Tego dnia było piękne popołudnie. A ja z moimi chłopakami wybierałem się, aby pograć w piłkę. Przed rozpoczęciem gry jeden z moich kolegów wychowawców zatrzymał mnie i poinformował, że za chwilę odbędzie się spotkanie rady pedagogicznej. Byłem bardzo niezadowolony a wręcz wkurzony, bo przecież jak się ma nudne zebranie do mojej ulubionej gry w piłkę nożną. Wchodząc na salę obrad, w mało estetycznym stroju sportowym miałem nadzieję, że odprawa potrwa tylko chwilę. Jakież było moje zdziwienie, a może nawet zawstydzenie, kiedy już na wejściu zobaczyłem człowieka z „innego świata”. Świata, który był mi nie znany i był dla mnie niedostępny. Zobaczyłem kogoś ubranego w garnitur skrojony na miarę. Zwróciłem uwagę na jego buty, chyba nigdy jeszcze nie widziałem tak zadbanego obuwia. A może nigdy wcześniej nie zwracałem uwagi na takie szczegóły. Zrobiła na mnie wrażenie wypielęgnowana fryzura – chyba ten „ktoś” trafił do nas prosto od fryzjera. Zobaczyłem mężczyznę w średnim wieku, trzymającego zadbaną, szczupłą sylwetkę. Z pewnością był to facet uszyty na inną miarę, w sensie dosłownym i w przenośni.
Powiało wielkim światem. Czekałem, co wydarzy się dalej.
– Proszę Państwa. Chcę Wam przedstawić nowego kierownika ogniska. Od dzisiaj będzie nim Andrzej Piechocki – powiedziała nam nasza dyrektorka Maria Łopatkowa.
A miało to być zwykłe spotkanie robocze. Dysonans, który przeżyłem przez te kilka minut był dla mnie nie do przetrwania. Nawet ja, mając dość luźny stosunek do życia, poczułem się zawstydzony. Mój strój absolutnie nie pasował do tego wydarzenia.
– A teraz kilka słów powie Wasz nowy kierownik – powiedziała dyrektorka.
Proszę mi wierzyć, że z całej jego wypowiedzi zapamiętałem tylko tyle: – Będziemy się codziennie spotykać na krótkiej odprawie.
Taki sposób pracy był dla nas wychowawców był czymś nowym. A ja przyjąłem tę informację dość sceptycznie. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy po kilku spotkaniach zacząłem odnajdywać w nich jakiś głębszy sens. W moim odczuciu był to przyspieszony kurs pedagogiki praktycznej. Z tych spotkań czerpałem naprawdę wiele. Odkryłem, jak inaczej można podchodzić do różnych rozwiązań pedagogicznych. Takiego właśnie podejścia uczył nas Pan Andrzej.
Z wielkim zapałem pokazywał nam, jaki świat jest różnorodny. I nie ma jednego jedynego dobrego rozwiązania. Zachęcał nas do ciągłych poszukiwań. Cieszył się, kiedy wchodziliśmy głębiej w problemy naszych wychowanków i odkrywaliśmy nowe możliwości ich rozwiązywania. Jego rozmach w myśleniu był imponujący i zaraźliwy. Jednak nie ułatwiał nam korzystania z jego mądrości. O rzeczach ważnych mówił żartobliwie i z nutą ironii. A o mało znaczących z wyjątkową powagą. Uczyliśmy się odczytywać jego mądrości między wierszami. Okazało się, jak wielką sztuką jest dla nas oddzielanie ziarna od plew.
Pan Andrzej bawił się takim sposobem odczytywania świata. Rzadko mówił wprost. Wielu z nas dawało się na ten sposób wyrażania poglądów nabierać. W związku z czym niektórzy odbierali go w jednym, płaskim wymiarze. I z pewnością takim go zapamiętali. Podczas naszej wspólnej pracy zobaczyłem, jak wielką wartością jest bycie niekonwencjonalnym w podejściu do życia. Do tej pory byłem przyzwyczajony do funkcjonowania w schematach, i tym większe było moje zaskoczenie, kiedy zacząłem odkrywać w sobie radość z odwagi w myśleniu. Próbowałem ten sposób postępowania kontynuować w życiu i dalszych moich doświadczeniach pedagogicznych. Dla początkującego wychowawcy, jakim wtedy byłem otarcie się o prawdziwego lidera i praca z nim musiała odcisnąć piętno na mojej dalszej karierze pedagogicznej.
Jeżeli widzę w tym jakieś efekty, to z pewnością jest to zasługa Pana Andrzeja.
Szkoda, że ten nietuzinkowy pedagog zostanie już tylko w naszej pamięci.