Kiedy dobrze się nad tym zastanowić, przekaz: „możesz wszystko, jeśli tylko bardzo tego pragniesz”, jest z gruntu fałszywy. Samo pragnienie nie wystarczy, aby spełnić marzenia, osiągnąć sukces czy pozycję zawodową. Najważniejszym elementem tej układanki jest ciężka praca. Najlepsze efekty osiągają Ci, którzy doskonale wiedzą, czego chcą, i od początku konsekwentnie i nie żałując wysiłku, dążą do realizacji swoich celów. Dobrym przykładem są tu sportowcy: występ gimnastyczki artystycznej na olimpiadzie to sam wdzięk, lekkość i gracja – wiemy jednak, że stoją za nim setki i tysiące godzin morderczych treningów, wyrzeczenia, ból mięśni, przełamywanie własnych ograniczeń. To dlatego tak wiele dziewczynek poprzestaje na bieganiu po podwórku z szarfą i podskakiwaniu, a tylko nieliczne osiągają sportowe sukcesy. Podobnie ma się rzecz z laureatami szkolnych olimpiad przedmiotowych: kiedy odbierają swe nagrody, kiedy dostają się bez egzaminów do wymarzonych szkół i na studia, łatwo zazdrościć, łatwo zapomnieć o godzinach spędzonych na rozwiązywaniu zadań czy pisaniu wypracowań, o imprezach, w których nie uczestniczyli, o weekendach, które spędzali nad książkami. To ważne, aby rozmawiając z przedstawicielami „pokolenia instant” podkreślać na każdym kroku, że prawdziwe osiągnięcia najczęściej zawdzięcza się długotrwałemu i konsekwentnemu wysiłkowi – „sukcesy instant”, nagłe kariery celebrytów, często kończą się równie szybko, jak się zaczęły.
„Geniusz to 10% natchnienia i 90% wypocenia” – spotkali się Państwo z takim powiedzeniem? Odnosi się ono w dużej mierze do tego, o czym napisałam w akapicie powyżej – ciężkiej pracy. Nie zapominajmy jednak o 10% natchnienia… Sukces to wynik ciężkiej pracy nad tym, czego bardzo chcę, ale również nad tym, do czego mam predyspozycje. Choćbym ciężko i z zaangażowaniem pracowała, nie zrobiłabym kariery jako baletnica. Brakuje mi koordynacji ruchowej, zgrabności i wdzięku, poza tym jestem zbyt wysoka. Pewnie udałoby mi się wystąpić w kilku szkolnych spektaklach, a potem… musiałabym szukać sobie czegoś innego. Jednak od najmłodszych lat miałam predyspozycje do wystąpień publicznych. Już jako dziecko wyrywałam się do występów podczas rodzinnych uroczystości czy szkolnych akademii, miała „parcie na szkło” i „pchałam się na afisz”. Dzięki pracy nad rozwijaniem tych predyspozycji mam dziś wielką satysfakcję oraz – mogę z dumą powiedzieć – pewne sukcesy w pracy trenerki, edukatorki, a wcześniej – nauczycielki. Potrafię mówić tak, by ludzie w chęcią słuchali – wykorzystuję to w mojej codziennej pracy.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w planowaniu wraz z dzieckiem jego przyszłości absolutnie kluczowe jest rozpoznanie jego mocnych stron, jego predyspozycji i jego marzeń i dążeń. Jego, a nie jego rodziców. Zjawisko przenoszenia przez rodziców na dzieci własnych niespełnionych marzeń i ambicji jest znane i niestety wciąż występuje. Pamiętajmy, że bez 10% natchnienia, tych 10% predyspozycji, zdolności, geniuszu – osiągnięcie prawdziwych wyżyn będzie niezwykle trudne. Warto również powstrzymywać się przed właściwym wielu rodzicom dążeniem do tego, aby nasze dziecko było dobre we wszystkim. Skoro ma szóstki z historii a z chemii ledwo 2, wyślę je na korepetycje z chemii, aby się poprawiło. Jeśli grozi mu ocena niedostateczna – będzie to decyzja zrozumiała. Jednak jeśli zdaje z chemii do kolejnej klasy, może lepiej zainwestować czas, środki i energię w rozwijanie pasji historycznej naszej pociechy? Marią Skłodowską-Curie raczej nie będzie, ale może zostać doskonałym prawnikiem, jeśli pozwoli mu się robić to, co kocha.
Takie zatem, według mnie, jest nasze zadanie jako rodziców: rozpoznać talenty i pasje (dziecka, nie własne) i nauczyć nad nimi pracować. Oraz przekonać dziecko, że każda droga stoi przed nim otworem, ale musi ją o własnych siłach przejść.