Mimo wielu przypadków zdolnych i ambitnych pań, które w historii odegrały niebagatelną rolę, były to raczej losy pokornych, bezwolnych istot, pozbawionych znaczenia: pokutnic, nałożnic, niewolnic. Ich światem był dom, kończący się zresztą w kuchni i sypialni – wstęp na „salony” był nader ograniczony.
Sytuacja prawna kobiet była zawsze podporządkowana „panom tego świata”: w młodości – ojcu, w wieku dojrzałym – mężowi, we wdowieństwie – synom. Historia świata to historia mężczyzn i nie zmieni tego faktu kilka pań, którym udało się wedrzeć na jej karty. Ale któż tych „panów” urodził, nauczył łyżkę trzymać w dłoni, co ją potem na broń zamieniali? Któż słów: siła, duma, władza – nauczył?
W literaturze wszystkich epok jakże pięknie: wspaniała, uwielbiana, boska, godna wszelkich hołdów. Dla jej urody zmagali się pod Troją, dla jej jednego spojrzenia kruszyli turniejowe kopie, dla jej miłości zrzekali się korony. Wierni jej kochankowie aż po grób albo i dalej: Romeo, Abelard, Dante, nieukojony w bólu Zygmunt August czy też rubaszny Sobieski. Zachwycające sonety, upojne liryki na jej cześć. A rzeczywistość? No, cóż…
Obywatelem w starożytnych cywilizacjach był tylko mężczyzna, większość noworodków płci żeńskiej skazywano na śmierć, porzucając w niezamieszkałych miejscach.
Wielki średniowieczny autorytet święty Augustyn ponoć nie chciał w jednym domu mieszkać ze swą siostrą, bo: „zła rzecz patrzeć na niewiastę, gorsza do niej mówić, najgorsza dotykać”.
Popularne w całej Rzeczpospolitej maksymy polecały: „Bijże, a ręki nie żałuj, po lędźwiach ją smolno smaruj, wężowej jest natury, dosięgaj dziewiątej skóry”. I żeby wątpliwości nie było –z tej recepty korzystali nie tylko przedstawiciele dołów społecznych.
Niejeden zaś domorosły rymopis w kąśliwych słowach przypominał: „Orzech, osieł, niewiasta, jednym trybem żyją. Nic dobrego nie czynią, kiedy ich nie biją.”
Następne epoki czyniły nas dalej przyczyną męskich rozpaczy, rozdartych serc bo: „kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto”, tyś na pokusy wodziła, ręki i serca przekornie odmawiając, poetów tworzyłaś.
Ewentualnie patrzyłyśmy bezradnie na śmierć swych chłopców i śpiew rozlegał się smutny: „Wróć Jasieńku z tej wojenki wróć, wróć ucałuj, jak za dawnych lat, dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat.”
I tak przez historię – jako Ksantypy, Beatrycze, Marie Stuart, Marysieńki Sobieskie, Emilie Plater, panie Walewskie, Matki-Polki, przodowniczki traktorzystki, businesswomen – wypracowałyśmy sobie Dzień Kobiet.
A obecnie i to jedno święto staje się powoli przeżytkiem, zwanym przez niektórych peerelowską spuścizną. Chyba, że manifę urządzimy same dla siebie…więc na podsumowanie aż się prosi, by zacytować ludowe porzekadło: „Z kobietami wielka bieda, lecz bez kobiet żyć się nie da.”
I dać je pod rozwagę… panom.