Za chwilę mamy wakacje, na które bardzo ciężko pracowaliśmy. Dla jednych będzie to radość związana z wypoczynkiem, a może jeszcze z miłym wyjazdem. Niestety jest też ogromna armia nauczycieli, zaniepokojonych utratą pracy. Obawiają się, że od września nie będzie dla nich miejsca w szkołach, z którymi byli związani przez wiele lat. Z danych wymienionych przez ZNP wynika, że w tym roku może stracić pracę od 10 do 15 tysięcy nauczycieli. Takiego zjawiska w polskiej edukacji jeszcze nie notowano. Przyczyn tego problemu jest wiele. Niektóre z nich mają swoje merytoryczne, ekonomiczne, a czasami polityczne uzasadnienie. To oczywiste, że zmniejsza się liczba uczniów ze względu na niż demograficzny – i to ma być głównym argumentem uzasadniającym te zwolnienia. Analizując dane statystyczne GUS, liczba uczniów pomiędzy rokiem 2011 a 2012 zmniejszyła się zaledwie o 4 tysiące. Wydaje się więc, że ten strategiczny powód jest nadmiernie rozdmuchany – tego nie wiem. Być może rok następny to gwałtowny spadek ilości uczniów. Bo skąd tak wielka liczba zwolnień?
Innym ważnym powodem jest reforma programowa w szkołach ponadgimnazjalnych, która w konsekwencji powoduje brak godzin dla fizyków, biologów i chemików. Nie podważam zasadności tej reformy, jedynie odnotowuję konsekwencje wynikające z tych zmian.
Znaczny wpływ na tak wielkie zwolnienia ma także reforma domów dziecka i placówek opiekuńczych. Znam to środowisko i wiem, jak bardzo pedagodzy obawiają się o swoją przyszłość.
Istotnym problemem ekonomicznym są oszczędności przeprowadzane w samorządach. Szkoła stanowi podstawowy koszt gminy – szczególnie małej gminy i szukanie tam rezerw jest naturalnym krokiem wójtów i burmistrzów.
Tych powodów, może już mniej znaczących można by jeszcze wymieniać. Z faktami trudno dyskutować, ale należy się z nimi mierzyć. Pozostawianie tak ogromnej grupy nauczycieli bez żadnego wsparcia świadczy tylko o tym, że losy tych ludzi dla Państwa są mało znaczące. Oczywiście współczują im wszyscy, ale to jest jedyny wysiłek, na jaki są w stanie się zdobyć.
Jestem częścią tej społeczności, znam specyfikę tego zawodu. Wiem, jakie cechy decydują o tym, że ktoś jest dobrym pedagogiem. Z pewnością powinien to być człowiek wrażliwy, empatyczny, kochający ludzi, może odrobinę nawiedzony, traktujący swój zawód jako misję. Te cechy, które czynią go znakomitym nauczycielem, wcale nie pomogą mu odnaleźć się w tej nowej, dramatycznej sytuacji. Przez wiele lat zajmuję się doskonaleniem nauczycieli. Awans zawodowy, który narzuca drogę kariery nauczyciela wymaga, aby pedagog ciągle dokształcał się, był na bieżąco, był przygotowany do wprowadzania zmian, które proponuje Ministerstwo Edukacji. Przygotowanie tych ludzi wymaga sporych inwestycji, także finansowych. Zadaję sobie pytanie, czy nie jest to zbytnia rozrzutność, aby tak wykształceni obywatele nie byli zagospodarowani przez Państwo. Wgłębiając się w ten niepokojący problem, nie odnalazłem żadnego projektu, który by próbował systemowo zająć się zbliżającą falą zwolnień nauczycieli. Brakuje mi współdziałania ministerstw: edukacji i pracy oraz związków zawodowych. Każdy z tych podmiotów mógłby dużo wnieść do stworzenia takiego programu.
Chyba należy się nam czytelny sygnał, że nasze państwo wprowadzając zmiany, dostosowuje się do ciągle zmieniającej się rzeczywistości, ale jednocześnie robi wiele, aby nie działo się to kosztem nauczycieli. Pokazuje alternatywne rozwiązania, nie pozostawia ich na pastwę losu. Tak rozumiem rolę demokratycznego Państwa.
Z przyjemnością odkrywam oddolne inicjatywy wspierania nauczycieli w ich trudnej sytuacji. Powstają m.in. fora internetowe, które łączą pracodawców z osobami poszukującymi pracy. Te działanie mają jednak zasięg lokalny i nie rozwiążą problemu systemowo.