Jestem sobie przedszkolaczek,
nie narzekam i nie płaczę,
do przedszkola chodzę sam…
Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić?
Za chwilę 1 września. Wielu z nas czeka pierwszy dzień w nowym miejscu. Jednych w gimnazjum, innych w liceum a jeszcze innych – w przedszkolu. Wokół pierwszych dni przedszkola narosło już wiele legend, pełnych płaczu, krzyków i wczepiania się w rękaw. Ale czy ten dzień musi tak wyglądać? Czy nie lepiej żeby maluch maszerował uśmiechnięty, zaciekawiony i gotowy do zdobywania nowych doświadczeń na własne konto?
Możemy te chwile znacznie ułatwić i sobie, i dziecku, jeśli zawczasu rozpoczęliśmy trening pożegnań. Każdy pretekst jest dobry – kiedy mama wychodzi do pracy, tata do sklepu lub maluch do babci mówmy mu jasno i wyraźnie, że żegnamy się i nas nie będzie, ale tylko przez jakiś czas a potem wrócimy. Powtarzana wielokrotnie ta sytuacja nie nauczy naszego dziecka czym różni się 5 minut od trzech godzin, ale pozwoli zbudować podstawy zaufania – kiedy mama mówi że wróci, to faktycznie wraca.
Podobny test już raz zdaliśmy – znikając niemowlęciu z pola widzenia. To że nas nie widać, nie oznacza że nas nie ma – tata który znikł, wraca.
Tak przygotowane dziecko nie musi obawiać się naszej nieobecności i może zająć się nowymi doznaniami. A tych nie brakuje – wokół tyle dzieci, są jakieś nowe panie i czegoś ode mnie chcą. I znów, jeśli świat dziecka do tej pory składał się z trójkąta – ja, mama, tata – duża liczba nowych osób może stanowić wyzwanie. Warto wcześniej zadbać o wizyty w zatłoczonym parku. Jeśli sami od naszego słodziaka nie egzekwowaliśmy nigdy nakazów i zakazów, wsadzamy przedszkolanki na minę, której ofiarą będzie również nasze dziecko.
Jeśli w każdej sytuacji trudnej pędziliśmy z gotowym rozwiązaniem, chusteczką i cukiereczkiem, nie daliśmy dziecku szansy poznania własnej siły.
Warto też pamiętać, że pierwszego dnia w przedszkolu to nie dzieci płaczą najwięcej. W holu przy szatni niejeden rodzic pochlipuje w ukryciu, zerka przez okno z ulicy i nerwowo sprawdza godzinę. Pamiętajmy, że gdy dziecko nie wie, co nowa sytuacja oznacza, u nas szuka wskazówek. Jeśli dostrzeże, że przedszkole jest czymś, czego się obawiamy, samo zareaguje lękiem. Jeśli jesteśmy niechętni czy krytykujemy przedszkolanki, samo przyjmie te emocje jako własne. Jeśli więc przewrotnie perspektywa domu, w którym pierwszy raz od trzech lat możemy spędzić chwilę samemu i w ciszy napełnia nas radością, nie kryjmy się z tym. Nasz spokój i zadowolenie udzielą się małemu i ułatwią sukces całego przedsięwzięcia. Dopóki spokojni, opanowani i uśmiechnięci postępujemy zgodnie z planem, który nasze dziecko zna i którego sens potrafi pojąć, wszystko będzie dobrze.
Warto też korzystać z organizowanych przez przedszkola „dni aklimatyzacyjnych”. Z jednej strony zdążymy małemu wszystko pokazać. Zorientujemy się, co lubi i w trudnych chwilach będziemy mogli przypomnieć mu ulubione zabawki, które czekają. Z drugiej również my sami możemy się przekonać, że mimo naszej nieobecności do żadnej katastrofy nie doszło.
Jak to zrobić? Nie panikować, nie narzekać i nie płakać.