„… dasz radę, dobrze Ci idzie” – tymi słowami motywowała do dalszej jazdy na rowerze swojego kilkuletniego syna jedna z uczestniczek wycieczek rowerowych organizowanych w podwarszawskim Piasecznie.
„Chodź na rower” – bo taką nosi nazwę akcja, to cykl sześciu wycieczek rowerowych z przewodnikiem odbywających się w okresie od czerwca do września. Akcja ma na celu przybliżenie mieszkańcom Piaseczna walorów krajoznawczo-przyrodniczych okolicy, zintegrowanie ludzi o podobnych zainteresowaniach, ale co najważniejsze zachęcenie ich do aktywnego spędzenia wolnego czasu. Tempo wycieczek jest rekreacyjne, tzn. około 18 km/h, tak aby każdy – niezależnie od wieku, duży i mały, amator i zawodowiec, jeżdżący na składaku czy rowerze górskim – mógł wziąć w nich udział. Duży nacisk ze strony organizatorów kładziony jest na to, aby całe rodziny mogły wziąć udział w akcji . Dlatego wprowadzono różnicowane długości tras prowadzonych wycieczek. W czerwcu i wrześniu, kiedy najwięcej osób bierze udział w wycieczkach „Chodź na rower”, długość wyznaczonej trasy to 30-40km. Dla wielu dorosłych osób trasa o takiej długości to duże wyzwanie – a co dopiero dla dziecka. Stąd tak istotna jest odpowiednia postawa rodziców.
Niejednokrotnie miałam okazję rozmawiać z małymi uczestnikami wycieczek oraz ich rodzicami. Często spotykałam się z takim zdaniem: „trzeba jakoś wychować to młode pokolenie rowerzystów.” W organizowanych wycieczkach pojawiały się dzieci 1-2 letnie, wożone przez rodziców w specjalnym foteliku lub przyczepce, oraz te kilkuletnie 8-12 lat jadące samodzielnie na własnym rowerze. Łączył je wspólny mianownik – aktywni rodzice, którzy swoimi zainteresowaniami, pasją rowerową chcieli „zarazić” młode pokolenie.
Dzieci zazwyczaj biorą przykład ze swoich rodziców. Obserwują ich, powtarzają ruchy, czynności, zachowania. Jeżeli sami wolny dzień spędzamy na kanapie z pilotem w ręku, to trudno oczekiwać, żeby nasza pociecha chętnie uprawiała sport. Często zdanie: „weź piłkę i idź na dwór trochę pograj” odbierane jest przez dzieci jako kara a nie zaproszenie do zabawy.
Patrząc na uczestników – rodziców dwóch edycji akcji, dochodzę do wniosku, że aktywny rodzic – to aktywne dziecko. Każdy z nas jest inny, ma różne zainteresowania sportowe, formy aktywnego spędzania czasu i podobnie jest z naszymi dziećmi. Jedna osoba lubi piłkę nożną, koszykówkę, czy też inne aktywne gry sportowe, gdzie uczymy się pracy w zespole, taktyki, rywalizacji.
Inni natomiast preferują zdecydowanie spokojniejsze, bardziej indywidualne dyscypliny sportu, zapewniające kontakt z przyrodą, jak np. turystyka rowerowa, piesza czy żeglarstwo. Ważne jest, aby swoim postępowaniem dawać przykład dzieciom, wprowadzać je w aktywny świat swoich sportowych zainteresowań, wpajać im dobre nawyki sportowych zachowań (np. tata, mama rowerzysta może uczyć swoje dziecko nie tylko bezpiecznego poruszania się na drodze, ale również kultury jazdy z innymi rowerzystami) i co najważniejsze szukać w oczach dziecka iskierki. Iskierki, która jest drogowskazem do dalszej przygody z daną dyscypliną sportową.
Będąc niedawno nad Zalewem Zegrzyńskim, podczas pływania żaglówką odnalazłam taką iskierkę w oczach mojego przyszłego męża i jego siostrzeńca. Mieli w oczach „to coś”, czego nie da się opisać słowami: niesamowitą frajdę z uprawiania takiego właśnie sportu. Jeżeli chodzi o mnie, to co chwila pytałam czy daleko jeszcze do brzegu, chciałam jak najszybciej zejść z łódki na ląd. Podobało mi się, ale zdecydowanie nie jest to moja dyscyplina.I o to chyba w tym wszystkim chodzi – oni mają swoją sportową pasję – żeglarstwo, ja ma swój ukochany rower. Nikt nikogo, na siłę nie ciągnie w swoją stronę. Kiedy sami zostaniemy rodzicami, to mam nadzieję, że zapoznając dziecko ze swoimi sportowymi zamiłowaniami, odnajdziemy w jego oczach tę iskierkę. Jeśli się to nie uda, to będziemy szukać dalej – jego własnej, ukochanej dyscypliny sportu, którą wspólnie pomożemy mu odkryć.
Jedno jest pewne: od czegoś trzeba zacząć sportowe kształtowanie dziecka – od siebie samego. Aktywne dziecko to również znaczy aktywny rodzic.