NASZE DZIECI BĘDĄ ŻYĆ KRÓCEJ

Dziś wiemy, że za pięćdziesiąt lat nasze społeczeństwo będzie schorowane i otyłe. Wszystko przez brak ruchu. Jak można zaradzić temu zjawisku, zastanawia się Wojciech Turewicz
Mieszkam w pobliżu ekskluzywnej szkoły, w której nauczanie odbywa się w języku angielskim. Jest to placówka, do której uczęszczają głównie dzieci dyplomatów. Od kilku lat jestem świadkiem porannych awantur rodziców przywożących swoich podopiecznych do szkoły. Ich zasada jest prosta: podjechać jak najbliżej wejścia do budynku, powiem złośliwie, najlepiej prawie pod same drzwi. Z mojej obserwacji wynika, że w taki sposób postępuje większość nich. Pomijając te wszystkie utrudnienia i łamanie przepisów drogowych, sytuacja ta uświadomiła mi zgoła inny problem – małą aktywność fizyczną dzieci dzisiejszego pokolenia.
Cofając się kilkadziesiąt lat, młodzież spędzała czas na osiedlowych podwórkach i we wszystkich miejscach dla nich dostępnych, czasem nawet zabronionych. Było dużo wrzawy, podeptanych trawników, wybitych szyb, ale dzieci na brak ruchu nie mogły narzekać. W ostatnich kilkunastu latach sytuacja radykalnie się zmieniła. Podwórka ucichły, są bardzo ładnie zagospodarowane, ale brak jest na nich bawiących się dzieciaków. Odkryłem z przerażeniem, że także i na ulicach można spotkać jedynie osoby dorosłe. Obrazek wędrujących do szkoły dzieci przeszedł już do historii.
Z badań wynika, że w krajach rozwiniętych pieszo do szkoły chodzi niestety tylko ok. 30% uczniów. Wszyscy pozostali są wożeni przez rodziców. Zjawisko to ma swoje konsekwencje: dzieci stają się mniej zaradne i są coraz bardziej wyizolowane ze swojego środowiska. Okazuje się, że ze względu na minimalną aktywność naszych dziesięciolatków, ich pokolenie będzie żyło około pięciu lat krócej. Informacja ta jest szokująca. Społeczeństwo, które poradziło sobie z biedą, opieką lekarską, z dostępem do edukacji i kultury, a także przyczyniło się do wzrostu długości życia ludzi na naszym kontynencie, stoi przed nowym problemem: jak poradzić sobie z obniżającą się długością życia ze względu na brak aktywności fizycznej?
Minister sportu obiecuje nam, że zajmie się tym problemem i wyciągnie dzieci z domów i szkół, żeby zwiększyć ich aktywność fizyczną – z nadzieją czekamy na efekty. Zastanawiam się, czy ten problem dotyczy tylko naszego społeczeństwa? Ostatnio analizowałem materiał na temat nowej koncepcji wychowania fizycznego w zjednoczonej Europie. Problem sportu dziecięcego został również poruszony w Traktacie Lizbońskim, co świadczy o tym, jak wiele wagi w kulturze europejskiej przywiązuje się do aktywności fizycznej. Z przeprowadzonych badań wynika, że nie ma istotnych różnic w podejściu do wychowania fizycznego w poszczególnych krajach Unii, z pewnymi małymi wyjątkami. Nowością jest podejście Finlandii, która wprowadziła edukację zdrowotną jako przedmiot obowiązkowy. Odwołując się do moich lat szkolnych pamiętam,  jak mój nauczyciel matematyki robił nam przerwy na proste zabawy ruchowe. Było to dużym uatrakcyjnieniem lekcji. Okazuje się, że w Słowenii jest to rozwiązanie systemowe. Nauczyciele robią przerwę na odrobinę ruchu. Nazwano to minutą dla zdrowia. Również i w naszym systemie klasowo-lekcyjnym wykorzystujemy tę formę regeneracji.
W przytoczonych wyżej badaniach analizowano także liczbę godzin, jaką spędza młodzież w ciągu roku na lekcjach WF. I tu występuje spora rozbieżność. Np. uczniowie w Hiszpanii na lekcjach WF spędzają ok. 40 godzin, natomiast we Francji ok. 110. Wynika z tego,  że nie we wszystkich krajach sport w szkołach postrzegany jest na równi z innymi przedmiotami. Badania te pokazały również, że od 2006 roku nie dokonano zasadniczych zmian w podejściu do wychowania fizycznego. Czy kryzys ekonomiczny w Europie i wszystkie z nim związane konsekwencje powodują, że sprawy istotne, ale odległe odkładamy na przyszłość?
Zadaję sobie pytanie: co może być ważniejsze od długości życia naszych obywateli? Problem występuje dzisiaj, choć efekty tych zaniedbań zobaczymy za 50 lat, ale wtedy już trzeba będzie wydawać ogromne pieniądze na zmniejszenie skutków tego zjawiska. Dlatego warto już teraz zająć się sprawnością naszych uczniów. Gdyby rodzice dostrzegli, ile korzyści przynosi wspólne uczestniczenie w zabawie i zajęciach sportowych, a władze w sposób systemowy zajęły się tym problemem, wtedy taki model rozwiązania będzie zdecydowanie tańszy i świadczyć będzie o naszym myśleniu perspektywicznym.
Zdecydowałem się poruszyć ten problem ze względu na zbliżające się wakacje. Możemy je spędzić przed komputerem, albo aktywnie na świeżym powietrzu z rówieśnikami lub rodzicami. Współczesna cywilizacja oczekuje od nas nieograniczonych możliwości intelektualnych – to prawda i trudno z tym dyskutować. Należy jednak pamiętać o starej maksymie: „W zdrowym ciele zdrowy duch”.

Mieszkam w pobliżu ekskluzywnej szkoły, w której nauczanie odbywa się w języku angielskim. Jest to placówka, do której uczęszczają głównie dzieci dyplomatów. Od kilku lat jestem świadkiem porannych awantur rodziców przywożących swoich podopiecznych do szkoły. Ich zasada jest prosta: podjechać jak najbliżej wejścia do budynku, powiem złośliwie, najlepiej prawie pod same drzwi. Z mojej obserwacji wynika, że w taki sposób postępuje większość nich. Pomijając te wszystkie utrudnienia i łamanie przepisów drogowych, sytuacja ta uświadomiła mi zgoła inny problem – małą aktywność fizyczną dzieci dzisiejszego pokolenia.

Cofając się kilkadziesiąt lat, młodzież spędzała czas na osiedlowych podwórkach i we wszystkich miejscach dla nich dostępnych, czasem nawet zabronionych. Było dużo wrzawy, podeptanych trawników, wybitych szyb, ale dzieci na brak ruchu nie mogły narzekać. W ostatnich kilkunastu latach sytuacja radykalnie się zmieniła. Podwórka ucichły, są bardzo ładnie zagospodarowane, ale brak jest na nich bawiących się dzieciaków. Odkryłem z przerażeniem, że także i na ulicach można spotkać jedynie osoby dorosłe. Obrazek wędrujących do szkoły dzieci przeszedł już do historii.

Z badań wynika, że w krajach rozwiniętych pieszo do szkoły chodzi niestety tylko ok. 30% uczniów. Wszyscy pozostali są wożeni przez rodziców. Zjawisko to ma swoje konsekwencje: dzieci stają się mniej zaradne i są coraz bardziej wyizolowane ze swojego środowiska. Okazuje się, że ze względu na minimalną aktywność naszych dziesięciolatków, ich pokolenie będzie żyło około pięciu lat krócej. Informacja ta jest szokująca. Społeczeństwo, które poradziło sobie z biedą, opieką lekarską, z dostępem do edukacji i kultury, a także przyczyniło się do wzrostu długości życia ludzi na naszym kontynencie, stoi przed nowym problemem: jak poradzić sobie z obniżającą się długością życia ze względu na brak aktywności fizycznej?

Minister sportu obiecuje nam, że zajmie się tym problemem i wyciągnie dzieci z domów i szkół, żeby zwiększyć ich aktywność fizyczną – z nadzieją czekamy na efekty. Zastanawiam się, czy ten problem dotyczy tylko naszego społeczeństwa? Ostatnio analizowałem materiał na temat nowej koncepcji wychowania fizycznego w zjednoczonej Europie. Problem sportu dziecięcego został również poruszony w Traktacie Lizbońskim, co świadczy o tym, jak wiele wagi w kulturze europejskiej przywiązuje się do aktywności fizycznej. Z przeprowadzonych badań wynika, że nie ma istotnych różnic w podejściu do wychowania fizycznego w poszczególnych krajach Unii, z pewnymi małymi wyjątkami. Nowością jest podejście Finlandii, która wprowadziła edukację zdrowotną jako przedmiot obowiązkowy. Odwołując się do moich lat szkolnych pamiętam,  jak mój nauczyciel matematyki robił nam przerwy na proste zabawy ruchowe. Było to dużym uatrakcyjnieniem lekcji. Okazuje się, że w Słowenii jest to rozwiązanie systemowe. Nauczyciele robią przerwę na odrobinę ruchu. Nazwano to minutą dla zdrowia. Również i w naszym systemie klasowo-lekcyjnym wykorzystujemy tę formę regeneracji.

W przytoczonych wyżej badaniach analizowano także liczbę godzin, jaką spędza młodzież w ciągu roku na lekcjach WF. I tu występuje spora rozbieżność. Np. uczniowie w Hiszpanii na lekcjach WF spędzają ok. 40 godzin, natomiast we Francji ok. 110. Wynika z tego,  że nie we wszystkich krajach sport w szkołach postrzegany jest na równi z innymi przedmiotami. Badania te pokazały również, że od 2006 roku nie dokonano zasadniczych zmian w podejściu do wychowania fizycznego. Czy kryzys ekonomiczny w Europie i wszystkie z nim związane konsekwencje powodują, że sprawy istotne, ale odległe odkładamy na przyszłość?

Zadaję sobie pytanie: co może być ważniejsze od długości życia naszych obywateli? Problem występuje dzisiaj, choć efekty tych zaniedbań zobaczymy za 50 lat, ale wtedy już trzeba będzie wydawać ogromne pieniądze na zmniejszenie skutków tego zjawiska. Dlatego warto już teraz zająć się sprawnością naszych uczniów. Gdyby rodzice dostrzegli, ile korzyści przynosi wspólne uczestniczenie w zabawie i zajęciach sportowych, a władze w sposób systemowy zajęły się tym problemem, wtedy taki model rozwiązania będzie zdecydowanie tańszy i świadczyć będzie o naszym myśleniu perspektywicznym.

Zdecydowałem się poruszyć ten problem ze względu na zbliżające się wakacje. Możemy je spędzić przed komputerem, albo aktywnie na świeżym powietrzu z rówieśnikami lub rodzicami. Współczesna cywilizacja oczekuje od nas nieograniczonych możliwości intelektualnych – to prawda i trudno z tym dyskutować. Należy jednak pamiętać o starej maksymie: „W zdrowym ciele zdrowy duch”.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *