W poprzedniej korespondencji pisałam o oporze nauczycieli w USA przeciw powiązaniu oceny ich pracy z wynikami osiąganymi przez uczniów. By lepiej zrozumieć tło tego konfliktu, warto rzucić trochę światła na strukturę oświaty w tym kraju.
Podstawową różnicą pomiędzy strukturą oświaty w USA a krajami europejskimi jest decentralizacja. Rząd federalny i jego organy oświatowe mają zasadniczo niewiele kontroli nad szkołami. Nie mogą decydować o programach nauczania. Nie mogą ustalać standardów, licencjonować instytucji nauczania, czy też regulować struktury i funkcjonowania szkół.
Z przyczyn konstytucyjnych, decyzje te leżą w gestii poszczególnych Stanów. W wielu przypadkach zakres regulacji oświaty publicznej na skalę stanu jest wyszczególniony w stanowej konstytucji. Niektóre stany ustalają własne prawa zarządzające oświatą, a inne scedowały takie uprawnienia na niższe szczeble. Często władze stanowe regulują instytucje oświatowe od przedszkolnych do maturalnych, a czasami ich władza rozciąga się również na szkolnictwo wyższe.
Stanowy Wydział Oświaty jest w zasadzie organem politycznym. Na ogół składa się on z prominentnych obywateli, niekoniecznie związanych z oświatą. Często są oni mianowani przez gubernatora lub przez władze stanowe; w innych przypadkach są wybierani w regularnych wyborach. Bardzo często dopiero na poziomie administracyjnym personel ma wykształcenie i doświadczenie w dziedzinie nauczania.
Do roli stanowych Wydziałów Oświaty należy przydzielanie licencji nauczycielskich i ustanowienia dotyczące wymogów takich licencji. Nadzorują też one ogólnostanowe egzaminy, jeśli takie egzaminy w danym stanie obowiązują. W tych stanach, w których decyzje oświatowe są scentralizowane, główną rolą Wydziałów Oświaty jest nadzór nad polityką oświatową i ustalanie priorytetów budżetowych.
Ale decentralizacja nie kończy się na tym. Olbrzymią rolę w systemie oświaty grają lokalnie wybierane Rady Nadzorcze (Local Board of Education). Okręgi szkolne są na ogół bardzo rozdrobnione. Jest ich ponad 18 tysięcy (wg danych opublikowanych w 2009). Mogą one być bardzo duże: na przykład miasto Nowy Jork, który ma ponad milion uczniów. Mogą też być bardzo małe: wiele okręgów ma tylko kilkuset uczniów, a w skrajnych przypadkach nawet kilkudziesięciu.
Okręgi szkolne i ich rady nadzorcze tworzone były od zarania rozwoju systemu oświaty, bo od samego początku tego procesu edukacja młodzieży była kontrolowana lokalnie. Okręgi reprezentują „oblicze oświaty” dla przeciętnego obywatela. Każdy okręg szkolny ma swoja Radę Nadzorczą i swoje ciało zarządzające, coś w rodzaju polskich kuratoriów. Rady Nadzorcze są na ogół wybierane przez lokalnych mieszkańców w regularnych wyborach na kilkuletnie (2-4 lata) kadencje. Do najważniejszych obowiązków takiej rady należą:
- Ustalanie praw i regulaminów dotyczących zarówno uczniów, jak i nauczycieli w okręgu
- Podejmowanie decyzji dotyczących konsolidacji szkół lub otwarciu nowych
- Przygotowanie budżetu okręgu szkolnego i budżetów wszystkich szkół w okręgu
- Przyjmowanie do pracy kadry nauczycielskiej i administracyjnej
- Wybór podręczników, a w stanach, które zdecentralizowały decyzje program nauczania – ustalenia dotyczące tych programów
Warto zauważyć, że wszystkie te decyzje podejmowane są przez ciało, które nie musi składać się z pracowników oświaty. Głównym kryterium, by startować w wyborach do takiej rady, jest wymaganie, by być mieszkańcem okręgu. Nie ma na ogół żadnych wymagań na temat wykształcenia lub doświadczenia w nauczaniu.
Blisko związane z tą strukturą są fundusze oświatowe. Zgodnie z wieloletnią tradycją, szkoły są finansowane w dużym stopniu z lokalnych podatków od nieruchomości, czyli przez mieszkańców okręgu. Co roku więc, Rada Nadzorcza przedstawia mieszkańcom budżet i związane z nim potrzeby finansowe. Jeśli budżet wymaga dodatkowych funduszy, konieczne jest podniesienie lokalnych podatków. Co roku mieszkańcy głosują nad budżetem szkolnym i związaną z nim wysokością podatków. W prawie wszystkich okręgach wymagane jest prawnie równoważenie budżetu z dochodami. W praktyce znaczy to, że jeśli ludność zagłosuje przeciwko podniesieniu podatków, budżet musi zostać obcięty.
Część budżetu szkolnego jest dofinansowana przez stany (czyli z podatków stanowych). Różnie takie dotacje wyglądają w różnych stanach. Najbardziej hojne są Vermont i Hawaje, które potrafią dofinansować ponad 80% szkolnych wydatków. Do najmniej hojnych należy Nevada (poniżej 30%).
Pora wrócić na chwilę do rządu federalnego. Jak pisałam powyżej, nie ma on żadnej oficjalnej władzy w sprawach oświaty, bo konstytucja amerykańska takiej władzy rządowi nie udzieliła. Nie znaczy to jednak, że rząd federalny jest zupełnie pozbawiony wpływów. Dysponuje on bowiem pewnymi zasobami finansowymi z podatków federalnych, które płacą wszyscy mieszkańcy. Może więc lansować programy oświatowe za pomocą tak zwanej marchewki: okręgi, które spełnią wymagania lansowanej polityki dostaną federalne dotacje z budżetu. Okręgom, które przestaną spełniać te wymagania, dotacje się odbiera.
Około 80% dzieci i młodzieży kształci się w opisanym powyżej systemie szkół publicznych. Istotną rolę grają też szkoły prywatne. Najbardziej popularne szkoły prywatne to albo tzw. „niezależne” (finansowane przez rodziców lub też prywatne dotacje) albo parafialne (finansowane częściowo przez instytucje religijne, a częściowo przez rodziców). Ta część oświaty jest jeszcze bardziej zdecentralizowana niż szkoły publiczne. Małą, lecz tradycyjnie znaczącą – i ostatnio wzrastającą – częścią oświaty jest nauka w domu, bez uczęszczania do szkoły.
Należałoby teraz powiedzieć coś o wadach i zaletach tego systemu. Ale jest to duży i kontrowersyjny temat, więc zostawmy go do następnej korespondencji.