W zasadzie na podstawie regulacji prawnych można stworzyć zarys – i to bardzo szczegółowy – tego, czego powinno się od rodziców wymagać oraz czego oni mogą oczekiwać od szkoły, jej pracowników, całego systemu edukacji. Czy jednak podejście czysto jurydyczne wyczerpie problem roli rodzica w szkole – nie zadań, nie obowiązków, nie praw, ale właśnie roli rodzica?
Sam zapis ujęty w statucie placówki oświatowej dotyczący organizacji i form współdziałania szkoły z rodzicami w zakresie nauczania, wychowania, opieki i profilaktyki nie wyczerpuje zazwyczaj istoty refleksji nad zagadnieniem roli rodzica. Zapis powinien być obecny w statucie każdej szkoły na podstawie wspomnianych wyżej dokumentów. Jednak dopóki rola rodzica w szkole sprowadzana jest tylko do zadań i obowiązków, a współpraca rozumiana jest jako dostosowanie się do wymagań szkoły, dopóty kryzys w relacji rodzic-szkoła będzie coraz głębszy.
Rodzice współcześni są bardzo zróżnicowani. Jedna grupa to rodzice świadomi, którzy coraz więcej wymagają od szkoły, widzą niedociągnięcia systemowe, kadrowe, naukowe, wychowawcze. Są oni skłonni do zaangażowania, aby zmieniać wizerunek szkoły, wspierać nauczycieli lub z nimi się spierać; potrafią więc walczyć z ułomnościami systemu i osób go tworzących. Druga grupa to rodzice niezainteresowani tym, co dzieje się w szkole. Posyłają do niej dzieci, które mają być w placówce objęte stosowną opieką, wychowane i nauczone. Tym rodzicom bardziej zależy na tym, aby po prostu szkoła nie chciała od nich za wiele, a najlepiej nic. Trzecią grupą są rodzice z różnymi trudnościami, którzy i tak już doświadczeni kolejami życia, traktują szkołę jako dodatkowy obowiązek lub oczekują od niej wsparcia posuniętego do granic wyręczania w tym, co tylko możliwe.
Sami nauczyciele są też bardzo niejednorodnym środowiskiem: ze względu na staż pracy, własne doświadczenia ze szkołą, rodzaj placówki, w której pracują, wysokość uposażenia, system wartości i światopogląd, czy w końcu przygotowanie do zawodu i roli wychowawcy. Różni nauczyciele mają zatem różne oczekiwania względem samych siebie i odmienną wizję współpracy z rodzicami.
Mnożyć by można przykłady płaszczyzn, na których rozmijają się niejednokrotnie oczekiwania rodziców i szkoły, a co za tym idzie, trudno o pełną i dobrą współpracę. Publiczna debata wokół podwyżek dla nauczycieli ukazuje raczej frustrację tym zawodem niż podziw i szacunek społeczny. Coraz większa liczba uczniów z opiniami z poradni psychologiczno-pedagogicznych i orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego skłania władze oświatowe do objęcia w procesie nauczania kierunku indywidualizacji w miejsce kształcenia ogółu zespołu klasowego. Nie pomaga w tym również reforma edukacji – zresztą kolejna w dość krótkim czasie. Destabilizuje ona rynek pracy nauczycieli, wprowadza niepokój u rodziców i uczniów, co również nie sprzyja budowaniu dobrych relacji.
Relacja to właściwie jedyny ważny fundament, na którym zarówno proces nauczania, jak i uczenia się, a także wychowania ma szansę się oprzeć i dzięki niej przebiegać bez zakłóceń, spokojnie zmierzać ku wyznaczonym horyzontom.
Właśnie relacja, trwanie we wzajemnych dobrych stosunkach opartych na szacunku, zrozumieniu, chęci współpracy, umiejętnościach komunikacyjnych, empatii oraz dobrze ugruntowanej wiedzy pozwala obu stronom podejść do siebie nawzajem nie z perspektywy bilansu księgowego, czyli w ujęciu zysków i strat, czy stróża prawa, który ustala, kto jest winny, a następnie jak winien być ukarany. Relacja pozwala na stworzenie zespołu ludzi, którzy współpracując, są w stanie osiągnąć wiele więcej, niż gdyby każdy z nich z osobna pracował na, wydawało się z góry zaplanowany, ten sam efekt.
Spojrzenie zatem na rolę rodzica w szkole bardziej powinno skupiać się na wymianie wiadomości, mechanizmach współpracy, świadomym zakresie obowiązków, czy w końcu na zrozumieniu, że jesteśmy ogniwami pewnej całości.