Jeszcze zupełnie niedawno (2 lata temu) nie sądziłam, że osobiście odczuję oświatowe zawirowania – w moim przypadku wycofanie obowiązku pójścia do pierwszej klasy dla dzieci sześcioletnich w roku szkolnym 2016/2017. Gdy zapadła ministerialna decyzja, moi uczniowie kończyli właśnie swój pierwszy etap edukacyjny, czyli oddawałam trzecią klasę.
Niewielu rodziców zdecydowało się na wysłanie do szkoły swoich sześcioletnich pociech, zarówno w skali całego kraju, jak i w mojej miejscowości, przeważająca większość wybrała przedszkole. Skutkiem tego w naszej placówce powstaje tylko jedna klasa pierwsza (były trzy trzecie) I cóż? Rachunek jest prosty… Nie mnie powierzono prowadzenie tego oddziału od września. Pani dyrektor zdecydowała inaczej (na szczęście uniknęłam dotkliwej konsekwencji braku dzieci w klasach pierwszych – zwolnienia) – otrzymałam wychowawstwo w klasie drugiej.
Jak należało przypuszczać, dość szybko okazało się, że zarówno moja poprzedniczka, jak i rodzice jej dotychczasowych uczniów nie są zachwyceni (delikatnie to ujmując) takim obrotem spraw. Nie muszę nikogo przekonywać, że wówczas moja sytuacja nie należała do najzręczniejszych, prawie czułam się winna, że „wchodzę” na czyjeś miejsce, a nie odchodzę z braku klasy dla mnie. Tak łatwo w takich sytuacjach o frustrację. Należało się z tym zmierzyć i poszukać jakiegoś rozwiązania, przede wszystkim dla siebie, jakkolwiek egoistycznie by to zabrzmiało. Uznałam, że krótka rozmowa z młodą koleżanką, wyjaśniająca, że jej zwolnienie to nie jest mój sukces życiowy, że jest mi przykro, ale nic nie mogę w jej sprawie zrobić, jest niezbędna.
Czy dobrze zrobiłam? Czytelnikom pozostawiam rozwikłanie dylematu, przed którym stanęłam. Dyrektor szkoły działał zgodnie z prawem – moja umowa o pracę jest na czas nieokreślony, jej kończy się z dn. 31 sierpnia br. Któraś z nas musiała ponieść konsekwencje zmian w oświacie, szkoda, że ich wydźwięk okazał się aż tak bardzo nieprzyjemny i przepełniony goryczą. W takich chwilach tylko ukochane dzieciaki, bliskie osoby mogą udzielić wsparcia, dodać otuchy i zachęcić do dalszego, ustawicznego budowania relacji z innymi.
Poczucie, że być może dnia 1 września 2016 roku spotkam się z dziećmi i ich rodzicami, którzy nie do końca marzyli o takim obrocie spraw, powoduje z jednej strony niepokój podszyty niepewnością, a z drugiej podwyższa poziom adrenaliny w organizmie, bo przecież z pewnością, nie będzie łatwo !
Pomysłu na ten artykuł dostarczyli mi rodzice uczniów, z którymi pożegnałam się 24 czerwca 2016 roku. Jak dotąd (32 lata pracy w zawodzie) nikt tak precyzyjnie nie określił, nie wyznaczył trasy, którą powinien zmierzać nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, na jakie znaki drogowe winien zważać, aby doprowadzić uczniów do celu – czwartej klasy – budząc u rodziców – nie boję się tego słowa użyć – szacunek dla wykonywanej przez siebie pracy. Nigdy nie myślałam, że można dokonać takiej ewaluacji trzyletniej pracy nauczyciela.
Pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów z „Mowy pożegnalnej”, która wywołała łzy i wzruszenie, nie tylko wychowawczyni…
„…wdzięczność za cierpliwość, życzliwość i zaangażowanie w przekazywanie naszym pociechom niezbędnej wiedzy, dobrego wychowania, współpracy w grupie, całkiem sporej grupie.”
„…ogromne poświęcenie i oddanie, za to, że była Pani z nami w chwilach naszego rodzicielskiego zagubienia, czasem nawet osamotnienia”.
„…za docenianie naszych dziewczynek i chłopców nawet za najmniejsze sukcesy, za kolorowe naklejki motywacyjne w zeszytach, za poczucie humoru, za błyskawiczne poprawianie sprawdzianów, za sukcesy w konkursach i festiwalach, za perfekcyjnie prowadzone wywiadówki.”
„Dziękujemy, że miała Pani energię jechać z taką rozwrzeszczaną gromadą na wycieczki, wspominamy wyjazdy na basen, wyjścia do kina, wspólne spacery…”.
I na koniec najważniejszy dla mnie cytat:
„Nieraz przyszło nam wspólnie dzielić chwile radosne, pełne uśmiechu i smutne, pełne rozgoryczenia i rozczarowania. Najważniejszy był jednak fakt, że zawsze mogliśmy liczyć na rozmowę z Panią, nigdy nie dała Pani odczuć, że spieszy się po wywiadówce do domu, że nie ma czasu, zawsze z każdym zamieniła parę zdań o jego dziecku”.
Tuż po zakończeniu roku szkolnego wiedziałam już, jak należy pracować z moją przyszłą już drugą klasą, żeby osiągnąć sukces, zdobyć zaufanie uczniów i rodziców. Poprzeczkę trzeba ustawić wysoko, tak, jak dotychczas, a może jeszcze wyżej? Czas pokaże!
Sądzę też, że nie należy poddawać się zwątpieniu w sukces, bo tylko wiara w swoje możliwości, poparta energią – ogromnym zaangażowaniem w pracę, chęcią doskonalenia tego co już osiągnęliśmy, na bazie zdobytej wiedzy i doświadczenia, jest ostoją i fundamentem nawet wówczas, gdy zmiany w oświacie każą myśleć inaczej.
Bądźmy więc wszyscy dobrej myśli, czego Państwu i sobie życzę na progu nowego 2016 / 2017 roku szkolnego.