W najbliższy weekend Polacy rozjadą się po całym kraju odwiedzić miejsca pochówku swoich bliskich. To właśni e w tym okresie na drogach zapanuje największy ruch. Nazwy, których używamy: „Święto Zmarłych” czy też „Wszystkich Świętych”, są odbiciem naszych własnych odczuć, żalu za utraconymi bliskimi, obawy o ich los gdy zostaną od nas oddzieleni. Choć często trudno o przekonującą odpowiedź na dręczące nas w obliczu śmierci niepokoje, fakt, że ich doświadczamy jest jednym z głównych elementów naszego człowieczeństwa. Obok śladów po domostwach i kamiennych narzędzi to właśnie pochówki są najstarszym śladem bytności człowieka na ziemi. Pamięć o zmarłych w wielu kulturach jest podstawowym wyznacznikiem tożsamości. Wsiadając więc do samochodów, wybierając znicze, zamiatając liście z płyt nagrobnych uczestniczymy w najstarszym być może rytuale jaki zna człowiek.
W drogę na cmentarz warto zabrać ze sobą dzieci, i to z wielu powodów. Pierwszy to właśnie doświadczeni e ciągłości, ożywienie pamięci o członkach rodziny, których dzieci nie miały okazji poznać. Rodzinne anegdotki o wujku czy babci sprawią, że w miejsce ponurego święta i nudnawej, niezrozumiałej atmosfery w głowie dziecka pojawią się ludzie. Nie znając ich osobiście dziecko nie będzie podzielało naszego żalu, jeśli jednak możemy przywołać wspomnienia przyjemne, zabawne czy intrygujące, łatwo się w nich odnajdzie. Oprócz szczegółów rodzinnej genealogii jest to więc doskonały moment na kilka słów o tym, co w przedrewolucyjnym Peterburku wyprawiała prababcia Regina, bo prababcia Regina, kochanie, to dopiero miała fantazję. Ważne, abyśmy nie unikali tych rozmów, a jeśli zawierają też elementy trudne, postarali się opowiadać je w sposób zrozumiały dla dziecka. Jeśli znało osobę zmarłą, tym ważniejsze staną się drobne, namacalne szczegóły: ulubione powiedzonko czy ten szczególny sposób na jedzenie kanapki z miodem tak, żeby nie upaćkać wypielęgnowanej brody. Jeśli w którymś z dzieci dostrzeżemy oczy babci Zosi, krótki lont dziadka Frania czy rękę do zwierząt stryjka Jurka, mówmy im o tym, mówmy obszernie i barwnie. Z tak przechowanych w pamięci szczegółów dziesiątki lat później nadal będzie można przywołać obraz danej osoby.
Przeżywając wspólnie z dzieckiem wspomnienia o własnych krewnych przedłużamy pamięć o nich, a jednocześnie przygotowujemy dzieci na sytuację, w której odejdzie inny z członków rodziny czy też kiedyś my sami. Mówiąc szczerze i otwarcie o własnych emocjach pomagamy dziecku przygotować się do podobnej sytuacji w przyszłości. Opisując własny żal sprawiamy, że kiedyś ono ze swoim bólem nie będzie samo. Opisując wesołe i ciepłe wspomnienia pozwalamy trwać pamięci o człowieku, z całym bogactwem jego indywidualności. Dając przykład łączności i pamięci wiemy, jak sami będziemy wspominani.
Mnie jako dziecko 1 listopada fascynował. Najbardziej przeżywałem wizyty na cmentarzu nocą, gdy niemożliwą do zmierzenia przestrzeń wypełniała cisza i ciemność, a z ciemności zbliżały się ku mnie delikatne, rozedrgane światełka. Wydawały się tak bardzo kruche, wszystkie koniec końców gasły, ale dopóki trwały, ciemności było mniej. Przy niektórych figurach stało ich całe mnóstwo i z takich miejsc biło wyczuwalne ciepło. Za mną była ciemność, przede mną ostatecznie również ciemność, jednak wokół siebie miałem inne światełka i ja sam również byłem takim światełkiem. I to wspomnienie jest dla mnie do dziś miarą pełnego życia – ile w środku zimnej nocy rozpalę światła nim sam odejdę w mrok.