Jeszcze tylko herbata i zabieram się do sprawdzania wypowiedzi moich uczniów dotyczących potrzeb społecznych i komunikowania się. Stosik prac czeka. Jestem ciekawa, co napisali, jakie mają doświadczenia, jak bardzo otworzyli się w swoich pracach, na ile dadzą się przez nie poznać. Pierwsza wypowiedź – ładny język, spójne zdania, naukowe zwroty… hmm… nie jest to raczej język nastolatka. Po paru zdaniach mam już pewność, że uczeń nie napisał tej pracy samodzielnie. Jest mi przykro, czuję zawód. Biorę następną kartkę. Z niej też dowiaduję się masy ciekawych rzeczy – prosto jak z doktoratu magistra socjologii. Odpalam wyszukiwarkę i wpisuję co ciekawsze frazy z prac. I wszystko staje się jasne.
Połowa prac jest na „wspomagaczu” internetowym. Dwie to zbitek kilku bryków znalezionych w necie. Czuję się oszukana.
Dostępność informacji jest dziś olbrzymia. Nie dziwię się, że uczniowie korzystają z takiej pomocy. Cieszę się, że czytają. Nie potrafię tylko zrozumieć, dlaczego rezygnują z własnej inwencji, „idą na łatwiznę” i stosują plagiat. W efekcie nie rozwijają się, brakuje im łatwości wypowiedzi. Chyba jednak najsmutniejszym skutkiem jest fakt, nie potrafią się motywować i nie chcą podejmować wyzwań. Na razie są to tylko prace, lecz zachowanie staje się nawykiem. Przyzwyczajenie do jedynie odtwórczego działania, czy wręcz kopiowania będzie dla nich zgubne w przyszłości i zaowocuje brakiem kreatywności i nieumiejętnością wzięcia odpowiedzialności za swoje działania.
Warto również zaznaczyć, że wykorzystywanie poprzez kopiowanie bez zgody jest złamaniem prawa. Mówi o tym wyraźnie ustawa z 4 lutego 1994 o prawie autorskim i prawie powszechnym. Taka praktyka jest traktowana jako przywłaszczenie sobie cudzego mienia i jako taka – karalna. Plagiatem nazwiemy nie tylko skopiowanie całego utworu, ale także jego części z przywłaszczenie sobie autorstwa. Na uczelniach wyższych funkcjonuje od wielu lat program antyplagiatowy, w którym są sprawdzane wszystkie prace. Polskiej szkole daleko do wprowadzenia jednolitego systemu sprawdzania prac domowych. Wiąże się to z problemem istnienia i funkcji pracy domowej w ogóle, dużej jej ilości, braku odpowiedniego sprzętu w szkołach i wyszkolenia kadry. Warto jednak na własną rękę podjąć działania, które pozwolą na kontrolowanie prac uczniów. W Internecie znaleźć można pomocne programy, czasem też wystarczy wpisać część frazy, która budzi nasze zastrzeżenia.
Dużo bardziej zalecam jednak, takie zmotywowanie naszych podopiecznych oraz wykazanie się inwencją pedagogiczną, aby zdecydowali się sięgnąć do własnych pokładów kreatywności tylko wspomaganych przez „Wujka Google”, zamiast tracić czas na przepisywanie i kopiowanie cudzych pomysłów.