Pomimo swojej wieloletniej pracy odkrywam wciąż na nowo siebie – jako nauczyciela i dzieci – jako moich uczniów. Jako nauczyciel pragnę podkreślić rolę, jaką w mojej pracy odgrywa relacja nauczyciel – uczeń. Każda ze stron ma swoje oczekiwania i cała trudna sztuka polega na tym, aby im sprostać. Złota zasada – nie oczekuj więcej, niż możesz otrzymać, byłaby tutaj na miejscu, lecz przecież każdy z nas ma swoje sposoby by zmotywować ucznia do większego wysiłku. Osobowość nauczyciela odgrywa tutaj bardzo dużą rolę. Uczeń, który wie, że w razie porażki może liczyć na zrozumienie, że zawsze będzie sprawiedliwie oceniany i nie obawa się ośmieszenia czy tego, że zostanie poniżony – czuje się bezpiecznie. Bezpiecznie, by podjąć ryzyko zaprezentowania siebie, przedstawiania własnych dokonań i otworzenia się na nowe wyzwania.
Opowiem o pewnej sytuacji z mojego własnego doświadczenia. Po kilkuletnim pobycie za granicą, wróciłam do Polski z moimi dwiema córeczkami. Starsza miała 6 lat, a młodsza 4. Ponieważ nie mówiły po polsku (jedynie rozumiały co się do nich w tym języku mówi), posłałam je do „zerówki”, pragnąc by szybciej nauczyły się języka polskiego. Starsza sześciolatka bardzo szybko „przeszła” z języka arabskiego na język polski, młodsza miała jednak z tym problemy. Chcąc, by zaczęła mówić po polsku umieściłam ją z siostrą w zerówce. Posłana w wieku 4 lat do zerówki, przebywając wśród sześciolatków, nie umiejąc tak jak oni rysować czy liczyć, nabrała przekonania, że jest we wszystkim o wiele gorsza. Mój pomysł na przyspieszenie nauki i integracji okazał się porażką. Umieściłam więc córkę w przedszkolu. Niestety smutne konsekwencje dały się zaobserwować w dalszej edukacji córki: zostałam zaproszona do przedszkola, na ”zajęcia pokazowe”, a moja córka wyjęła kartkę, kredki i coś tam sobie ”bazgroliła” przekonana, że i tak nie będzie potrafiła zrobić tego co inni, nawet nie próbując słuchać poleceń nauczycielek.
Próbowałam zaradzić sytuacji intuicyjnie, pracowałam z nią po kilka godzin dziennie, były to zabawy i gry edukacyjne. Efekt był widoczny już po 3 miesiącach. Panie z przedszkola z wielką radością zauważyły, że córka liczy do 100 i pisze poprawnie używając zmiękczeń i dwugłosek, występuje mówiąc wierszyki na uroczystościach. Dziś wiem, że udało nam się, ponieważ córka miała do mnie zaufanie. Czuła się bezpiecznie nie obawiając się ośmieszenia, wiedziała też, że wierzę w jej umiejętności i co najważniejsze, sama uwierzyła w siebie.
Podobne objawy odnajduję u wielu uczniów posłanych do pierwszej klasy z brakiem gotowości szkolnej. Dzieci widząc, że nie podołają wyzwaniu i porównując się z tymi, którzy sobie dobrze radzą – wycofują się. Nierzadko zamykają się w swoim świecie, gdzie nikt nie wymaga od nich rzeczy niezrozumiałych, a przez to trudnych do wykonania. Dlatego ogromne znaczenie ma relacja nauczyciela z uczniem. Doświadczenie z moją córką nauczyły mnie, jak budować więź z uczniami mającymi tego rodzaju problemy. Szczególnie zwracam uwagę na to, aby uczeń czuł, że nie jest odbierany jako „gorszy” czy „mniej kochany”. Na bazie takich relacji motywuję uczniów, często zrezygnowanych z powodu porażek do podejmowania wyzwań sugerując: „nieważne jak ci to wyjdzie, spróbuj”. Na początku dyskretnie pomagam, później ukierunkowuję na samodzielne myślenie. Gdy uczeń przekona się, że potrafi – wiadomo: już z górki. Jakże cenna jest radość, a w następstwie duma z samodzielnie wykonanego zadania. Duma wobec kolegów i koleżanek, a także rodziców. Tak więc ważną role odgrywa dowartościowanie. Nic tak nie zachęca do dalszej pracy, jak radość z sukcesu. Poczucie własnej wartości otwiera dziecko na szukanie własnych rozwiązań i pomysłów, na kreatywność.
Julia Gola