Przedszkolak, który zostaje w domu z powodu przeziębienia, ma czas na spokojne wyzdrowienie, a traci głównie zabawę z przyjaciółmi – tak przynajmniej jest to często postrzegane. Nie jest to do końca prawda, przedszkole również realizuje podstawę programową, ale w związku z brakiem stopni przedszkolna nauka często traktowana jest nieco mniej poważnie.
Tymczasem w szkole… Nieobecność w szkole oznacza zaległości w nabywaniu wiedzy, które trudno będzie nadrobić, oznacza konieczność zaliczania sprawdzianów, które się opuściło, w innym terminie. Im wyżej w poziomach edukacji, ty bardziej poważnie, a niekiedy wręcz restrykcyjnie traktuje się konieczność podejścia do klasówki w pierwszym terminie; niektórzy nauczyciele domagają się w przypadku nieobecności zwolnień lekarskich, a w przypadku jej braku traktują nieobecność jako ucieczkę. Stąd częsta praktyka przychodzenia do szkoły w trakcie choroby tylko na sprawdzian, aby nie robić sobie kłopotów lub w ogóle przychodzenia na lekcje w trakcie choroby, aby nie tworzyć zaległości.
W przypadku uczniów działa dokładnie ta sama zasada, co w przypadku przedszkolaków: miejsce chorego jest w domu. Przeziębione dziecko ma prawo źle się czuć, gorzej kojarzyć, być osłabione. Napisany w czasie choroby sprawdzian może pójść gorzej, ponieważ dziecko nie jest w pełni sprawne. Myślę, że bardzo istotne jest omawianie z nauczycielami tych kwestii: jeżeli człowiek nie jest zdrowy, nie powinien pojawiać się w szkole. Przychodząc tylko na sprawdzian” nie tylko zagraża własnemu zdrowiu, ale również zdrowiu innych. Bagatelizowanie przeziębień w sezonie grypowym nikomu nie służy. Warto zatem młodego człowieka przetrzymać w domu – nauczyciel powinien zrozumieć, że zdrowie dziecka jest najważniejsze.
Różnica pomiędzy uczniem a przedszkolakiem jest taka, że uczeń już wie, że „paluszek i główka to szkolna wymówka”. Warto zatem upewnić się, że choroba dziecka jest rzeczywista, a nie jest reakcją – czy też wymówką – na sprawdzian, do którego nie chce się przygotowywać. Rodzic, który zna swoje dziecko, doskonale rozpozna, kiedy dziecko jest faktycznie chore, a kiedy… niekoniecznie. Jeśli choroba nie jest udawana – niech człowiek zostanie w łóżku. Jeśli jest – warto dowiedzieć się, dlaczego nasze dziecko zdecydowało się sięgnąć po takie środki, aby do szkoły nie pójść. Może to być objaw lenistwa, ale też poważniejszych problemów, jak fobia szkolna czy problemy z grupą rówieśniczą. Zatem w każdym przypadku, gdy dziecko narzeka na zdrowie, warto podejść do tej kwestii poważnie i zbadać o co dokładnie chodzi.
A co z usprawiedliwieniami? Myślę, że nauczyciele domagający się zwolnień lekarskich to głownie Ci, którzy mieli złe doświadczenia z rodzicami, którzy kryli swoje dzieci w sytuacji wagarów, usprawiedliwiając je. Jeśli nauczyciel widzi, że pozostajemy z nim we współpracy, że poważnie traktujemy naukę naszego dziecka i jego szkolne obowiązki, na pewno przyjmie nasze usprawiedliwienie. Warto zatem od początku budować atmosferę dobrej współpracy i wzajemnego szacunku i zaufania. A syna czy córkę poprosić, aby po powrocie do zdrowia i na zajęcia sami podeszli do nauczyciela i poprosili o termin i możliwość zaliczenia brakującego sprawdzianu.
Podsumowując zatem: miejsce chorych jest w domu. Przychodząc do szkoły z kaszlem i katarem przedłużamy czas trwania własnego przeziębienia i zagrażamy wszystkim wokół – również nauczycielom. Zadbajmy więc o własne dziecko, jego kolegów i nauczycieli i pozwólmy mu „wyleżeć” przeziębienie.
Życzę Państwu, aby kwestie poruszane w tym artykule pozostały dla Państwa tej wiosny czysto teoretyczne – zdrowia dla Państwa i Waszych rodzin od Edurady!