Słuchać to wcale nie znaczy słyszeć i wcale nie znaczy rozumieć. A z pewnością nie oznacza, słyszeć dokładnie to, co chce przekazać Ci Twój trener. Twoja uwaga koncentruje się na wszystkim: na sąsiednim korcie, przeciwniku, kibicach, ale najmniej na skupieniu się na sobie. Jeżeli uda Ci się patrzeć na piłkę w momencie uderzenia, wcześnie odprowadzić rakietę, uderzyć piłkę od dołu i zrobić to wszystko w odpowiednim czasie, to znaczy, że walczysz z własnymi błędami i doskonalisz swoje umiejętności. I to jest ten wspaniały moment w uczeniu, kiedy łapiesz, o co na prawdę chodzi nauczycielowi. A w dodatku kiedy Twój trener daje Ci informację zwrotną o postępach, jakie robisz, zaczynasz się wznosić do gwiazd. Starasz się utrzymać koncentrację przy następnym odbiciu. Zaczynasz odbijać regularnie. Twoja stabilna gra pozwoli Ci kontrolować mecz.
Rób swoje, niezależnie od przeciwnika, wcześniej, czy później ta taktyka przyniesie efekty. Nie poddawaj się jego wpływom, nie złość się, kiedy przeciwnik zagrywa trudne, kończące piłki, on nie może Ci zabrać Twojej koncentracji nad zadaniem, które sobie wytyczyłeś. Być może okaże się, że partner gra lepiej od Ciebie. Jednak wiesz, że dzięki tej metodzie osiągasz najwyższy pułap własnych możliwości. Mecz możesz przegrać, ale mimo wszystko masz satysfakcję, że wygrałeś z własnymi słabościami. Czy satysfakcjonuje Cię wygrana z zawodnikiem, który popełnia proste błędy, a Twoje zagrania są autowe i mało zadawalające?
Jest jeszcze inna prawda: jeżeli zakładasz model walki z przeciwnikiem i nawet uda Ci się wygrać, to zawsze znajdzie się następny, który będzie lepszy od Ciebie.
Walcząc ze sobą, to Ty będziesz zawsze zwycięzcą, ale także i przegranym w tej walce, jeżeli w tej rywalizacji nie będziesz konsekwentny.
Sprawozdawca sportowy zapytał kiedyś Adama Małysza: jaką taktykę przygotował na pokonanie swoich przeciwników? Wielki sportowiec odpowiedział:
– Skupiam się na dwóch poprawnych skokach.
Nasz narodowy bohater nie walczył z przeciwnikami, walczył z własnymi słabościami. Wiedział, że wcześniej cała uwaga musi być przeniesiona na wykonanie poprawnego skoku. Metoda ta pozwoli mu osiągnąć optymalny poziom własnych możliwości. Dopiero ten wynik może być na tyle dobry, że pozwoli mu osiągnąć premiowane miejsce. Pan Adam przez całą swoją karierę był konsekwentny w swojej strategii startów w zawodach i dlatego przeszedł do historii jako wybitny sportowiec oraz wzór dla młodych adeptów skoków.
Zadaję sobie pytanie, jak zasadę walki z własnymi słabościami, a nie z przeciwnikiem przenieść do biznesu?
Biznes jest mi bliski, zajmuję się nim od ponad 20 lat. Podczas tego okresu wiele razy przeżywałem chwile wielkiej euforii i satysfakcji. Ale pamiętam także zwątpienie i przygnębienie. W biznesie jest coś szczególnego – walka o to, żeby być najlepszym. To jest właśnie ta adrenalina. Twoją sprawność, jako biznesmena potwierdzają codzienne wyniki. Ta prawda jest bolesna, ale pobudza do maksymalnego wysiłku każdego dnia. Praca ta wymaga ciągłej gotowości i zaangażowania. Stałym elementem działań biznesowych jest walka z konkurencją. Każdy z nas zajmujący się biznesem stara się stworzyć szczególny produkt i przekonać do niego naszych klientów. Nie możemy pomijać ważnej zasady rynkowej, że podaż jest większa od popytu, i w związku z tym ta sytuacja zmusza nas do walki o każdego klienta. Niektórzy tę walkę traktują wprost: analizują, w jaki sposób konkurencja prowadzi własny biznes, wyszukują jej słabości i uderzają wszędzie tam, gdzie konkurent się nie spodziewa. Starają się deprecjonować jakość towarów konkurencji przed klientami.
Być może filozofia mojego trenera byłaby sposobem na inny rodzaj rozwijania własnej firmy? Proponuję zostawić konkurencję i skupić całą swoją uwagę na doskonaleniu funkcjonowania instytucji, skupić się na odczytywaniu nowych potrzeb naszych klientów, pioniersko kreować zmiany. Nie pozwólmy, żeby sukcesy konkurencji zabierały nam energię do działania. Tak, jak zawodnik na boisku nie poddaje się presji przeciwnika, podobnie biznesmen nie może pozwolić sobie, aby konkurencja hamowała rozwój jego firmy i ograniczała osiągnięcie wyznaczonych celów. Takie podejście jest ważne dla liderów firm, ale również dla pracowników. Pokazujemy im, że można być konkurencyjnym na rynku tylko poprzez doskonalenie siebie i podnoszenie własnych umiejętności. Dajemy im wiarę, że są kowalami własnego losu. Zajmujemy się tym, na co mamy wpływ, co w konsekwencji może doprowadzić nas do sukcesu. Metoda ta ma jeszcze jedną ważną zaletę. Dzięki niej rozwijamy w sobie lepszą część naszej osobowości.
Dość powszechnym modelem wychowawczym w szkole jest wprowadzanie różnych elementów konkurencji. Jest to widoczne nie tylko w takiej dziedzinie jak sport. Nauczyciele, rodzice i uczniowie analizują oceny na tle osiągnięć innych uczniów. Przy tym założeniu w klasie zwycięzca może być tylko jeden. Czy wszyscy pozostali są przegranymi?
A może metodę mojego trenera da się przenieść na jeszcze inne dziedziny życia? Może nasi politycy chcieliby z niej skorzystać? Odsprzedam za symboliczną złotówkę