Zakasać rękawy

Jak to jest, kiedy planujesz, budujesz, spędzasz nad swoim projektem dużo czasu, godzinami rozmyślasz, konsultujesz, decydujesz się na wprowadzenie jej w życie i nagle twoja praca zostaje zniszczona?

Zniszczenie następuje nie na etapie samego projektu ale już na etapie wykonania. Osobiście czułam duże rozczarowanie i złość, nie wiem która z emocji była silniejsza. Trwało to tyle czasu, że przez dłuższy okres nie mogłam podjąć żadnych działań związanych z próbą odbudowy mojego przedsięwzięcia. 

W tym roku postanowiłam podjąć starania rekonstrukcji mojego ogrodu, który został dwa lata temu latem zatopiony, a co się z tym wiąże,  zostały zniszczone moje wszystkie rośliny, moja praca, starania ale przede wszystkim i moje chęci.

Do tej pory, jakiekolwiek próby zaplanowania na nowo kącika ogrodowego były przeze mnie odrzucane. Wspomnienie tamtych strat wywołało u mnie strach przed kolejnymi staraniami i podjęciem kolejnej próby zagospodarowania wszystkiego od nowa. 

Jednak powoli, po półtora roku podjęłam próbę zaaranżowania wszystkiego od początku. Doszłam do wniosku, że główny problem stanowi zabezpieczenie  przed ewentualnymi stratami, zatem abym mogła w przyszłości cieszyć się pięknym ogrodem, muszę ochronić go przed tym, co już miało miejsce – przed ewentualnym zalaniem w czasie roztopów i deszczy.  Krok po kroku planowałam etapy poszczególnych prac. Zaczęłam od zaplanowania podniesienia podłoża – był to element fizycznie dla mnie najtrudniejszy i najdłużej trwający.  Następnie zabezpieczyłam grunt przed osuwaniem oraz przed chwastami wchodzącymi z niezagospodarowanej działki graniczącej z moim ogrodem (w poprzednim wcieleniu mojego ogródka o tym nie pomyślałam, przysparzało mi to dużo niepotrzebnej i czasochłonnej pracy). Po trwających kilka tygodni pracach nastąpił najprzyjemniejszy etap – aranżacji części ogrodu – planowanie roślinności  i dekoracji. Aby nie popełnić także w tej dziedzinie błędów, najpierw przestudiowałam charakterystykę roślin, które chciałam aby „cieszyły moje oczy” oraz zapoznałam się z zasadami ich zimowania (aby olejny okres zimy, nie był dla mnie kolejnym rozczarowaniem). Po skończonej pracy, z dumą patrzyłam na rezultat swoich ciężkich, kilkutygodniowych wysiłków. Poczułam tez spokój, bo wiem, że zabezpieczyłam wszystko przed zalaniem i przynajmniej nie grozi  mi rozczarowanie z powodu ewentualnych zniszczeń spowodowanych podtopieniami.

Analizując swoją pracę wiem, że gdybym dwa lata temu dokładnie zapoznała się z ułożeniem terenu, zagłębiłabym tajniki roślin oraz lepiej dobrałabym narzędzia do budowy ogrodu, pewnie po kilku latach nie musiałabym go odbudowywać.  Byłby zrobiony prawidłowo od początku i wymagałby tylko drobnych modyfikacji ale nie byłby narażony na żywioł wody. Oszczędziłabym nerwów, smutku i czasu. Z czasem rozmyślania o tej sytuacji moja postawa złości na żywioł natury zmieniła się na pretensje do siebie. Mogłam przecież zrobić lepsze rozeznanie od początku. Przemyślane działania dałyby mi na pewno więcej czasu do planowania a w rezultacie więcej radości ze zbierania dorodnych plonów. Zamiast tego miałam łzy rozczarowania spowodowane stratami. Mimo wszystko jestem szczęśliwa, że po wielkim rozczarowaniu, które przeżyłam na początku mojej kariery ogrodnika, teraz z dumą mogę spoglądać na moje plony i co najważniejsze cieszę się, że miło złych wspomnień i doświadczeń stanęłam do walki z moim ogródkiem. Ponieważ szykuje się okres zimowy wszystkim ogrodnikom przypominam o odpowiednim zabezpieczeniu roślin abyśmy mogli obserwować jak budzą się do życia na wiosnę.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *