Słucham ostrego jazzu, palcami o kierownicę wystukuję w rytm melodii. Ku mojemu zaskoczeniu pod górę wspina się zakonnica na rowerze. Zastanawiam się, czy nie jest jej za zimno? Za chwilę przychodzi refleksja, że to nie moja sprawa. Ja natomiast łapię się za guzik od marynarki. Super, to będzie dobry dzień. Na pewno zakonnica przyniesie mi szczęście.
Wpadam do firmy. Miłe powitanie z pracownikami i kierownictwem. Zaczynam pracę od sprawdzenia poczty. Zapowiada się rutynowy dzień. Po chwili wpada do gabinetu jeden z pracowników i podniesionym głosem oświadcza:
– Jesteśmy nieprofesjonalni! – i dodaje – klienci źle zareagują na odwołanie szkolenia.
Czuję, jak mi w sekundę rośnie przysłowiowy „gul”. To pierwszy sygnał, że przestaję panować nad własnymi emocjami. Biorąc się w garść, stwierdzam:
– My nie jesteśmy profesjonalni? – i dalej tłumaczę – taka jest kolej rzeczy. Jeżeli liczba uczestników nie trzyma naszych standardów, to niestety musimy odwołać szkolenie.
Na co pracownik odpowiada:
– A co to obchodzi naszego klienta? On się zapisał na dany temat i chce wziąć udział w szkoleniu. Powtarzam kolejny raz – to właśnie jest oznaka braku profesjonalizmu.
I ponownie zarzucił nam amatorszczyznę. Konflikt, bo tak trzeba nazwać tą sytuację, rozgrzał moje emocje, umysł i ciało do czerwoności. Absolutnie przestałem panować nad przebiegiem rozmowy, więc przerwałem ją brutalnie:
– Nie chcę dalej rozmawiać! – oświadczyłem podniesionym głosem.
Zostałem sam w gabinecie. Cisza, jaka zapanowała po wyjściu pracownika była nie do zniesienia. W głowie kłębiły przeróżne myśli. Bujałem się nerwowo na fotelu i użalałem się nad sobą, jak bardzo czuję się nieszczęśliwy. W mojej głowie ciągle powracało pytanie: jak można w taki sposób potraktować Prezesa? Przecież to ja jestem od krytykowania i wyciągania konsekwencji. Nie mogę zgadzać się przecież na takie zachowanie. Przez dłuższą chwilę rozczulałem się nad sobą, nad utratą mojego autorytetu. Chodziłem po pokoju i rzucałem się jak śnięta ryba.
Czas uciekał, a ja z jego biegiem zacząłem mięknąć. Pomyślałem: a może pracownik miał odrobinę racji? O nie… Szybko odpędziłem te nieuzasadnione myśli. Przecież on mnie dotknął, wygłaszając taką brutalną prawdę. Wskazówki zegara przesuwały się w zawrotnym tempie i z każdą chwilą moje lodowate serce zaczęło się topić. Ze zdziwieniem zauważyłem, że rozum zaczyna doganiać emocje. Następowało powolne wyciszenie, wracał wewnętrzny spokój, tak bardzo mi potrzebny. Postanowiłem, że chcę pójść w tym konflikcie o jeden krok dalej, w dobrą stronę. W takiej sytuacji na ogół reaguję emocjonalnie, ale akurat w tym przypadku chyba w odpowiednim momencie wrócił mi rozum, a emocje zeszły na drugi plan. Na tym etapie miałem już inne refleksje: człowieku, ciesz się, że miał odwagę ci o tym powiedzieć. A może nasz brak profesjonalizmu było ci trudno zaakceptować? Zacząłem się biczować. Udowadnianie, że nie ma problemu jest chowaniem głowy w piasek. To jest niedojrzałe, pomyślałem. Co cię tak naprawdę dotknęło? Czy to, że nie jesteśmy profesjonalni, czy może, że odważył ci się o tym powiedzieć? Bardzo trudno jest mi się do tego przyznać, nawet przed samym sobą. Jedno wiem, powinienem wrócić do rozmowy z moim odważnym pracownikiem. Chciałbym powiedzieć: Przepraszam, nie powinienem w taki sposób zareagować. Moje zachowanie było nieprofesjonalne. Pomyślałem, że tak zrobię. Ale co z moim autorytetem, czy nie zostanie nadszarpnięty? Pomyśli, że jestem mięczakiem.
Rozpoczynam ponownie długą rozmowę z samym sobą. Niestety mój stan jest ciągle niestabilny. W jednej chwili skupiam się nad problemem, rozumiem go, po to, żeby za chwilę powrócił żal i litowanie się nad sobą. Zegar ze stoickim spokojem wybija kolejne minuty, a ja ze swoimi myślami odbijam się od ściany do ściany. Jestem tym stanem strasznie zmęczony. W pewnej chwili zauważyłem, że z zakamarków mojej głowy, niepewnie, z dużą dozą nieśmiałości, wychyla się prawdziwy rozsądek i olśnienie: To ty musisz zrobić pierwszy krok. Przecież jesteś w bezpieczniejszej sytuacji, przecież jesteś prezesem. Nie było to łatwe, ale poprosiłem o ponowną rozmowę mojego pracownika. Oświadczyłem, że jest mi przykro, że wyszedłem z roli i zachowałem się nagannie. I dodałem słowo przepraszam.
Od tej chwili sprawa nabrała tempa. Załatwiliśmy ją dosłownie w kilka minut. Cieszę się, że udało mi się wprowadzić w życie tę prawdę, którą wygłaszałem na naszych szkoleniach dla dyrektorów i nauczycieli. Zmiany zaczynamy od siebie. To głupcy chcą świat sobie podporządkować. Często nim bywam, ale w tej sytuacji zachowałem się nietypowo i dobrze mi z tym. Ty i ja – wiemy, że takie zachowanie wymaga ogromnej pracy nad naszymi słabościami i prowadzi do prawdziwie skutecznego zarządzania, przy zachowaniu zasad podmiotowości. Ale czy jest inna droga do sukcesu w komunikacji międzyludzkiej?
Ja osobiście innej nie znam. Natomiast jeżeli Ty znasz, to podziel się z nami.