Będąc studentką biegałam do teatru co najmniej dwa razy w miesiącu. Nawet kiedy bilety były drogie, zawsze można było liczyć na upolowanie wejściówek i siedzenie z wypiekami na twarzy na schodach, oglądając ulubionych aktorów z bardzo bliska. To był fantastyczny czas!
Niedługo później zostałam mamą i na jakiś czas „wylogowałam się” z życia w ogóle, a życia kulturalnego szczególnie. Dla większości rodziców małych dzieci dylemat: „pospać dwie godziny dłużej czy iść do teatru?” nie jest tak naprawdę dylematem – wybór jest prosty…
Na szczęście jednak dzieci rosną, a życie rodziców powoli wraca do normy. Znów zaczyna się myśleć o ulubionym aktorze, chciałoby się zobaczyć sztukę recenzowaną we wszystkich gazetach.. Tu jednak pojawia się problem. Zorganizowanie wyjścia obojga rodziców w przypadku posiadania więcej niż jednego dziecka stanowi spore wyzwanie, nie wszyscy mają na miejscu babcie czy ciocie chętne do zaopiekowanie się progeniturą, nie wszędzie łatwo znaleźć „babysitter”, która od okazji do okazji zorganizuje czas naszym dzieciom podczas naszego wyjścia.
Na szczęście zdarzają się instytucje, które wychodzą naprzeciw potrzebom widzów – rodziców. Ze sporym zainteresowaniem przeczytałam ostatnio o inicjatywie jednego z warszawskich teatrów, który w czasie trwania popołudniowej sztuki organizuje warsztaty dla dzieci w różnym wieku – zarówno maluchów (3-5 lat) jak i starszych. Dzieci zapoznają się z teatrem, rozwijają się kulturalnie, przygotowują do obcowania ze sztuką, kiedy podrosną, spotykają się z rówieśnikami – a rodzice w tym czasie oglądają ulubiony spektakl. Pomysł doprawdy doskonały i godny naśladowania – miejmy nadzieję, że „zarażą się nim” inne teatry, nie tylko stołeczne…
Na szczęście można również iść do teatru z dzieckiem! Dopóki jest małe, oferta spektakli jest naprawdę bogata: repertuar klasyczny i nowoczesny, spektakle kukiełkowe i aktorskie, również takie z udziałem widzów. Granie dla dzieci wymaga niezwykłych umiejętności – każdy rodzic wie, że maluch jest niezwykle surowym krytykiem i jeśli coś mu się nie podoba, to nie owija w bawełnę tylko głośno protestuje; w związku z tym wybierając się na spektakl grany już od jakiegoś czasu możemy być pewni, że i my, i dziecko będziemy się dobrze bawić.
Trudniej jednak znaleźć sztukę, na którą można zabrać nastolatka. Sztuki dla widzów dorosłych mogą okazać się jeszcze zbyt ambitne, sztuki dla dzieci – zbyt trywialne. Ja sama chciałam zabrać synów na spektakl z klasycznego repertuaru – niestety coraz trudniej znaleźć je w teatrach, szczególnie w tradycyjnej aranżacji. A ja wolałabym, aby pierwsze spotkanie chłopców z Hamletem nie było spotkaniem z „hamletem WEDŁUG szekspira”…
Niemniej jednak na pewno warto szukać, warto próbować, warto zachęcać. Jeśli nawet spotkanie z Melpomeną nie będzie całkowitym sukcesem – może stanowić wstęp do ciekawych dyskusji oraz do poszukiwań tego, co dziecku w teatrze się podoba. Niech kontakt naszej latorośli z kulturą nie ogranicza się do kina i gier komputerowych – nic bowiem nie może równać się z tym niezwykle intymnym, osobistym i głębokim doświadczeniem, jakim jest oglądanie spektaklu w teatrze…