Czytałam kiedyś (niestety było to jakiś czas temu, nie podam więc źródeł) o badaniu przeprowadzonym przez naukowców. Nauczyciel – przedmiotu nie pamiętam, niech to będzie… angielski – dostał dwie grupy uczniów. Grupa A – poinformowano go – to grupa „bystrzaków”, najlepszych z najlepszych, o wyjątkowych zdolnościach lingwistycznych, nieoszlifowanych diamentów potrzebujących tylko ręki mistrza, by zalśnić. Grupa B z kolei była grupą „słabeuszy”: to dzieci zupełnie pozbawione językowego wyczucia, niezbyt zdolne, niezbyt bystre… no cóż, takich też uczyć trzeba. Po jakimś czasie zbadano postępy obu grup uczniów. Jak nietrudno się domyślić, grupa A zaczynała właśnie lśnić: ich umiejętności językowe rozwijały się błyskawicznie, znali coraz więcej słówek, lubili angielski i byli wysoce zmotywowani. Grupa B nie zrobiła specjalnych postępów, była zniechęcona i negatywnie nastawiona do nauki. Nie byłoby w całej historii nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jedyne, co faktycznie różniło obie grupy to… wiedza, jaką na ich temat posiadał nauczyciel. Poziom wiedzy, umiejętności i zdolności dzieciaków w obu grupach był identyczny – różniło się jedynie nastawienie nauczyciela. Wydaje się niemożliwe? Ja zrobiłam od razu rachunek sumienia i zauważyłam, że … w „dobrej” grupie, dla „dobrych” uczniów bardziej się staram. Zadania, jakie przed nimi stawiam, są ciekawsze, wymagają myślenia, twórczego szukania rozwiązań, są nieoczywiste. Są też urozmaicone i różnorodne. Jeśli uczniowie mają z nimi problem – wspieram ich, wiedząc, że poprzeczkę postawiłam wysoko. Szukam ciekawostek, rozszerzam zajęcia o tematy poza programem, interesujące dla uczniów. Kiedy dobry uczeń jest nieprzygotowany, zrzucam to na zły dzień i daję mu kolejną szansę… W słabych grupach o wiele mniej mi się chce. Po co silić się na ciekawe zadania – niech wstawiają czasowniki w odpowiedniej formie. Powtarzalne, mechaniczne ćwiczenia na pewno ich nie przerosną. Kiedy zadają pytanie – opadają mi ręce: nawet z tak prostackim problemem sobie nie radzą??? Kiedy zapytam kogoś i nie zna odpowiedzi, stwierdzam: no tak, jak zwykle, czego się spodziewałam…
Oczywiście przerysowuję, chyba nie byłam aż tak kiepską nauczycielką. Niemniej motywujący wpływ uczniów ciekawych świata na pewno zna każdy z nas, podobnie jak frustrację powodowaną przez nieprzygotowanie czy niechęć do myślenia. Zastanawiałam się jednak ostatnio, czy jako nauczycielka nie ulegałam zbyt często złudzeniu, że znam ucznia, nie popadałam w stereotypy („klasa matematyczna, językami się nie interesują”), nie szłam na łatwiznę trzymania się raz powziętych przekonań na temat uczniów… Szczególnie ten ostatni punkt wydaje się obecnie palący. Uczniowie o dwa lata dłużej zostają w szkole podstawowej. Wraz z likwidacją gimnazjów odpadł jeden dodatkowy moment „zaczynania od początku”, wchodzenia w grupę, klasę, z czystą kartą, budowania od nowa swojej tożsamości. W nowej szkole czy klasie łatwiej zmienić styl bycia, podejście do nauki i obowiązków. W grupie, gdzie znają nas od lat, mamy zazwyczaj określone miejsce i rolę, z których naprawdę trudno się wywikłać. Ci z Państwa, którzy jak ja kończyli ośmioklasową szkołę podstawową pamiętają, że naprawdę wielu uczniów w ostatnich jej latach „jechało na opinii”. Prymusowi równie trudno było złapać jedynkę jak „leniowi” piątkę. Jeśli uczeń dotąd uważany za słabego robił nagłe postępy, często podejrzewany był o ściąganie, nieuczciwość, w najgorszym razie – korepetycje. „Prymusowi” naprawdę wiele wybaczano i musiał zawalić coś spektakularnie, aby uwierzono, że .. .coś się zmieniło.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo zaczął się nowy rok, nowy początek, I chciałabym zachęcić Państwa, nauczycieli, abyście i wy weszli w ten rok ze świeżym spojrzeniem. Abyście powiedzieli uczniom, że zapominacie o ich dotychczasowych dokonaniach i z zainteresowaniem czekacie, co pokażą w tym roku. Abyście przekonali ich, że każdy ma szansę zabłysnąć. Abyście traktowali ich wszystkich jako potencjalnych geniuszy, prymusów, nieoszlifowane diamenty. Abyście zapomnieli o nieodrobionych pracach domowych z lat poprzednich i z nadzieją czekali na realizację obowiązków w tym roku. Abyście przekonali uczniów, że w nich wierzycie i z optymizmem patrzycie w przyszłość. Niech to będzie nasz tegoroczny eksperyment. Przyniesie to korzyść tym, którzy dotąd błyszczeli – zobaczą, że nie wystarczy opinia, potrzebna nadal praca. Da to szanse tym, którzy dotąd pozostawali w cieniu – może dwa miesiące wakacji sprawiły, że dojrzeli, może widmo egzaminu działa motywująco… Spójrzmy na uczniów świeżym okiem – obyśmy zobaczyli w nich potencjał!