W galerii handlowej usiadłam przy stoliku troszkę oddalonym od innych. Zmęczona gwarem i tłumem rozgorączkowanych klientów, szukałam choć złudzenia ciszy i prywatności. Stolik oddzielony był od innych dużymi, podłużnymi donicami z bujnie rosnącymi roślinami, co zwiększało poczucie intymności. W najbliższej odległości stojący stolik był pusty. Przez mniej więcej 10 minut. Zanim zdążyłam zabrać się do jedzenia sałatki, przy stoliku obok usiedli rodzice z dwójką dzieci. Dziewczynka, drobna blondynka w wieku ok. 6 lat i szczupły chłopczyk, wyglądający na czterolatka. Dzieci na polecenie ojca usiadły przy stoliku, mama poszła zamówić jedzenie do bufetu. Dziewczynka oparła łokcie na stoliku i ciekawie rozglądała się dokoła. Milczała. Chłopczyk kilkakrotnie okrążył stolik zanim przy nim usiadł, cały czas zadawał pytania, które wprawdzie kierował do ojca, ale albo natychmiast sam sobie odpowiadał, albo zmieniał temat i pytał o coś innego. Ojciec nie reagował na pytania, kilka razy powtórzył polecenie, żeby syn zajął miejsce. Po kilku chwilach wróciła mama z tacą. Chłopiec sięgnął po frytki, ale zanim położył papierową torebkę na stole, większość wysypała się na blat. Zawstydził się na moment, ale natychmiast sięgnął po sos, otworzył pojemniczek i zbierając rozsypane frytki moczył je w sosie i ze smakiem zjadał. Rodzice nie reagowali. Po kilku minutach – w trakcie jedzenia chłopczyk mówił nieustająco – zaczął rzucać frytkami w siostrę. Ojciec przytrzymał mu rękę, chłopiec wrzasnął na całe gardło. Tata speszony spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się. Maluch, zachęcony moim uśmiechem, bez trudu sforsował donice, przysiadł się do mojego stolika i zaczął towarzyską konwersację. Rodzice próbowali interweniować, ale młody człowiek już zajął się poprawianiem zrujnowanej roślinności z lubością grzebiąc w drobnych, białych kamyczkach… Spędziłam tam godzinę. Obserwowałam rodziców, jak bardzo się wstydzą zachowania swojego synka i jak bardzo są bezradni, jak skrępowani przepraszali …
Takie i podobne sytuacje widzimy codziennie w sklepach, restauracjach, na ulicy, na plaży, wreszcie w szkole czy przedszkolu. Przyczepiamy tym dzieciom etykiety niewychowanych, rozpieszczonych, przy tym gaduły, wiercipięty, z uporem obstające przy swoim, nie chodzą tylko biegają, podejmują działania bez przewidywania konsekwencji, bez poczucia czasu, przytulają na powitanie tak, że boli, ciągle wpadają się w kłopoty… Czy naprawdę niewychowani?
Attention Deficyt Hiperactivity Disorder (ADHD), czyli nadpobudliwość psychoruchowa z zaburzeniami koncentracji uwagi wynika z odmiennej pracy mózgu. Diagnoza stawiana jest na podstawie wywiadu, informacji zebranych od osób stale przebywających z dzieckiem oraz bezpośredniej obserwacji zachowania dziecka w trakcie spotkań ze specjalistą. Nie ma specjalistycznego badania, które pozwoliłoby stwierdzić ADHD. Jedynie współpraca ze specjalistami (psycholog, psychiatra, neurolog, pedagog, nauczyciel) może pozwolić na zdiagnozowanie tego zaburzenia rozwojowego.
Układ nerwowy dziecka z ADHD pracuje inaczej niż jego rówieśników. Związane jest to z zaburzeniami pracy neuroprzekaźników (noradrenalina, dopamina i serotonina), które regulują takie procesy jak: utrzymanie uwagi na zadaniu, segregacja informacji, powrót do przerwanego zadania, odpowiedni poziom pobudzenia, właściwa ocena sytuacji, regulują nastrój, rytm snu i czuwania, wpływają na kontrolę zachowań i pozytywne myślenie. Problemem tych dzieci jest zauważanie wszystkiego i brak umiejętności wybrania najważniejszego, a nade wszystko utrzymania uwagi na tym jednym, wybranym zadaniu. Świat widziany z karuzeli, która pędzi, pędzi, pędzi… W tym świecie, w którym nieustająco pojawia się coś nowego, dziecko potrzebuje stałości i porządku, więc pyta i pyta. Jednak problem z utrzymaniem uwagi powoduje, że odpowiedzi nie docierają do niego albo natychmiast popadają w zapomnienie, bo zostają zmiecione kolejnymi bodźcami, które bombardują dziecko. Nie potrafi także interpretować sygnałów mimicznych, nie przewiduje konsekwencji, więc bardzo często narażone jest na upominanie, krytyczne uwagi, przyczepia mu się etykietkę krnąbrnego i niegrzecznego. Jeśli jeszcze występują u niego zaburzenia czucia powierzchniowego (a zdarza się to bardzo często u dzieci z ADHD), to przyjacielskie klepnięci kolegi powoduje jego upadek, a babcia uściskana na powitanie krzywi się z bólu. Bywa także odwrotnie: nadwrażliwość na dotyk będzie powodować napady płaczu przy każdym potknięciu, dotknięcie kolegi odczytywane będzie jakie uderzenie. Przebywanie w towarzystwie takiego dziecka, to pasmo udręki dla rodziców, nauczycieli, kolegów. Zmęczeni intensywnością przeżywania każdej chwili tęsknią do wytchnienia, spokoju, ciszy. Im bardziej zmęczeni, tym trudniej zauważają potrzeby dziecka. A są takie same jak innych dzieci: potrzebują miłości, akceptacji, szacunku, zrozumienia, jasnych i konkretnych zasad i oczekiwań, poczucia wpływu na rzeczywistość. A karuzela pędzi i pędzi. Jak można ją – jeśli nie zatrzymać, to przynajmniej zwolnić?
Przede wszystkim potrzebują zrozumienia dorosłych, a to bez wiedzy o ADHD jest niemożliwe. Poza tym potrzeba im jasno nazwanych norm zachowania. To wymaga stałego rytmu dnia i współpracy wszystkich, którzy z dzieckiem przebywają. Konieczna jest także pomoc dorosłych w budowaniu więzi z rówieśnikami i członkami bliższej i dalszej rodziny, aby dziecko czuło się akceptowane w grupie rówieśniczej, w rodzinie, w środowisku. Aby takie dzieci miały rzeczywiście wsparcie wszędzie, gdzie tego potrzebują, konieczna jest edukacja społeczeństwa o tym, co to jest ADHD. Pokutuje bowiem stereotyp myślenia, że każde dziecko niegrzeczne, głośne i uciążliwe ma ADHD. Jak każde uogólnienie, taki pogląd jest mylny. Może prowadzić do błędnych postaw: albo nadmiernego usprawiedliwiania dzieci nadpobudliwych, albo nadmiernej krytyki wobec rzeczywiście zaburzonych. Wobec dziecka, u którego stwierdzono ADHD, należy stosować te same wymagania dotyczące stosowania się do reguł społecznych, ale dziecko takie musi włożyć o wiele więcej wysiłku w przestrzeganie tych reguł i potrzebuje wsparcia wszystkich, którzy są blisko niego.