Wspominaliśmy już wielokrotnie o tym, jak ważna w wychowaniu dziecka jest pozostawiona mu bezpieczna przestrzeń do popełniania błędów. Szczególnie dla młodszych dzieci jest to kwestia kluczowa. Swoboda eksperymentowania pod okiem opiekuna pozwala rozwinąć własną zdolność oceny, zrozumienia konsekwencji działań i wyboru właściwych zachowań. Młodsze dzieci mają jednak ograniczone możliwości działania, a i odkręcić konsekwencje ich eksperymentów jest stosunkowo łatwo.
Co jednak ma robić rodzic nastolatka? Czy właśnie nadzorować i karać? Kto sięgnie po książkę Michaela Foucault pod tym samym tytułem, łatwo zrozumie że kara nie jest narzędziem wychowawczym lecz narzędziem sprawowania władzy. Władza rodzica nad dzieckiem jest faktem. Na pewnym poziomie jest też do wychowania niezbędna. Jednak pomiędzy wychowaniem i władzą to od nas samych zależy który z tych dwóch elementów uznamy za kluczowy w roli rodzica. Pamiętajmy też, że władzę nad dzieckiem ostatecznie jednak utracimy, i to nieodwołalnie – z tym większym hukiem , im silniej będziemy się tej prostej prawdzie opierać.
Zamiast tego proponuję hasło inne, również nienowe – nadzorować i ufać. W miarę jak budujemy wzajemne zaufanie, ścisły nadzór stopniowo przestaje być potrzebny, a gdy już nasze dziecko stanie się dorosłym, nadzór przestanie być możliwy. Skoncentrujmy się zatem na zaufaniu, aby to właśnie ono było najtrwalszym elementem naszej relacji. W wielu domach widać bowiem wyraźnie skutki sytuacji, w której władza rodzicielska w naturalny sposób wygasła a zaufanie nigdy jej nie towarzyszyło.
Dopóki ponosimy bezpośrednią odpowiedzialność za uczynki dziecka, mamy nad nim władzę – władzę jako narzędzie, dzięki któremu możemy się z naszego obowiązku wywiązać. Skoro jednak sama władza nie wystarczy do wychowania, w miejsce nakazów i zakazów będzie nam zatem potrzebna rozmowa. Rozmowa, w której każdy wyłoży swoje racje. Rozmowa, w której okażemy sobie zrozumienie i szacunek. Rozmowa, w której wspólnie ustalimy co należy zrobić. Rozmowa, w której każda ze stron ufa, że druga wywiąże się z podjętych zobowiązań. Uwierzmy przy tym, że dziecko chce się wywiązać, chce na zaufanie zasłużyć, choć nie zawsze potrafi. Bywa, że potrzebować będzie pomocy. Nigdy jednak o nią nie poprosi, jeśli zabraknie zaufania.
Dobrą okazją na to, by dziecko nasze zaufanie odczuło, jest dopuszczenie go do sytuacji bardziej „dorosłych”, w których kontakt z otoczeniem jest autentyczny i niefiltrowany. Tak jak prawdziwy telefon, którego ojciec faktycznie używa był kiedyś bardziej atrakcyjny niż piękny – ale udawany – telefon zabawka, tak samo atrakcyjna będzie otwarta rozmowa na poważne tematy. W miejsce pytań retorycznych, na które odpowiedzi chcemy udzielić sami w celach wychowawczych, pozwólmy sobie na zadawanie pytań prawdziwych, pytań, na które nie znamy odpowiedzi, pytań, które budzą w nas autentyczne emocje.
Kiedy relację z nastoletnim dzieckiem zbudujemy w ten sposób, nie musimy obawiać się, że bałamutna książka czy nazbyt liberalny film poranią jego kruchą psychikę. Świat wystawia nas na kontakt z różnymi sytuacjami i osobami. Nie wszystkie są piękne. Nie wszystkie życzą nam dobrze. I choć naturalnym odruchem jest osłonic dziecko własna piersią przed wszelkim złem, naszym faktycznym zadaniem jest ukształtować człowieka, który tej ochrony nie będzie wymagał. Przeciwnie, będzie zdolny stawić czoła światu takiemu, jaki faktycznie jest, zachowując z nami bliskość, ale stojąc o własnych siłach. Wtedy w dziecku znaleźć możemy partnera, o ile potrafimy go w nim dostrzec i pozwolić mu dojść do głosu.