy wyborcy im nie przeszkadzają. Problem w tym, że ich elektorat naiwnie oczekuje na spełnienie obietnic złożonych podczas kampanii.
Kolejne lata funkcjonowania demokracji pokazują, że dane słowo niewiele znaczy. Prawie żaden z polityków swoich obietnic nie traktuje poważnie. Bardzo szybko po wyborach tworzą się dwa światy. Ten jeden to świat rządzących, którzy realizują się we własnym środowisku. Odcięci od prawdziwych problemów, uwikłani są w gry wzajemnej zależności.
Jest i drugi świat, obywateli miotających się z codziennym życiem. Są oni pozostawieni sami sobie, bez prawdziwego wsparcia i pomocy. Bez autorytetów i przewodników. W sposób egoistyczny walczą o przetrwanie.
W tym skomplikowanym świecie czujemy się zagubieni i osamotnieni. Jest nam trudno to zaakceptować. Co wtedy robimy? Dramatycznie szukamy pomocy, ponieważ za wszelką cenę chcemy znaleźć drogę do własnego szczęścia.
Jak się okazuje, życie nie lubi próżni i nie zostajemy sami z naszymi lękami i obawami. Natychmiast pojawiają się Ci, którzy wyciągają do nas rękę. Są to samozwańczy przewodnicy duchowi, którzy mają zawsze receptę na każde ludzkie nieszczęście. A przede wszystkim patent na właściwą drogę życia. Prasa codziennie donosi o tych naiwnych, którzy w poszukiwaniu własnego szczęścia zaufali im, oddając do dyspozycji całego siebie, powierzając im często także cały dorobek swojego życia. Do tego grona zbawicieli zaliczyłbym liderów świata przestępczego, który obiecując wyjątkowe życie, bez skrupułów wciągają do niego zagrożoną młodzież.
Kolejny raz oni wszyscy próbowali komuś zaufać i kolejny raz zostali oszukani, stali się narzędziem w realizacji czyichś interesów.
Zastanawiam się, jak długo jeszcze bazować będziemy na ogromnym ludzkim kapitale, jakim jest wiara w drugiego człowieka, bo przecież na nim jest zbudowany współczesny system społeczny. Dlatego obowiązkiem polityków, biznesmenów, liderów społecznych i nauczycieli jest świadome dbanie o ten potencjał. Jeżeli decydenci tego świata będą skupiać się jedynie na krótkowzrocznych, codziennych, egoistycznych interesach, robiąc to kosztem budowania zaufania społecznego, wtedy ten przez wieki, precyzyjnie budowany system społeczny musi się zawalić.
Czy na jego gruzach może powstać inny, w którym nie będzie takiego pojęcia, jak wzajemne zaufanie? Trudno mi sobie to wyobrazić. A jednak życie pokazuje nam, że nieuchronnie dążymy do tego, aby tak się stało. Możemy temu zaradzić. To zależy od polityków, misjonarzy, nauczycieli, rodziców, biznesmenów. Od nas wszystkich.