Uniwersytet Trzeciego Wieku kojarzył mi się zawsze ze starością, z ostatnim etapem życia, z azylem dla ludzi starszych, którzy za wszelką cenę poszukują sobie miejsca w społeczeństwie, nie godząc się na starość. Nie był dla mnie, do niedawna, miejscem, gdzie odnalazłabym siebie, gdzie czułabym się dobrze. Ani przez chwilę nie widziałam siebie w tym środowisku.
Przyszedł czas, kiedy trzeba było pożegnać się z pracą i z ludźmi, wśród których czułam się dobrze.
Nagle wolnego czasu dostałam w nadmiarze. Nie wiedziałam, co z nim począć. Mieszkam sama, więc obowiązków jakby nie za wiele. Rozpoczęłam od porządkowania różnych spraw, na które wcześniej czasu brakło. Nawiązałam bliższe kontakty z rodziną rozsianą po całym kraju. W bibliotece przeczytałam wszystkie książki, które miałam spisane od dawna w notesie. Wiele czasu poświęcałam słuchaniu muzyki. Oglądałam stare filmy, głównie reżyserów europejskich, także filmy przyrodnicze. A więc wydawałoby się, że czas spędzam w miarę racjonalnie. A jednak pozostawała jakaś pustka, brakowało mi ludzi do rozmowy, do zwykłego przebywania razem, dyskusji na interesujące mnie tematy. I tak to trwało cztery lata.
Moja młodsza koleżanka, od niedawna emerytka na tzw. „wcześniejszej emeryturze”, latem ubiegłego roku zagadnęła mnie, jak sobie radzę z wolnym czasem i może byśmy tak zapisały się na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Wprawdzie gdzieś tak, w zakamarkach mózgu taka myśl mi prześwitywała, ale jak wcześniej pisałam, stosunek do Uniwersytetu Trzeciego Wieku miałam negatywny. Trzeba było dużo wysiłku (tak sądzę) z jej strony, aby mnie przekonać do tego pomysłu. Pewien wpływ miała także inna moja koleżanka, która już drugi rok jest słuchaczką Uniwersytetu, i jak się dowiaduję, bardzo aktywnie uczestniczy w jego życiu.
We wrześniu ubiegłego roku podjęłam decyzję i zapisałam się wraz z przyjaciółką na „rok wstępny”. I była to bardzo dobra decyzja.
Już po pierwszym zetknięciu się z wykładowcami i słuchaczami Uniwersytetu moje poglądy na ten temat legły w gruzach. Jestem wśród ludzi o podobnych zainteresowaniach, słuchacze są moimi rówieśnikami. Wykłady są bardzo interesujące. Świetni wykładowcy. Koleżanki i koledzy sympatyczni i wcale niestarzy. Powoli nawiązały się bliższe kontakty i każdy dzień bez wykładów jest dniem straconym. Dlatego w przyszłym roku zamierzam zapisać się na lekcje języka angielskiego oraz na wykłady o sztuce i kulturze europejskiej, a także na seminarium wiedzy o sztuce. To tyle tytułem wytłumaczenia, dlaczego postarałam się o przyjęcie na Uniwersytet.
Chciałabym powiedzieć Ci coś więcej na temat pierwszego roku mojego „studiowania”. Jak już wcześniej pisałam, zainteresowało mnie seminarium wiedzy o kulturze. Wykłady dotyczą muzyki, malarstwa, poezji, teatru. Kierownictwo Uniwersytetu postarało się o wspaniałych wykładowców, którzy w sposób profesjonalny, a jednocześnie przystępny, przybliżyli nam lub poszerzyli naszą wiedzę na tematy, które wymieniłam. Każdego wtorku biegam na wykłady z dziedziny sztuki. Wiesz, jak bardzo, interesowało mnie malarstwo, szczególnie impresjonizm, więc rozumiesz, jak ważne były dla mnie te zajęcia. Obserwowałam moich „współsłuchaczy” i widziałam, że oni również są ogromnie zainteresowani wykładami. Bardzo żałuję, że w przyszłym roku tych zajęć nie będzie, przewidziano je wyłącznie dla słuchaczy roku zerowego. Zapiszę się więc na seminarium wiedzy o sztuce.
Poza wykładami z „wiedzy o kulturze” uczestniczę także w zajęciach, ogólnie nazwanych Bliżej współczesności, na których zapoznano nas z zawiłościami telefonów komórkowych, komputerów, a także umiejętnego wczytywania się w umowy z bankami. Ponadto każdego poniedziałku mamy wykłady o bardzo różnorodnej tematyce, od psychologii po astronomię. W poniedziałki również, w godzinach przedpołudniowych, mamy spotkania integracyjne, które prowadzi z nami kierownik naszego Uniwersytetu. Pani doktor stara się, abyśmy się lepiej poznali, aby nawiązały się między słuchaczami przyjaźnie. Po prostu, abyśmy wiedzieli o sobie więcej. Wykłady prowadzi także pani psycholog, która uczyła nas pięknego prowadzenia rozmowy, słuchania innych.
Jak widzisz, wykłady na roku wstępnym mam ciekawe i jestem głęboko wdzięczna wszystkim, którzy tworzyli Uniwersytet Trzeciego Wieku, wykładowcom i organizatorom, dzięki którym czas spędzam ciekawie, interesująco, mam inne spojrzenie na moje przeżyte już lata, a życie na emeryturze przestało być stresujące.
Z całą szczerością mogę powiedzieć, że całe cztery lata zmarnowałam, trwając w niewytłumaczalnym przekonaniu, że Uniwersytet Trzeciego Wieku to nie dla mnie.
Nie martw się więc o mnie, znalazłam swoje miejsce, nowych przyjaciół, czasu nie spędzam na frustrującym rozmyślaniu o przemijaniu i lęku przed ostatecznością.
Jadwiga Kujawa