Uświadomiłem sobie, że ten problem dotyczy każdego, kto znalazł się w podobnym tłumie. Taka sytuacja, jak już wszyscy pewnie wiecie dotknęła bohaterkę naszych poprzednich felietonów, znakomitą biegaczkę Justynę Kowalczyk. W ostatnich latach była naszą bohaterką. Podziwialiśmy ją za to wszystko, co zrobiła dla polskiego sportu. Dostarczała nam wiele radości w zimowe, niedzielne poranki. Przeżywaliśmy jej kontuzje i zawirowania formy. Byliśmy przekonani, że wszystko już wiemy o jej życiu i problemach. Aż nagle wybuchła bomba! Justyna Kowalczyk jest w depresji! Wiadomość ta spadła na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba.
Kiedy opada kurz sensacji zadajemy sobie pytanie: Jak to możliwe, że tak jednostronnie patrzyliśmy na naszego idola? Przecież my wszyscy wywieraliśmy na nią ogromną presję. Żądaliśmy sukcesów za wszelką cenę. A szczególna psychoza wszystkich kibiców, i to, co się działo przed samą zimową olimpiadą przeszło wszelkie wyobrażenia. Okazało się, że Pani Justyna w tym samym czasie przeżywała swoją własną, osobistą tragedię. Jak to możliwe, że wytrwała do końca zawodów nie rozsypując się, a nawet zdobyła złoty medal? Kiedy dobiegła do mety, autentycznie się rozpłakała. Wielu z nas uważało wtedy, że były to łzy szczęścia.
Dzisiaj, bogatsi o nowe informacje, ten stan odczytujemy inaczej. Coś w niej pękło, coś się wydarzyło takiego, że dała sobie prawo do ludzkiej słabości. Jednak ciągle była sama, pomimo tego, że patrzył i był z nią cały sportowy świat. Okazało się, że powstała między mistrzynią a nami ogromna przepaść. Dół, który w jakimś stopniu wykopaliśmy sami, wymuszając na niej te zwycięstwa za wszelką cenę.
W tej całej trudnej sytuacji próbuję odnaleźć szczyptę optymizmu. Jestem zbudowany postawą biegaczek norweskich. Kiedy dotarła do nich informacja o depresji Justyny Kowalczyk, okazały jej współczucie i stanęły po jej stronie. Przy okazji pokazały, jakie mają własne, komfortowe warunki do treningu, tworzą zgrany zespół i wzajemnie się wspierają. Problem naszej zawodniczki uświadomił im, jak jest to ważne, i jak często w niewielkim stopniu doceniały ten komfort. Szczególnie zaimponowały mi, kiedy zaprosiły Justynę na wspólne treningi. Wiemy przecież doskonale, że są rywalkami od lat, ale w tej sytuacji dziewczyny z Norwegii pokazały nam, że człowiek jest najważniejszy. Zadaję nam wszystkim pytanie, czy pozwolimy Pani Justynie odnaleźć radość życia, odbudowywać własną, tak mimo wszystko przecież silną psychikę jej własnym tempem? Przynajmniej tyle jesteśmy w stanie jej dać. Nie za to, co zrobi, ale za to, co już zrobiła.
Wczoraj oglądałem program, w którym zobaczyłem samotność i rozpacz ucznia molestowanego przez nauczyciela. Uświadomiłem sobie, jakie konsekwencje wynikają z tej sytuacji dla samego dziecka: kradzieże, rozboje, kłamstwa. Wszyscy najbliżsi, rówieśnicy, nauczyciele, a nawet rodzice patrzyli na chłopaka przez pryzmat jego zachowań. A przecież był to jedynie krzyk rozpaczy opuszczonego dziecka. Dziecka, które bało się zaufać swoim najbliższym. Kolejny raz okazało się, jak bardzo jesteśmy skoncentrowani na sobie i własnych problemach, i tak mało mamy gotowości, aby otworzyć się na innych. Myśląc o rodzicach, zastanawiam się, co może być ważniejszego od zaufania własnemu dziecku. Czy można w pełni dojrzewać nie mając poczucia, że twoi najbliżsi bezgranicznie ci ufają? Mogę się zawieść na kolegach, ostatecznie mogę się rozczarować postawą nauczyciela, ale nigdy nie może stać się tak, że opuszczą mnie rodzice. Nie może dojść do takiej sytuacji, że zostanę sam ze swoją straszną tragedią.
Presja oceny dotyczyła Justyny Kowalczyk, ale z presją otoczenia nie poradził sobie także gimnazjalista. W tej pierwszej i drugiej sytuacji doszło do bardzo poważnego kryzysu psychicznego, ale każda z tych osób ma szansę odbudować się, uwierzyć w świat, który ich otacza. Gorzej jest z tymi, którzy nie udźwignęli ciężaru odpowiedzialności, a nie znalazł się w najbliższym otoczeniu nikt, kto by im pomógł, kto stanął po ich stronie, kto dałby im wsparcie. Wszyscy oni byli jedynie jeszcze w stanie w ostatnim krzyku rozpaczy odebrać sobie życie. Dopiero wtedy, gdy nastąpi tragedia, uświadamiamy sobie, jak wiele mogliśmy zrobić, aby do niej nie doszło.
Z badań wynika, że depresja i osamotnienie dotyka coraz młodsze pokolenie. Pierwsze ich objawy można zaobserwować już u dzieci w wieku przedszkolnym. Stan ten objawia się apatią, brakiem apetytu, nie włączaniem się do zabaw rówieśniczych. Jednym z istotniejszych problemów, który dotyka polską szkołę są coraz częstsze stany depresyjne wśród uczniów. Dlatego też zwiększa się rola psychologa szkolnego, który nie jest tylko w poradni, w warunkach laboratoryjnych, ale blisko dziecka, w jego naturalnym środowisku. Bądźmy wyczuleni na każdy, nawet wstępny niepokojący stan, w jakim są nasze dzieci. Dotyczy to rodziców, nauczycieli oraz rówieśników.