Przez okres szkoły podstawowej nasze dziecko było dzieckiem. Dorastało niepostrzeżenie, ale nadal w świadomości nauczycieli – a często również rodziców – pozostawało dzieckiem. Znając człowieka od siódmego roku życia trudno nagle przestawić się na myślenie o nim w kategoriach „młodzieży”. Współpraca wychowawcy z rodzicami również opiera się na standardach wypracowanych na początku klasy czwartej, kiedy przestraszone dziewięcio-dziesięciolatki trzeba było wspierać, dodawać im odwagi, dopilnować, aby odrobiły lekcje i spakowały tornistry, zorganizować zabawę…
Teraz nasza pociecha rozpoczyna gimnazjum – a może już szkołę ponadgimnazjalną? Nie jest już przestraszonym dziewięciolatkiem, ale wyrośniętym nastolatkiem. Nawet jeśli ma obawy – nadrabia miną. To, co mu w tej chwili najbardziej potrzebne, to duża doza samodzielności, poczucie sprawczości i okazja do wzięcia odpowiedzialności za swoje funkcjonowanie w szkole. Nauczyciele w szkołach na wyższych poziomach edukacyjnych zazwyczaj zdają sobie z tego sprawę – trudności mogą mieć rodzice.
Podczas pierwszego zebrania z wychowawcą nowej klasy dziecka „włączają się” zachowania i przyzwyczajenia z poprzedniej szkoły czy poprzedniego etapu edukacyjnego: chęć usprawnienia, poprawienia dziecku życia, ułatwienia funkcjonowania… „Włącza się” opiekuńczy rodzic, pełen obaw, jak dziecko poradzi sobie w nowej szkole, nowym środowisku, nowym budynku, jak da sobie radę z nowymi wymaganiami i oczekiwaniami. Potrzeba bardzo dużo wysiłku i samoświadomości, aby takie zachowanie „wyłączyć”. Uwierzyć, że nasz nastolatek sam potrafi porozmawiać z nauczycielem – a nawet dyrektorką szkoły! – jeśli pojawia się problem. Że umie wraz z rówieśnikami zorganizować wspólne wyjście. Że poradzi sobie ze zbieraniem składek na klasowe potrzeby. Słowem – że nasze zaangażowanie jest mu coraz mniej potrzebne.
Nie oznacza to jednak, że z chwilą przejścia dziecka na kolejny etap edukacyjny rola rodzica sprowadzać się powinna do zapłacenia składki na Radę Rodziców. Kontakt z wychowawcą będzie niezwykle ważny i cenny, ponieważ może nam przynieść wiedzę na temat funkcjonowania naszego dziecka w środowisku, którego nie znamy. Jednocześnie może okazać się, że dziecko ma określone trudności i nadal potrzebuje naszego wsparcia. Kluczowe będzie wspieranie dziecka w taki sposób, aby nie zadeptać kiełkującego poczucia odpowiedzialności za siebie.
Zatem wybierając się na zebranie do gimnazjum czy szkoły ponadgimnazjalnej naszej pociechy zostawmy w domu nadopiekuńczość, wypełnijmy głowę przekonaniem, że nasze dziecko jest już młodzieżą i … bądźmy gotowi na wypadek, gdyby nas potrzebowało, ale nie wcześniej!