W 2000r w naszych kalendarzach pojawiło się nowe święto – Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Zostało ustanowione w celu ochrony różnorodności językowej jako dziedzictwa kulturowego. Idea jest bliska tradycyjnemu pojmowaniu polszczyzny jako elementu narodowej skarbnicy kultury. Czy jednak współcześni Polacy w taki sposób myślą o języku?
Dziś w sytuacji braku zagrożenia suwerenności język dla wielu nie jest wartością darzoną szczególną estymą. Ma być przede wszystkim skutecznym narzędziem komunikacji. Coraz częściej jednak budzi się wątpliwość, czy stosowana na co dzień polszczyzna pozwala na precyzję porozumiewania się. Przesadna moda na używanie anglicyzmów, tendencja do posługiwania się niejasnymi akronimami w Internecie i sms-ach, niestaranność w mowie i piśmie dotycząca nosówek „ą” i „ę” to powszechne grzeszki. Jednak szczególnie groźnym problemem jest postępująca wulgaryzacja języka.
Oczywiście wyrazy dosadne istniały zawsze, ale używane były w określonych kręgach społecznych i sytuacjach, a mówiący mieli świadomość ich emocjonalnego ładunku. Dziś powszechna obecność wulgaryzmów w komunikacji publicznej zmienia ich społeczną ocenę, usypia wrażliwość i dla niektórych staje się obowiązującym wzorcem. Na skutek częstego użycia dany wyraz, wyrażenie czy zwrot w odczuciu mówiących stopniowo traci wulgarną ekspresję i zaczyna być traktowany przez jego użytkowników jako może potoczny, czasem rubaszny, ale już nie ordynarny czy nieprzyzwoity.
Zwroty prymitywne i obraźliwe na tyle zadomowiły się w przestrzeni publicznej, że młodzież stosująca je nie jest świadoma ich wulgarnej konotacji lub ma poczucie absolutnej bezkarności. Tak więc z nieparlamentarnym językiem w wydaniu młodych spotykamy się wszędzie. Często są to neutralne emocjonalnie, a czasem wręcz radosne rozmowy na ulicy, w szkole, w środkach lokomocji, w mediach.
Przyczynami powszechnej wulgaryzacji języka bywają: specyficznie pojmowane prawo do wolności objawiające się zwyczajem prowadzenia ordynarnych rozmów, również telefonicznych, w miejscach publicznych, zanikanie autorytetów z powodu pojawiania się nowych technologii sprzyjających alienacji młodzieży przeradzającej się w lekceważenie rodziców i dziadków a objawiające się niegrzecznymi zachowaniami językowymi wobec nich oraz … dążenia emancypacyjne kobiet – panie bez skrępowania stosują wulgaryzmy, tak jak mężczyźni.
Co ciekawe, nadużywanie wulgaryzmów nie wynika z ogólnoświatowych trendów. Na tle innych nacji wyróżniamy się niechlubnie. Absolutnie niedopuszczalne jest to w kulturze muzułmańskiej, marginalne w Holandii. Szwedzi po użyciu dosadnego wyrazu przepraszają. Anglicy klną, ale we własnym kręgu towarzyskim. Młodzi Węgrzy stosują cenzurę języka w obecności starszych. Portugalczycy używają eufemizmów wyrazów nieprzyzwoitych.
Niektóre z wymienionych praktyk wydają się i nam znajome. W Polsce do niedawna absolutną niestosownością było użycie wyrazu niecenzuralnego w obecności osoby starszej, czy w miejscu publicznym. Na takie zachowanie pozwalali sobie ludzie z marginesu społecznego. Dziś tak mówią celebryci.
Wulgaryzacja i towarzyszące jej zubożenie języka młodzieży jest z pewnością wyzwaniem dla nauczycieli. Problem jest tym poważniejszy, że zjawisko obejmuje wszystkie grupy społeczne i jako pedagodzy nie zawsze możemy oczekiwać wsparcia ze strony innych środowisk. Czasem – niezależnie od wieku i wykształcenia- takim językiem mówią bliscy i znajomi naszych uczniów. Takich wzorców dostarczają media. Tak pisze się na forach internetowych, w mailach i sms-ach.
Współczesna polszczyzna staje się coraz mniej precyzyjna. Często bez kontekstu absolutnie niezrozumiała – wypowiedzi składają się często z bardzo ciekawych struktur słowotwórczych, ale zbudowanych w oparciu o cztery (!) wulgarne morfemy. I tu rodzi się pytanie: dlaczego aktywność językowa Polaków nie zmierza w kierunku wykorzystywania istniejących struktur słownikowych uznanych za poprawne stylistycznie? Dlaczego wielu, niezależnie od pozycji społecznej, emanuje prostactwem?
Z pewnością wykraczamy tu poza sferę językoznawczą. Być może jest to efekt egalitaryzmu kulturowego? Wynik zwyczajów panujących w stwarzającym poczucie anonimowości i bezkarności Internecie? Może to pokłosie brutalizacji życia politycznego pełnego manipulacji i agresji językowej? A może przyczynkiem jest powszechny kult młodości, w wyniku którego żargon i styl młodzieżowy polegający na byciu cool przeniknął do sfery obyczaju językowego?
Czy jesteśmy wobec opisanego zjawiska całkowicie bezradni? Sądzę , że nie, chociaż w dużej mierze zależy to od środowiska, z jakim pracujemy.
Skupmy się na pragmatycznej stronie użycia języka. Uświadommy uczniom, że jest to rodzaj ich wizytówki. Zachęćmy młodzież do scharakteryzowania osób na podstawie próbek ich wypowiedzi. Takie ćwiczenie skłoni niejednego do refleksji, jakie wrażenie on sprawia mówiąc w określony sposób. Wypowiedzi powinny ukazywać sceny ważne w życiu -rozmowę kwalifikacyjną, spotkanie z sympatią… Bohaterami scenek mogą być osoby w różnym wieku. Ważne, by naruszenie normy językowej było wyraziste i dyskwalifikujące. Stwórzmy pretekst do budzenia się świadomości językowej. Sąsiadujące w tekstach trochę przerysowane błędy fleksyjne (np. wziełem), zbędne zapożyczenia, nieudane neologizmy i wulgaryzmy powinny uświadomić uczniom, że wszystkie są nieudolnościami językowymi zaburzającymi komunikację.
Czasem warto odwołać się do własnych nieporadności językowych, są nimi najczęściej słowa wtręty (dokładnie, generalnie) lub naleciałości gwarowe. Pokazując nasze świadome zmagania z językowymi niedoskonałościami, stajemy się wzorem na drodze do poprawności.
W kontaktach z uczniami egzekwujmy zachowania zgodne z zasadami etykiety językowej. Wymagajmy poprawnych zwrotów grzecznościowych Proszę pani! zamiast wszechobecnego panią; Pani profesor! Panie profesorze! jako formuły obowiązującej w szkołach ponadgimnazjalnych, czy Pani doktor! Panie magistrze w społeczności akademickiej. Nie jest to przejaw próżności czy sztywniactwa z naszej strony, ale nauka normy językowej. Uczeń powinien ją znać, by odpowiednio zwrócić się do lekarza, dziennikarza, prawnika czy księdza.
Nie akceptujmy również zbytniego luzu w sytuacjach szkolnych. Niestosowne są zwroty ucznia do nauczyciela typu „No dobra”, „okej”, „spoko”, „sorry”. Czasem to przejaw nonszalancji, ale częściej nieporadności językowej młodego człowieka i warto mu na to delikatnie zwrócić uwagę.
Przyjazne wdrażanie wychowanków do werbalnego okazywania szacunku innym osobom to skuteczna droga do uświadomienia, że używanie wulgaryzmów w ich obecności jest niestosowne.
Sprawdzoną metodą jest również stworzenie sytuacji, w której uczniowie – po uprzednim merytorycznym przygotowaniu – będą występować publicznie przed ważnym dla nich audytorium. Może to być debata z udziałem przedstawicieli innych klas lub szkół, poprowadzenie spotkania z gościem, wygłoszenie przemówienia. Ważny jest tu element przygotowania merytorycznego potrzebny do tego, by młodzi ludzie swojej niekompetencji nie próbowali ukryć w przesadnym luzie i swobodzie językowej.
Wspólną cechą przedstawionych propozycji jest wykreowanie okoliczności, podczas której mówiący skupia uwagę na procesie komunikowania się, dostrzega trudności i mierzy się z nimi. Uświadomienie własnej niekompetencji w wielu przypadkach staje się momentem zwrotnym. Ta zasada działa również w sferze języka.
Proponuję zacząć od pozornych drobiazgów, ale jak stare przysłowie mówi „Kropla drąży skałę”. Jeśli uczeń zastanowi się, czy powiedzieć proszę pani czy proszę panią, to i pomyśli jak wyrazić emocje w jej obecności.