Nigdy nie jest za późno

Od czasu do czasu z dużą przyjemnością odwiedzam swoich kolegów, którzy przecież mają już swoje lata, ale ciągle są jeszcze młodzi. Dużo rozmawiamy, często wracamy do naszych wspólnych, pierwszych zawodowych doświadczeń i zachwycamy się tamtym okresem. Niezależnie, o czym byśmy rozmawiali, większość dyskusji i tak kończy się na przeżywaniu własnych chorób i potrzebie szybkiego przejścia na emeryturę.

Wtedy zwykle zadaję im to samo pytanie:
– Koledzy, i co dalej na tej zasłużonej emeryturze?
Zawsze pada sakramentalne zdanie:
– Pragnę odpocząć. I tak już wyżej nie podskoczę.

Wiem, że przed upływającym czasem nie uciekniemy, o tym pisałem już w innym artykule. Może jednak ten okres można wykorzystać inaczej? Dlaczego emerytura ma być okresem wegetacji i podświadomego czekania na śmierć?

Aktywny stosunek do życia niekoniecznie musi się kojarzyć z młodością, a wegetacja ze starością. Znam wiele osób w wieku moich córek, które mentalnie są już „starcami”. Tym młodym ludziom już o nic w życiu nie chodzi, są pogodzeni z własnym losem. W ciągu dnia leżą w łóżku i tępym wzrokiem patrzą w sufit lub w telewizor, a pilot jest ich jedynym narzędziem, na który mają autentyczny wpływ. Brak im energii do życia.

Dlaczego tak się dzieje? Skończyli przecież atrakcyjne uniwersytety, pozakładali rodziny, które powinny być dla nich wsparciem. Wydawać by się mogło, że mają nieograniczone możliwości.

Czy nie sądzicie jednak, że przyczyny ich stanu nie tkwią w okolicznościach zewnętrznych? Problemem nie jest brak perspektyw, kryzys czy bezrobocie. Problem tkwi w głowie. To sprawa nastawienia do życia, optymizm i chęć działania. Zadaję sobie pytanie: jak to jest – dwie osoby patrzą na ten sam problem i każda z nich ocenia go zupełnie inaczej. Dla jednej będzie to symboliczny gwóźdź do trumny, a dla innej szansa wyjścia z cienia, szansa wybicia się.

Zatem wszystko zależy od tego, kto ten fakt ocenia i jakie z niego wyciąga wnioski.

Z pewnością takie wnioski mogliby wyciągać ludzie młodzi. Przed nimi całe życie i od ich nastawienia zależy jak je sobie ułożą. Ale co z moimi kolegami, co ze mną?

Miałem przyjemność na swojej drodze spotkać ludzi starszych, którzy mieli w sobie wielką radość życia. Przebywanie w ich towarzystwie dawało mi nową energię. Pod ich wpływem zmieniałem się w człowieka pozytywnie patrzącego na swoją przyszłość. Stan ten nie przerodził się w mój ciągły optymizm, ale poczułem, jak wiele jest w nim potencjału, jak nakręca do działania i wyzwala energię.

Różne sploty okoliczności dały mi szansę przebywać w otoczeniu osoby wyjątkowej. Ta kobieta miała szczególny wpływ na kształtowanie mojego stosunku do życia. Sama miała trudne dzieciństwo. W bardzo młodym wieku została sierotą. Jej lata młodzieńcze splątane były z II wojną światową. Dość szybko wyszła za mąż. Całą swoją energię skupiała na wychowywaniu ukochanej szóstki dzieci. Jednak mimo tego miała ambicje osiągnąć coś więcej. Postanowiła ukończyć szkołę podstawową (tak na marginesie, kończyliśmy ją w tym samym czasie. Czasami ja ściągałem od niej, innym razem było odwrotnie). W uczeniu się była konsekwentna. Mimo licznych obowiązków domowych skończyła również szkołę zawodową. Jej marzeniem była praca z ludźmi, a jednocześnie chciała pomóc mężowi w utrzymaniu rodziny. Pogodzenie tych dwóch ról nie było łatwe, jednak radziła sobie z tym znakomicie. Znalazła przy tym czas na własne przyjemności – śpiewanie w chórze kościelnym było jej prawdziwą pasją.

Dzisiaj jest bardzo dobrze prezentującą się Starszą Panią na emeryturze. Przez całe życie ciężko pracowała i z pewnością zasłużyła sobie na odpoczynek. Ale nie ona – nie leży to w jej charakterze. Ta tajemnicza kobieta ma ciągle coś w sobie z radosnego dziecka. Ma potrzebę nieustannego działania, tworzenia, pisania. Nadal chce być aktywna. To niebywałe, ile ma w sobie energii. Zdążyła założyć stowarzyszenie, które postawiło sobie za cel zbudować pomnik swoim kolegom partyzantom. To dzieło już jest skończone i poświęcone. Miałem okazję składać pod nim kwiaty. Z jej inicjatywy podobny pomnik powstał w jej rodzinnej wsi na terenie Ukrainy. Ale ona nadal jest nienasycona życiem i działaniem. Współtworzy stronę internetową poświęconą historii rodzinnej wsi. Dzięki tej stronie skupia wokół siebie ogromną grupę miłośników jej ukochanej wioski. W międzyczasie zdążyła napisać dwie sztuki teatralne: „Przyjazd Golberga” i „Darcie pierza”, każdą z nich wyreżyserowała i kilkakrotnie wystawiła. Jej sztuka zrobiła furorę podczas święta Trzech Kultur w Dubience, oklaskom nie było końca. Ta wyjątkowa kobieta przeżywa swój renesans intelektualny. Odkrywa w sobie talenty, o które nigdy by siebie nie podejrzewała.

To wszystko wydarzyło się, kiedy była już na emeryturze.

 A co na to moi koledzy? Czy nadal chcą odpoczywać i marzyć o świętym spokoju? Pamiętajmy, wszystko rodzi się i umiera w naszej głowie, tam jest źródło naszych sukcesów. Tak na marginesie, ta tajemnicza kobieta to moja mama.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *