Rodzice dorastający w latach osiemdziesiątych (i wcześniej) doskonale pamiętają długie przerwy, podczas których biegło się do pobliskiego sklepiku po oranżadę w proszku czy ciepłą drożdżówkę; pamiętają „zrywanie się” z wf-u i bieganie po pobliskich łąkach… Dzisiejsze szkoły w znaczącej większości nie pozwalają na budowanie takich wspomnień. Część rodziców skarży się, że szkoły zaczynają przypominać fortece czy twierdze: z ochroną, monitoringiem, zamkami w drzwiach, domofonem, z brakiem możliwości opuszczenia budynku w trakcie trwania lekcji… Czy nie przesadzamy? Dlaczego odbierać naszym dzieciom możliwość drobnych zakupów w pobliskim sklepie czy spaceru po okolicy, skoro sami takie możliwości mieliśmy? Z jednej strony wiemy, że wszystkie te obostrzenia mają na celu zwiększenie bezpieczeństwa dzieciaków, z drugie jednak zadajemy sobie czasem pytanie – czy szkoła na posuwa się za daleko?
Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta – świat, w którym dorastają nasze dzieci, znacząco różni się od tego, w którym dorastaliśmy my. Sama uśmiecham się z rozrzewnieniem, czytając obiegające Internet opisy dzieciństwa w latach 80-tych, z jazdą samochodem bez pasów i rowerem bez kasku, z bieganiem samopas po bezdrożach i jedzeniem niemytych jagód… A jednak swoim dzieciom zakładam kaski i zapinam pasy. Dlaczego? Bo kiedy ja byłam mała, samochodów na drogach było kilkakrotnie mniej niż dziś, a prędkości, które rozwijały, według dzisiejszych standardów były śmieszne. Bo kiedy bawiliśmy się grupą na podwórku i ktoś dorosły zauważył, że robimy coś złego – wkraczał z reprymendą, niezależnie od tego, czy był rodzicem czy nie. Bo żyliśmy w większym poczuciu wspólnoty społecznej, ale przede wszystkim w spokojniejszym i chyba jednak bezpieczniejszym świecie. A przecież pamiętam przerażanie i szok, gdy w dniu zakończenia roku szkolnego w którejś z ostatnich klas podstawówki obiegła nasze miasteczko wieść o śmierci koleżanki z równoległej klasy pod kołami samochodu…
Podobno „Polak mądry po szkodzie”. Szkoły dokładają starań, aby do tej szkody nie dopuścić. W dzisiejszym świecie wiąże się to czasem z ograniczaniem swobody poruszania się naszych dzieci w czasie trwania zajęć lekcyjnych. To czas, kiedy pełną odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo naszych pociech przejmują nauczyciele. To oni decydują, jakie środki są potrzebne, aby mogli się ze swojej odpowiedzialności wywiązać. I niestety żadne działania z naszej strony – na przykład pismo, w którym „wyrażamy zgodę na korzystanie przez nasze dziecko ze sklepu po drugiej stronie ulicy” nie zdejmie z nauczycieli tej odpowiedzialności. Gdyby coś się stało – nawet jeśli my nie będziemy mieć do nauczycieli pretensji, będą oni ścigani z urzędu. Warto wziąć pod uwagę, że zawód nauczyciela, oprócz ogromnej wagi związanej z przekazywaniem wiedzy i wychowaniem, wiąże się również z ogromną odpowiedzialnością. Wspierajmy więc nauczycieli w ich wysiłkach dbania o bezpieczeństwo naszych dzieci. Bądźmy mądrzy PRZED szkodą.