Są ludzie, którzy nie chcą zrezygnować ze swojego nieszczęścia. I to jest toksyczne – mówi Katarzyna Miller. Mając smutne życie, można się czymś wyróżnić, jest o czym opowiadać. Takie osoby mogą sprawiać tylko wrażenie, że chcą zmian, ale jeżeli dostają szansę, to natychmiast znajdują powody, dlaczego nie mogą z niej skorzystać. Nie przyjmując pomocy, są na swoim gruncie, mają poczucie dumy i siły, bo znoszą taki ciężki los, który ich spotkał. Człowiek, który chce coś dać takiej osobie, może być potraktowany jak wróg i bardzo się zdziwić. Stan polepszenia nie jest wcale pożądany. Jeżeli nie mogę narzekać, to muszę się wziąć w garść i coś zrobić. Znacznie łatwiej jest jednak nie robić nic, po prostu wytrzymywać obecny stan.
Nieszczęście posiada bowiem kilka pozytywów:
- „Jest mi tak źle, że nikt mnie już nie skrzywdzi”;
- „Jestem słaba, więc nie trzeba mnie atakować”;
- „Mam święty spokój”;
- „Mogę usprawiedliwić swoje zachowanie, nałogi, słabości, nicnierobienie, rezygnację, wady i to, że nie dbam o siebie i innych”;
- „Nigdy nie będę mieć tego, co inni, więc nie ma sensu próbować”;
- „Lepsze totalne nieszczęście niż przeciętność”;
- „Czuję się bezpieczna, będąc w takiej sytuacji”;
- „W mojej historii są dramatyzm i romantyzm”;
- „Będą mnie podziwiać za to, że tyle wytrzymuję”;
- „Nikt nie będzie mi niczego zazdrościł”;
- „Mam poczucie wyższości nad innymi z powodu mojego nieszczęścia”.
Dalsza cześć tekstu i źródło: https://zwierciadlo.pl/psychologia/355806,1,pielegnowanie-wlasnego-nieszczescia-jest-toksyczne–mowi-katarzyna-miller.read?fbclid=IwAR3WmbaBgU0Nq_IpefjLCUgF5B_L5RnlzRGE3eVA1RuInbmXMUNO1JrciDc