Nauczyciele wiele wysiłku poświęcają na to, aby zmotywować uczniów do pracy na swoich lekcjach, nieustannie uczestniczą w szkoleniach dotyczących skutecznych metod aktywizowania uczniów podczas lekcji i zachęcania do samodzielnej pracy w domu. Rodzice mają niestety ograniczone możliwości udziału w szkoleniach, a przecież ich wpływ na dzieci jest nie do przecenienia: od tego, w jaki sposób przedstawiają naukę szkolną rodzice, jak do niej zachęcają, jaki wreszcie jest ich własny stosunek do wiedzy i uczenia się, zależy bardzo wiele. Bez współpracy rodziców wysiłki szkoły są bardzo często skazane na niepowodzenie!
Dlatego też chciałabym podzielić się dziś z Państwem kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi czynników, które wpływają na motywację młodych ludzi do nauki.
W badaniu przeprowadzonym wśród uczniów gimnazjów i szkół średnich zadano pytanie dotyczące metod motywowania do nauki oraz ich skuteczności osoby najbardziej zainteresowane, czyli uczniów właśnie. Wyniki nie były zaskakujące – wśród metod najczęściej stosowanych, a jednocześnie mających najniższą skuteczność, uczniowie wymienili odpytywanie ustne, straszenie złą oceną oraz informowanie rodziców o niewystarczająco dobrych wynikach w nauce. Teoretycznie zarówno nauczyciele, jak i rodzice wiedzą, że to nie ocena jest najistotniejszym elementem szkolnej układanki. Jak jednak ma się teoria do praktyki? Sama łapię się na tym, że pytanie „Co dostałeś?” automatycznie ciśnie mi się na usta, kiedy rozmawiam z synami o tym, co działo się w szkole. Piątki cieszą, jedynki złoszczą, trójki i czwórki stanowią punkt wyjścia do rozmowy o tym, co należy poprawić… Ale czy oceny zachęcają dzieci do nauki? Czy uczą je uczenia się? Czy sprawiają, że wiedza jawi się jako wartość, jako coś, o co warto zawalczyć, co warto zdobyć, kosztem sporego czasem wysiłku? Niestety nie…
Wszystkie opisane powyżej sposoby motywowania odnoszą się do motywacji zewnętrznej, a więc leżącej poza zainteresowanym. Aby dziecko zechciało się uczyć, potrzebna jest pani w szkole, która zagrozi jedynką, jeśli się nie nauczę, albo mama w domu, która za piątkę da buzi i czekoladę. Możemy pracować nad formą motywacji zewnętrznej – nad tym, aby była raczej pozytywna niż negatywna, zawsze jednak będzie to czynnik leżący w świecie zewnętrznym, a kiedy go zabraknie, zniknie również chęć do nauki. Czy jest to problem? W dzisiejszym świecie – jak najbardziej. Niestety czasy, w których po skończeniu studiów dostawało się pracę zgodną ze swoim wykształceniem, w której trwało się aż do emerytury, odeszły w niepamięć. Na rynku pracy, na który wkroczą za kilka lat nasze dzieci, liczy się przede wszystkim otwarty umysł, elastyczność, umiejętność adaptacji, a przede wszystkim ciągłe podnoszenie i uzupełnianie kwalifikacji. „Uczenie się przez całe życie” to już nie tylko hasło funduszy europejskich – to rzeczywistość, w jakiej przyjdzie żyć naszym dzieciom. Dlatego tak ważne jest kształtowanie w nich motywacji wewnętrznej do nauki, przekonania, że uczenie się jest przyjemne, ciekawe, przydatne, że uczyć się można i warto w każdym wieku, w każdym czasie i od każdego, od kogo tylko się da.
Jak taką motywację kształtować Na to pytanie również odpowiedziała nam sama młodzież. Jako metody o wysokiej skuteczności motywowania wskazali oni stawianie pytań, wzbudzanie ciekawości, a przede wszystkim uświadamianie użyteczności wiedzy. Nauczyciele starają się wszystkie te metody wprowadzać w życie, jestem jednak przekonana, że jest to szczególne pole do działania dla rodziców. To my spędzamy z dziećmi wiele czasu w codziennych sytuacjach – a właśnie codzienne sytuacje sprzyjają stawianiu pytań, wzbudzaniu ciekawości i uświadamianiu użyteczności wiedzy. Dlaczego wyrasta ciasto drożdżowe? O co chodzi w reklamie środka na katar pod nazwą „Katarsis – absolutne oczyszczenie nosa w 5 minut?”, skoro wlałam 65 litrów benzyny i przejechałam 900 km, to ile mój samochód pali na sto? W zależności od wieku naszych pociech będziemy dobierać rodzaje pytań, tematy, które poruszymy, teksty czy rysunki, które będziemy podsuwać. Nie wahajmy się sięgnąć do internetu, szczególnie do mediów społecznościowych – nasze dzieci są „digitalnymi tubylcami”, internet to ich drugi dom, a to, co dzieje się na Facebooku bywa ważniejsze niż to, co dzieje się w klasie w szkole. Warto i tam szukać źródeł motywowania do nauki, czytania, szukania odpowiedzi, poszerzania horyzontów. Pokażmy dzieciom ciekawsze, rozwijające oblicze sieci – na przykład fakt, że na FB można oprócz uprawiania cukierkowej farmy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy z dziedziny nauk ścisłych czy przyrodniczych, pośmiać się z inteligentnych żartów opierających się o sztukę, pobawić się słowem…
Nauczmy się, zamiast dać się zbyć informacją o otrzymanej ocenie, pytać „Czego się dziś nauczyłeś?” i – co najważniejsze – z uwagą słuchać odpowiedzi i odnosić się do niej. Jeśli dziecko wspomni z niechęcią, że dziś było o obliczaniu pola powierzchni figur geometrycznych – ucieszmy się, że pomoże nam policzyć ile trzeba kupić wykładziny do jego pokoju i ile będzie to kosztować. Jeśli będzie czytało „W pustyni i w puszczy” – może wspólnie popatrzycie na mapę, aby zobaczyć trasę wędrówki Stasia i Nel, a potem obejrzycie ją na zdjęciach w Google Earth. Jeśli na przyrodzie było o bakteriach, może spróbujecie zrobić domowy jogurt, na pewno zdrowszy od tego w sklepie. Możliwości są nieograniczone.
Pozostaje jeszcze jeden, najważniejszy chyba czynnik wpływający na motywację naszych dzieci do nauki, a pozostający całkowicie w rękach rodziców: własny przykład. Od dawna wiadomo, że znacznie łatwiej jest namówić do czytania dzieci, w których domach jest dużo książek, i które są przyzwyczajone do widoku rodziców zagłębionych w lekturze. Podobnie jest z nauką – jeśli dziecko ma rodziców, którzy sami są ciekawi świata, chętnie uczą się nowych rzeczy, podejmują wyzwania, dbają o własny rozwój – dla niego również takie postępowanie staje się oczywiste. Wiemy jednak, że uczenie się nie zawsze jest przyjemne. Bywają nudne lekcje, w każdym [przedmiocie można znaleźć elementy wiedzy, które trzeba po prostu opanować pamięciowo, co nie jest ani ciekawe, ani szczególnie satysfakcjonujące, stanowi jednak podstawę, która jest niezbędna dla dalszego rozwoju. Dzielmy się z dziećmi frustracją, kiedy przyjdzie nam uczyć się czegoś, na co wcale nie mamy ochoty. Niech wie, że i dorośli czasem mszą zacisnąć zęby i wykuć coś na pamięć albo przeczytać nudny artykuł po to, aby móc później wiedzieć/ rozumieć/ zrobić coś, co jest ciekawe i satysfakcjonujące. Przykład rodziców stanowi nieoceniony czynnik budujący motywację wewnętrzną do nauki u dzieci. Uczmy się więc i rozwijajmy – dla dzieci, aby widziały, że warto, i dla siebie samych – bo warto!