Zauważmy, że niewiele mamy w roku miesięcy i momentów, które w aż tak duży sposób zwracają uwagę na sprawy duchowe i magiczne. Listopad to czas, kiedy obchodzimy święta Wszystkich Świętych, zmarłych oraz Zaduszki, a także Święto Niepodległości. To także okres dawnych wróżb i wierzeń w wędrówki dusz zmarłych. Listopad ze swoją aurą niewątpliwie sprzyjał oderwaniu się od spraw przyziemnych i skłaniał do zastanowienia się nad tym, co metafizyczne.
W dawnych czasach nasi przodkowie obchodzili święta zmarłych zarówno jesienią jak i na wiosnę, lecz również przy innych okazjach pamiętano o rodzinnych zmarłych. Słowianie wierzyli w podział na zaświaty górne i dolne. Te pierwsze miały związek z bóstwami niebiańskimi, tymi drugimi miał władać Bies. I tak Zaduszki wiosenne odbywały się ku czci zaświatów górnych, natomiast jesienne – dolnych. Istniała również kraina zwana Świętym Gajem, gdzie dusze miały odpoczywać i goić się, przygotowywać do dalszej drogi. Zaduszki pogańskie zawierały w sobie nie tylko wspomnienie zmarłego, ale niemalże zawsze posiłek, który odbywał się w gronie najbliższych przy grobie. Nawet w czasach chrześcijańskich jedzenie pozostawiano na cmentarzu, aby i zmarły mógł się pożywić i zaopatrzyć na drogę w zaświaty. Rozpalano również ogniska, aby przybyłe dusze mogły się ogrzać, oraz by chronić się od wyjątkowo aktywnych w tym czasie upiorów i sił nieczystych. Wierzono powszechnie, że w tych godzinach bliscy nam zmarli przychodzą do nas. Taką okazję prócz Zaduszek zmarli mieli jeszcze w wigilię Bożego Narodzenia, lecz są to późniejsze wierzenia. Dlatego pozostawiano uchylone okna, a na stole chleb, często ze znakiem krzyża, gorzałkę, a także kutię czy pierogi. Wszystkie te specjały przygotowywane były właśnie dla zmarłych, aby mogli się pożywić. Należy zwrócić uwagę na magiczne znaczenie części składników: maku, miodu, pszenicy, grochu. Kolejnego dnia zanoszono je na groby i tam pozostawiano. W późniejszych wiekach obdarowywano jedzeniem i datkami także osoby ubogie, a zwłaszcza tzw. dziadów kościelnych, czyli ludzi bożych, którzy ofiarowywali za jałmużnę modlitwę. Wierzono, że modły takiego człowieka zostaną na pewno wysłuchane.
Oczywiście nie można pominąć obrzędu Dziadów, czyli przywoływania duchów przodków oraz dusz błąkających się i oczekujących modlitwy oraz strawy. W tzw. Uczcie Dziadowskiej u Słowian mogli brać udział tylko starcy, a przewodniczył jej gęślarz, czyli starzec w masce kozła, stąd nazywano ją również ucztą kozła. To wtedy również dusze miały wędrować z jednych zaświatów do drugich a ludzie żyjący mieli im w tym pomagać. Warto wspomnieć, że nasi słowiańscy przodkowie wierzyli w reinkarnację wśród rodzin, dlatego zależało im na przeprowadzeniu dusz a dokonywać mieli tego właśnie starcy podczas dziadów. Cała uroczystość miała trwać do wschodu słońca i kończyła się paleniem ognisk na grobach najbliższych. W czasach chrześcijańskich wierzono, że cmentarze w noc przed Zaduszkami miały być miejscem procesji zmarłych oraz ich mszy. Było to powszechne mniemanie na terenach polskich.
Dawnych obrzędów nie udało się wyplenić Kościołowi, który już w IX wieku ustanowił 1 listopada dniem wspominającym wszystkich świętych zmarłych. Sto lat później ustanowiono Dzień Zaduszny, czyli dzień modlitw za wszystkich zmarłych. Pomimo to przyzwyczajenia pogańskie, zwłaszcza na terenach polskich, były bardzo żywe nawet przez kolejnych kilka wieków. W wieku XIX, a nawet na początku XX, w wielu regionach, zwłaszcza wschodnich, na rozstajach dróg i w pobliżu cmentarzy płonęły jeszcze ogniska.