Odrobinę zaufania!
Wybitny pedagog prof. Bogusław Śliwerski na łamach kwartalnika „Psychologia w szkole” wzywa nauczycieli, dyrektorów i urzędników odpowiedzialnych za edukację i wychowanie do walki ze wszechobecną w szkolnictwie hipokryzją. Na czym ta hipokryzja polega? Na tym, pisze badacz, że zbiorowo wszyscy udajemy współpracę z rodzicami. Przyczyn tego stanu rzeczy doszukuje się Profesor w dziedzictwie totalitarnym, które na masową skalę wdrażało „centralistyczne i hierarchiczne rozwiązania”. Istotnie. Trudno odmówić uczonemu racji, kiedy pisze, że nauczyciele i dyrektorzy szkół traktują rodziców jak zło konieczne. Prawda to jednak częściowa. Ofiarami długiego trwania centralizmu w szkole są nie tylko rodzice, ale także nauczyciele. Doświadczenia dzisiejszych rodziców ze szkołą mają swoje źródła, jak sądzę, w zbiorowym resentymencie do instytucji totalnych, a do takich pod wieloma względami zaliczyć należy szkołę.
Jak pokazują badania socjologiczne, a także codzienna praktyka zaufanie rodziców do nauczycieli jest na bardzo niskim poziomie – i nie będzie to wielką przesadą, jeśli pokuszę się o następujące porównanie: poziom zaufania rodziców do nauczycieli jest podobny do poziomu zaufania obywateli państwa totalitarnego do instytucji władzy. To właśnie z braku zaufania daje się wciąż słyszeć, że „nauczyciel się uwziął na moje dziecko”. A to przecież zarzut poważny, bo w swojej istocie wyraża podejrzenia o nadużycie władzy, bezprawne działania, planowe i konsekwentne okradanie własnego ucznia z poczucia wartości, by nie powiedzieć przemoc psychiczną. Tylko ten nauczyciel może się „uwziąć”, który jest doskonałym produktem totalitaryzmu, bo tylko w systemie niedemokratycznym mógł czuć się bezkarny lub upajać się nieograniczoną władzą na biografią drugiego człowieka. Czasy te bezpowrotnie minęły, ale myślenie o nauczycielu w „totalitarnych” kategoriach nadal ma się świetnie.
Jedna z uczestniczek mojego szkolenia, kiedy zapytałem, co sprawia Jej największą trudność, odpowiedziała bez namysłu – najtrudniejsze są dla mnie sytuacje, kiedy rodzic mnie okłamuje, by „kryć” własne dziecko. To kolejny pośredni dowód na to, że zasady, które stara się przekazać uczniom szkoła, często traktowane są w ich rodzinnych domach, tak jak zarządzenie „obcej” władzy, którą trzeba z jednej strony tolerować, z drugiej zaś „obejść”. Z resztą słowo „kryć” w tym znaczeniu nie przypadkowo zrodziło się właśnie z doświadczenia totalitaryzmu.
My jako nauczyciele musimy zdawać sobie sprawę, że totalitarne dziedzictwo nadal rzutuje na społeczny wizerunek nauczyciela. Rodzice przybierają postawy roszczeniowe, bronią się przez atak, ponieważ nadal traktują szkołę jak bezduszny urząd, w którym nie mam dla nich miejsca. I tutaj ogromne wyzwanie przed nami, nauczycielami, winniśmy bowiem zacząć pracę nad odbudową zaufania społecznego, by móc w przyszłości cieszyć się autentycznym szacunkiem. Zadania nie ułatwia nam zbiorowy stereotyp nauczyciela – bezdusznego urzędnika, który to oczekuje, że rodzic stawi się na wezwanie, nie będzie dyskutował, zadawał pytań, a jedynie pokornie przyzna nauczycielowi rację i bez „szemrania” zrobi po prostu to, co mu mocą władzy nauczycielskiej zalecono. Im rzadziej będziemy wchodzić w rolę urzędnika, tym lepiej dla nas samych.
Wybitny pedagog prof. Bogusław Śliwerski na łamach kwartalnika „Psychologia w szkole” wzywa nauczycieli, dyrektorów i urzędników odpowiedzialnych za edukację i wychowanie do walki ze wszechobecną w szkolnictwie hipokryzją. Na czym ta hipokryzja polega? Na tym, pisze badacz, że zbiorowo wszyscy udajemy współpracę z rodzicami. Przyczyn tego stanu rzeczy doszukuje się Profesor w dziedzictwie totalitarnym, które na masową skalę wdrażało „centralistyczne i hierarchiczne rozwiązania”. Istotnie. Trudno odmówić uczonemu racji, kiedy pisze, że nauczyciele i dyrektorzy szkół traktują rodziców jak zło konieczne. Prawda to jednak częściowa. Ofiarami długiego trwania centralizmu w szkole są nie tylko rodzice, ale także nauczyciele. Doświadczenia dzisiejszych rodziców ze szkołą mają swoje źródła, jak sądzę, w zbiorowym resentymencie do instytucji totalnych, a do takich pod wieloma względami zaliczyć należy szkołę.
Jak pokazują badania socjologiczne, a także codzienna praktyka, zaufanie rodziców do nauczycieli jest na bardzo niskim poziomie – i nie będzie to wielką przesadą, jeśli pokuszę się o następujące porównanie: poziom zaufania rodziców do nauczycieli jest podobny do poziomu zaufania obywateli państwa totalitarnego do instytucji władzy. To właśnie z braku zaufania daje się wciąż słyszeć, że „nauczyciel się uwziął na moje dziecko”. A to przecież zarzut poważny, bo w swojej istocie wyraża podejrzenia o nadużycie władzy, bezprawne działania, planowe i konsekwentne okradanie własnego ucznia z poczucia wartości, by nie powiedzieć przemoc psychiczną. Tylko ten nauczyciel może się „uwziąć”, który jest doskonałym produktem totalitaryzmu, bo tylko w systemie niedemokratycznym mógł czuć się bezkarny lub upajać się nieograniczoną władzą na biografią drugiego człowieka. Czasy te bezpowrotnie minęły, ale myślenie o nauczycielu w „totalitarnych” kategoriach nadal ma się świetnie.
Jedna z uczestniczek mojego szkolenia, kiedy zapytałem, co sprawia Jej największą trudność, odpowiedziała bez namysłu – najtrudniejsze są dla mnie sytuacje, kiedy rodzic mnie okłamuje, by „kryć” własne dziecko. To kolejny pośredni dowód na to, że zasady, które stara się przekazać uczniom szkoła, często traktowane są w ich rodzinnych domach, tak jak zarządzenie „obcej” władzy, którą trzeba z jednej strony tolerować, z drugiej zaś „obejść”. Z resztą słowo „kryć” w tym znaczeniu nie przypadkowo zrodziło się właśnie z doświadczenia totalitaryzmu.
My jako nauczyciele musimy zdawać sobie sprawę, że totalitarne dziedzictwo nadal rzutuje na społeczny wizerunek nauczyciela. Rodzice przybierają postawy roszczeniowe, bronią się przez atak, ponieważ nadal traktują szkołę jak bezduszny urząd, w którym nie mam dla nich miejsca. I tutaj ogromne wyzwanie przed nami, nauczycielami, winniśmy bowiem zacząć pracę nad odbudową zaufania społecznego, by móc w przyszłości cieszyć się autentycznym szacunkiem. Zadania nie ułatwia nam zbiorowy stereotyp nauczyciela – bezdusznego urzędnika, który to oczekuje, że rodzic stawi się na wezwanie, nie będzie dyskutował, zadawał pytań, a jedynie pokornie przyzna nauczycielowi rację i bez „szemrania” zrobi po prostu to, co mu mocą władzy nauczycielskiej zalecono. Im rzadziej będziemy wchodzić w rolę urzędnika, tym lepiej dla nas samych.